Ach! Jakaś siła ślepa i głucha
Pcha w życia wiry;
Wszystkie marzenia ludzkiego ducha
Obleka w kiry.
Bez twojej wiedzy i bez twej woli
Oglądasz świat;
A na tej życia jałowej roli
Schnie każdy kwiat!
Anioł Pański
Łkają przeciągle dzwony nieszporne,
Prosząc o ciszę dla zmarłych dzielnic;
W mojej samotni, jakby z kadzielnic,
Snują się z wolna mroki wieczorne.
Prosząc o ciszę dla zmarłych dzielnic,
Dziwna tęsknota łka w moim łonie;
W mojej samotni, jakby z kadzielnic,
Mdlejących kwiatów snują się wonie.
Dziwna tęsknota łka w moim łonie;
Słyszę pożegnań żałobne psalmy,
Mdlejących kwiatów snują się wonie:
Na trumnie więdną świecone palmy.
Słyszę pożegnań żałobne psalmy,
Oczy przesłania opona mglista,
Na trumnie więdną święcone palmy
"Niech światłość świeci jej wiekuista".
Oczy przesłania opona mglista;
Kolana same gną się pokornie -
"Niech światłość świeci jej wiekuista" -
Łkają przeciągle dzwony nieszporne.
Barwy, głosy, wonie
Barwy błyszczące, jasne, lśniące migotliwie
Wonie odurzające, mocne, rozkoszne, upojne,
Głosy triumfem brzmiące, zwycięskie, zgiełkliwe -
Barwy wonie i głosy sprzeczne, niespokojne
Z wolna cichną, szarzeją zmilkają, bledną,
Wirują, płyną w zmierzchu senne, mgliste tonie,
Zlewają się ze sobą, stapiają się w jedną
Ukojenia harmonię; barwy, głosy, wonie.
Czas żarów...
Czas żarów południowych płomiennego stepu:
Na pustyni bezbrzeżnej hymny lazurowe
Nieskończonej otchłani błękitnego sklepu;
Rozciągnięte lubieżnie na piaskach lwy płowe;
Miedź lśniąca, metaliczna pełzających gadów,
Uparty, monotonny, ciągły syk szarańczy;
Pościg strusiów, szalonych pustyni nomadów;
Taniec palmy na jednej nodze opętańczy.
A nagle - srebrne szmery i piany potoku,
Szum jodeł zawieszonych u przepaści stoku,
Przedświtu wiosennego najświętsza godzina,
I biała epifania kapłanki Odyna
Z brzęczeniem pszczół w jej włosów złocistych pożarze:
- Zbłąkanej karawany mych myśli miraże!
Dawid
W łuszczastą karacenę odzian olbrzym hardy,
Filistyńczyk z Geth, Goliath w miedzianym puklerzu,
Trzymając Izraela na hańby pręgierzu,
Ciska mu w twarz wyzwanie i słowa pogardy.
Ku niemu szedł młodzieńczyk. Siłacz pełen wzgardy
Patrzał, jak biegł ten pastuch na śmierć i żer zwierzu;
Lecz on ci chłopiec z Panem Zastępów w przymierzu,
Sięgnąwszy do swej torby, dobył kamień twardy,
Wsadził w procę i kręgi zatoczył nią w koło:
Kamień z świstem się wyrwał i wrył w groźne czoło;
Olbrzym nagle się zachwiał i runął na ziemię. -
A Dawid, przybieżawszy, w gardziel miecz mu wtłacza
I wysoko wzniesionym ściętym łbem siłacza
Sieje postrach ogromny w Filistynów plemię.