Wiersze - Władysław Broniewski strona 22

Brzoza

Przeciw smutkom cóż pocznę,
o! brzozo!
Usnę, ale się ocknę,
coś się we mnie rozpęta,
by pamiętać, pamiętać,
o! brzozo!

Córko moja nieżywa,
o! brzozo!
pieśni nić niegodziwa
chce mnie spętać trumiennie
i - zatruta - być we mnie,
o ! brzozo!

Jakże rozpacz wyrazić, gdy żyję,
o! brzozo!
kiedy słowa nijakie, niczyje,
a ja powiem rozpaczą
słowom, że nic nie znaczą,
o! brzozo!

Byt określa świadomość

Smutna to była świadomość:
hałdy, hałdy, osada...
Proletariusz? - to przecie wiadomo:
ten, co nic nie posiada.

Co mi tam opowiadać,
co było, a czego nie będzie!
Chcę rozpowiedzieć radość
wszędzie.

Wydobyliśmy tyle a tyle
ponad normę. Wiadomo.
Niech dzieci spytają: "Ile
chleba z masłem przybyło do domu?"

Niech żona spyta: "Dlaczego
niezmęczony i taki radosny?"
Mąż odpowie: "Bom robił dla swego,
dla socjalizmu, dla wiosny.

Robiłem z rozmysłem, honornie,
kilof walił jak sto tysięcy,
325 ponad normę,
a będzie jeszcze więcej!"

Jeszcze czarne pod kopalniami
hałdy i widma domostw.
Przyszłość przed nami!
Byt określa świadomość!

Ciała

Światu - zieleń,
światu - dobytek,
a mnie niewiele:
ciała zabitych.

Stanie armia
zmartwychpowstała,
świat ogarną
zabitych ciała:

ciała dzieci
z dna krematoriów
będą lecieć
ponad historią,

ciała młodzieńców,
ciała dziewcząt
w cierniowych wieńcach
przyjdą zewsząd,

ciała mężów
z cmentarzy polnych
pójdą zwyciężać,
będą wolne,

ciała z obozów,
z miast rozstrzelanych,
ciała z powrozem,
ciała z raną,

ciała zagłady,
ciała krzywdy
przyjdą gromadą,
nie spoczną nigdy!

Ciałom - zwycięstwo!
Ciałom - chwała!
A mnie za ciężko
o jedno ciało.

Ciągle o Warszawie

Algebra słów? Matematyka uczuć?
Mnie na to nikt nie nabierze.
Ja chciałbym czegoś od księżyca się nauczyć,
czego się nie nauczę, w to nie uwierzę.

"A najpierw wierzę sercem poganina..."
Zmienili się poganie.
Czy poezja musi być inna,
czy sobą pozostanie?

Mnie od Trzech Wielkich dużo dzieli:
i po mieczu, i po kądzieli.
Ja sobie tak (poetycko) gwarzę, gwarzę,
napiszę, co zauważę:
domy zburzone,
zwalone mosty,
groby w Śródmieściu...
Wszystko to wiersz mój upieści,
prosty.

Czary

Przecierało sie niebo mgławe,
kołysały się gibkie trzciny,
miesiąc z bory wypłynął i stanął nad stawem -
w stawię kąpią się nocą dziewczyny.

Białe lilie zrywają z łodyg
i wplatają miękko we włosy,
miło pod chłodnym niebem miesięcznej pogody
strącać z piersi kropelki rosy,

miło piersi młode odsłaniać
i zielonym światłem oblewać,
miło w noc nadsłuchiwać leśnego wołania:
w ciemnym lesie zwołują się drzewa.

A noc płynie pachnąca, biała,
zmąca wodę powiewem lekkim.
W tę noc, jak lilie białe, rozkwitają ciała,
piersi krwią dojrzewają i mlekiem.

Wtedy strach, wtedy wstyd dziewczynom,
nagich piersi, strwożone, dotkną,
miesiąc w nocnej kąpieli oblepił je śliną,
srebrnym strachem, tęsknotą wilgotną.

Nieruchome, wzniosą ramiona,
zakołyszą się, mdłe, niezręczne,
a już woda u kolan miesiącem srebrzona,
w białych oczach już światło miesięczne.

Będą z krzykiem biec po murawie,
odurzone, jak w śnie zawiłym -
miesiąc ciała im biczem srebrzystym okrwawi:
będą we krwi po ziemi się wiły.

‹‹ 1 2 19 20 21 22 23 24 25 40 41 ››