Wiersze - Andrzej Waligórski

A Rosołowski nie przychodzi

 
 
Za oknem wicher nostalgiczny
ponuro szumi i zawodzi,
a Rosołowski frenetyczny
miał dzisiaj przyjść, i nie przychodzi.
 
Jak statek on oceaniczny,
który do różnych portów wchodzi,
i jak wodewil on muzyczny
i jak kolęda "Bóg się rodzi".
 
Taki jest mądry, taki śliczny
czy śpi, czy grzmi, czy gździ, czy chodzi,
o, Rosołowski egzotyczny.
O, ratunkowa moja łodzi!
 
Oto już księżyc lunatyczny
nad garsonierą pustą wschodzi,
a Rosołowski gigantyczny
i niebotyczny nie przychodzi.
 
O, bólu apokaliptyczny!
Czy on przypadkiem nie u Lodzi,
bachiczny i aromatyczny,
plugawy żywot Lodzi słodzi?
 
Stosunek nasz morganatyczny
może już bokiem mu wychodzi?
O, Rosołowski sataniczny,
o, klęsko gorsza od powodzi!
 
Czyż szczęścia blask iluzoryczny
tak lekko się rozwiewać godzi?
Tu wikt cię czeka kaloryczny.
Bamboszki, w których nikt nie chodzi,
 
jak również kotek mechaniczny -
zabawka, która cię odmłodzi...
O, Rosołowski, tyś praktyczny,
więc wstąp na chwilę, co ci szkodzi...?
 
Ha! Brzęknął dzwonek elektryczny!
Otwórzmy... ot, jak los nas zwodzi:
to tylko kurcszlus sporadyczny.
A Rosołowski nie przychodzi...

Ach, to była historia

 
Ach, to była historia bardzo drobnomieszczańska,
Schemat przez recenzentów filmowych tępiony -
Mąż wrócił o dzień wcześniej niż miał wrócić z Gdańska
I zaskoczył kochanka w objęciach swej żony.
Ach, to była historia niesmaczna nad wyraz,
Żona jęła natychmiast spazmować i szlochać,
Ten nieszczęsny kochanek z łóżka prędko wyłazi,
A wyglądał, że tylko wziąć i się odkochać!
Ach, to była historia plugawa i brzydka,
W popielniczce przy łóżku fajczył się papieros,
Ten facet dostał drgawek w chuderlawych łydkach
Zaś mąż stwierdził naocznie, że to nie był heros.
Przez sekundę w milczeniu spoglądali obaj
A mąż myślał: - Ej, gdybym miał spluwę i kule!
A tamten facet myślał: - Moja garderoba!
l ukradkiem, ogródkiem, sięgał po koszulę.
Ach, to była historia na pozór codzienna.
Takich zdarzeń wokoło zdarza się obfitość,
Lecz nagle się zrobiła od innych odmienna.
Bo mąż, - choć sam się dziwił - jął odczuwać litość.
Ach, to była historia niezupełnie wredna -
Tusz na twarzy tej żony rozmazał się z pudrem.
To ten mąż się rozczulił i pomyślał: - Biedna...
... Skąd ona wytrzasnęła takiego łachudrę?
Ach. to była historia ciekawa i nowa.
Mąż podał temu panu jego nędzne getry,
Podszedł do tej nieszczęsnej. dłoń jej ucałował.
Wskazał gościa oczami i spytał: - Elektryk?
Ach, to była historia z cholernym fasonem.
Facet zaczął się tyłem cofać w drzwi otwarte.
Lecz gdy chciał je przekroczyć z niepewnym ukłonem -
O próg potknął się, wrzasnął i zleciał na parter.
Ach. to była historia najwyższej jakości.
Gdy gość spadał, swą odzież pogubiwszy w locie -
Mąż schylił twarz, by ukryć uczucie radości
Zaś żonie usta drgnęły w bezgłośnym chichocie.
Ach. to była historia! I z jaką puentą!
Kochanek cicho jęcząc po upadku wstawał,
Spojrzał w górę i ujrzał, że już drzwi zamknięto.
To właśnie mąż je zamknął. I umarł na zawał.

Aluzjonista

 
 
