Wiersze - Edward Stachura

Ach, kiedy znów ruszą dla mnie dni

Minęło wiele miesięcy,
Ale mnie nic nie minęło;
Czas dla mnie w miejscu przystanął;
Takie jest, chłopcy, takie jest piekło.
Na odgłos kroków po schodach
Serce wciąż skacze do gardła,
Że może to jednak to ona,
Ona - to: piękna moja zagłada.
Ach, kiedy znowu ruszą dla mnie dni?Noce i dni!
I pory roku krążyć zaczną znów
Jak obieg krwi:
Lato, jesień, zima, wiosna -
Do Boliwii droga prosta!
Wiosna, lato, jesień, zima
Nic mi się nie przypomina!
Ni żyć już można, ni umrzeć.
Wypłakane łzy doszczętnie;
Oddycham ledwie i z bólem,
Kością mi w gardle staje powietrze.
Czy tak już będzie i będzie,
Boże mój, Boże, mój Boże;
Zawsze i wszędzie w obłędzie,
Boże mój, wbiłeś we mnie wszystkie noże!
Ach, kiedy znowu ruszą dla mnie dni?Noce i dni!
I pory roku krążyć zaczną znów
Jak obieg krwi:
Lato, jesień, zima, wiosna -
Do Boliwii droga prosta!
Wiosna, lato, jesień, zima
Nic mi się nie przypomina!

Anatema na śmierć

Byli tacy co rodzili się
byli tacy co umierali
byli też i tacy, którym to było mało
o feudalna właścicielko naszych dni i nocy
łasico cmentarna, zjadaczko ostatniego potu
panno tatarskich, zazdrosna wszystkich narzeczono
mącicielko wody, lubieżna kusicielko
grzybie piwniczny, jadzie mityczny, wczesna trucicielko
założycielko rodu borgia, muzo getta, wieżo z kości
arko z kości, bramo z kości, różo z kości
rdzo trawestująca, palmo niecierpliwości
w ogonie pawia ukryta ciemna maszynerio
do pół masztu opuszczona niechybna bandero
iskry i morskich latarni gasicielko, szumie głuchy
ty, co zboże pozwalasz źrałe
i oziminy wiotkiej piękną niewiadomą
kto ci dał do ręki ostrą broń, zwyczajna ty wariatko!

Banita

Oto wypędzam szatana.

Oto wypędzam anioła.

Wypędzam z serca obu ich,

Ich obu, co często są jednym.

Niech przyjdzie mi samemu żyć

O skrzydłach własnych i rdzewnych.

Niech przyjdzie mi samemu żyć

O skrzydłach własnych i rdzewnych.

I wypędziłem szatana.

I wypędziłem anioła.

A w serce moje wstąpił wiatr

I tam on zamieszkał i szumi.

A domem moim stał się las,

Nad lasem biją pioruny.

A domem moim stał się las,

Nad lasem biją pioruny.

Ciężko jest żyć bez szatana.

Ciężko jest żyć bez anioła.

Banita boski to mój los,

Lecz nie ja go sobie wybrałem;

To ona mi wybrała go:

Dziewczyna, którą ubóstwiałem.

To ona mi wybrała go:

Dziewczyna, którą ubóstwiałem

Biała lokomotywa

Sunęła poprzez czarne łąki
Sunęła przez spalony las
Mijała bram zwęglone szczątki
Płynęła przez wspomnienia miast
Biała lokomotywa

Skąd wzięła się w krainie śmierci
Ta żywa zjawa istny cud
Tu pośród pustych marnych wierszy
Tu gdzie już tylko czarny kurz
Biała lokomotywa

Ach czyj, ach czyj to jest
Ten piękny, hojny gest
Kto mi tu przysłał ją
Bym się wydostał stąd
Białą lokomotywą

Ach któż, ach któż to może być
Beze mnie kto nie może żyć
I bym zmartwychwstał błaga mnie
By mnie obudził jasny zew
Białej lokomotywy

Suniemy poprzez czarne łąki
Suniemy przez spalony las
Mijamy bram zwęglone szczątki
Płyniemy przez wspomnienia miast
Z Białą lokomotywą

Gdzie brzęczą pszczoły, pluszcze rzeka
Gdzie słońca blask i cienie drzew
Do tej co na mnie w życiu czeka
Do życia znowu nieś mnie nieś
Biała lokomotywo!

Błogo bardzo sławił będę ten dzień

Błogo bardzo sławił będę ten dzień,
Kiedy na nowo się narodzę,
Nawet gdy to będzie śmierci mej dzień.
Może jednak narodzę się wcześniej.
Nawet gdy to będzie śmierci mej dzień.
Może jednak narodzę się wcześniej.

Nie będzie za mną chodził mój cień,
Kiedy na nowo się narodzę,
Straszny i zwęglony, czarny mój cień;
Drzewo gromem rażone w lesie.
Straszny i zwęglony, czarny mój cień;
Drzewo gromem rażone w lesie.

Spał będę w nocy, a nie spał w dzień,
Kiedy na nowo się narodzę,
Jasny, bez demonów będzie mój sen,
Zaś na jawie nie zjedzą mnie pleśnie.
Jasny, bez demonów będzie mój sen,
Zaś na jawie nie zjedzą mnie pleśnie.

Pójdę bezpowrotnie daleko, hen,
Kiedy na nowo się narodzę;
Wszędzie na miłość głuchy jak pień,
Będę w sadach zrywał czereśnie.
Wszędzie na miłość głuchy jak pień,
Będę w sadach zrywał czereśnie.

1 2 3 4 29 30 ››