Wiersze - Paul Verlaine

Paul Verlaine

poeta
  • Data i miejsce urodzenia: 30 marzec 1844, Metz
  • Data i miejsce śmierci: 8 styczeń 1896, Paryż
  • Narodowosć: francuska
Paul Verlaine - poeta

Zaliczany do przedstawicieli implesjonizmu w literaturze. Jeden z najbardziej znanych poetów francuskich.

* * * (A więc to będzie w jasny, letni dzień..)

A więc to będzie w jasny, letni dzień:
Weselne słońce, spólnik mej radości,
Zrobi piękniejszą - w szat białych świetności -
Twą drogą piękność - od prawdy i śnień;

Niebo niebieskie, jak namiot wysoki,
Fałdów przepychem wokół naszych czół
Drgać będzie szczęsnych, lecz przybladłych w pół
Z oczekiwania, z błogości głębokiej;

I przyjdzie wieczór, wonny oddech róż
Pieścić cię będzie, igrać z twym welonem,
A gwiazd orszaki okiem uśmiechnionem
Pozdrowią szczęsnych - nowożeńców już.

* * * (Biały sierp wąski..)

Biały sierp wąski
Wzeszedł nad bór;
Z kazdej gałązki
Świergotów chór
Płynie gęstwiną...

O, ma dziewczyno!

Stawu tajemne
Lustro bez dna
Odbija ciemne
Wierzb sennych tła,
Gdzie wiatr wspomina...

Marzeń godzina.

Ogromna, tkliwa
Cichość i mir
Z szafirów spływa,
Z gwiaździstych lir
Słodko się chyli...

O, czar tej chwili!

* * * (Czarny sen, jak głaz...)

Czarny sen, jak głaz,
Spadł na me istnienie;
Z mą nadzieją wraz
Śpij, wszelkie pragnienie.

Nie wiem nic, jak w mgle
W pamięci się chwieje
Co dobre, co złe...
O nieszczęsne dzieje!

Jak kołyską, mnie
Czyjaś dłoń kołysze
Na ciemnicy dnie:
Och, ciszej! och, ciszej!

tłum. Wincenty Korab-Brzozowski

* * * (Nadzieja lśni jak słomy ździebełko..)

Nadzieja lśni jak słomy ździebełko w stodole. Czemu lękasz się osy, szalonej swym lotem? Patrz, słońce zawsze prószy w szczelinie gdzieś złotem. Gdybyś się zdrzemnął, łokcie oparłszy na stole? Biedaku mój, tej wody choć wypij, źródlana, Zimna. Śpij potem. Widzisz, jam z tobą, zbądź trwogi. Pieszczotami otoczę twej drzemki sen błogi I będziesz, jak dziecina, nucił, kołysana. Południe bije. Oddal się, przez litość, pani! Śpi. Dziwna, że stąpanie kobiety tak rani Mózg nieszczęsnych biedaków, dzwoniąc o ich głowę. Południe bije. Skropić kazałem w pokoju. Śpijże, śpij! Nadzieja lśni jak kamień w wyboju. Ach, kiedyż znowu róże zakwitną wrześniowe? tłum. Stanisław Korab - Brzozowski

* * * (Nieba widać przez dachu kąt..)

Nieba widać, przez dachu kąt,
Modrość i ciszę.
Drzewo jakieś, przez dachu kąt,
Liście kołysze.

Dzwonek w niebie widocznym stąd
Dzwoni cichutki.
Ptak na drzewie widocznym stąd
Śpiewa swe smutki.

Boże, Boże, życie jest tam,
Proste, spokojne.
Ten łagodny pogwar, ot tam,
To miasto rojne.

Cóżeś zrobił, ty, co - tak sam! -
Szlochasz w żałości,
Cóżeś zrobił, ty, coś tak sam,
Ze swej młodości?

1 2 3 4 6 7 ››