Gucio jest mówca, Pucio - cyklista,
Ja jestem znany Aluzjonista!
Hi hi, ha ha! Aluzje robię ja!
Inny to co myśli chlapie, o uchwale, o etapie,
Bez ogródek wypowiada wszystko wprost, ach ach!
Ja - gdy siedząc na kanapie aluzyjnie stopę drapię -
Komentuję równocześnie stopy wzrost, ha ha!
W saloniku cioci Mrówci inny dowcip robię znów ci,
Bo gdy lufcik ktoś otwiera - twierdzę, że
Jeśli ktoś otworzył lufcik, to nie aby swąd wypuścić.
Lecz by spostrzec, kto wychyli pierwszy się, hi hi!
Pim pim, pam pam, aluzjonista jam!
Kiedy jest na obiad zupa, też się śmiechu robi kupa,
Bo nadaję zwykłej zupie sens i głąb, tak tak!
Kiedy odniechcenia w zupie aluzyjnie chochlą chlupię 
Nucąc "ząb zupa dąb" i "dąb zupa ząb" hu hu!
W telewizji o nawozach, kiedy mowa i o kozach,
Lub zasiewy ktoś omawia, względnie tucz,
Minę robię wręcz rozumną: - Teraz - mówię - będzie gumno!
Mrużąc przy tym aluzyjnie jedno z ócz! 
I szał i śmiech, i krzyk : - "Bodajbyś zdechł"!
Towarzyskie me zalety uwielbiają wręcz kobiety,
Kontemplują każde słowo me i gest, och och!
Grono pań się wprost zaśmiewa,
Gdy ja cóś o rżnięciu... drzewa
Lub gdy pytam, czy panienka lubi bez... 
Bufetową śmieszę w bistro mówiąc: - Czy ma pani czystą?
Ministrowi: - Ale ma pan mini-ster! Hu hu!
Dżokejowi: - Nie bij konia.....!!!! No i cześć aluzju poniał!
Taki ze mnie bawidamek i ceseur... oj ja nie mogę...
ojej bo ja trzasnę... hi hi hi... hu hu hu...

Apel

 Młody, zadziorny Polaku,
nie szastaj się w lewo i w prawo,
bądź czyścicielem znaków
drogowych! To piękny zawód.
Są w naszej ojczyźnie szlaki
rzucone wśród lasów i zbóż,
stoją na drogach znaki,
te znaki pokrywa kurz.
Po co masz niszczyć nerki
wódką? Ty się zastanów!
Kup sobie na raty dwie ścierki 
z miękkiego, miłego barchanu,
każ cioci uszyć sakwojaż 
z rypsu, bądź też z drelichu
i ruszaj w daleki wojaż 
o pierwszym świcie, po cichu.
Nikt pensji na szosach ci nie da
za oczyszczanie tablic,
ale nie grozi ci bieda,
nie wezmą cię, bracie, diabli.
Czyściciel znaków sam nie wie,
skąd złotem sypnie mu świat:
- Ot, na przydrożnym drzewie
rozwali się nagle czyjś fiat
lub z pięknej hispano-suizy
zrobi się brzydki wrak,
a z wraka się sypną dewizy
pod twoje nogi, na szlak.
Wieczorem, zmęczony niezwykle
siądziesz na miedzy lub dróżce,
na chłopskie motocykle
patrząć, płonące w peluszce.
I włożysz wygodne pantofle,
w piżamę się ciepłą ubierzesz,
i może upieczesz kartofle 
w jakimś sfajczonym skuterze.
I uśmiech na twoje lica
wypełznie wolno i miękko
i jakaś osmętnica
dotknie cię dobrą ręką.
Wiedz, wiara przenosi góry,
a koniec dzieło wieńczy!
W powrocie do natury
zobacz swój cel młodzieńczy.
Na rynku pracy jest ciasno,
pcha się łokciami wyż,
miej swoją specjalność włąsną,
nikt ci nie powie "A kysz".
Bądź jako te ptaki boże,
żyjące sytnie, błękitnie,
nie sieje to-to, nie orze,
a proszę, kraj jakoś kwitnie...

Baczki i broda

 
 
Na wiosnę wszystko lepiej rośnie,
wszystko rozwija się z kopyta.
Fryzjer klienta grzecznie pyta:
- Baczki, pan, prosto chcesz czy skośnie?
 
Więc żądaj - skośnie albo prosto,
na wiosnę wszystko pięknie kwitnie,
fryzjer, chwyciwszy brzytwę ostrą,
i tak jak zechce baczki przytnie!
 
Kwitną krokusy i forsycje,
wkrótce popłynie woń akacji,
fryzjer jest panem sytuacji
i ma fryzjerskie swe ambicje.
 
Ogranicz krzyki i protesty,
wróciły grzdyle i rybitwy,
opanuj zbyt gwałtowne gesty,
fryzjer ma, a ty nie masz brzytwy.
 
Może ci przyciąć nawet w ząbki
albo nos urżnąć w jednej chwili,
na piękne wczasy do Porąbki
ci się wybiorą, co przeżyli.
 
Fryzjer ma własną swą manierę,
styl, z którym w zgodzie wszystko czyni!
Patrz, na ulicach tyle mini...
Poprawisz baczki polsilverem!
 
Smukłe dziewczęta mkną po bieżni,
świat aż pęcznieje od urody,
wszyscy od brzytwy-śmy zależni
z wyjątkiem tych, co mają brody,
 
a w brodach tajemnice skryte.
I fryzjer gapi się ponuro,
Gdy brodacz staje przed razurą
Niczym komandos wśród szarytek.
 
I przez lustrzaną taflę szyby
jeden drugiemu w oczy patrzy,
a fryzjer wzdryga się jak gdyby...
i czuje się jak gdyby słabszy.
 
A kaczki się pluskają w wodzie,
a ciepły wiatr nad miastem wieje,
a za optymizm i nadzieję
baczki składają ukłon brodzie.

1 2 3 4 16 17 ››