Wiersze - Edward Stachura strona 29

Włóczęga jestem...

* * *

Włóczęga jestem
co późną nocą
gwiazdy wykrada
i rozdaje ubogim
włóczęga jestem
bez czapki
z długimi włosami
w których noc się bawi z gwiazdami
stary drelich mam na plecach
i spodnie wytarte na tyłku
Dobre duchy - w mych kieszeniach
no i księżyc
największa złotówka
Więc gwiżdżę, gwiżdżę na bogatych
i razem ze mną wiatr gwiżdże na nich
Bo to przecież xiężyc mi strącił
xiężycową złotówkę -
z wysokiej topoli
Ja żem tylko
kieszeń nadstawił.

Wstęp Do

Jak ja cię witam- siostro miłosierna

ty nie nazywaj mnie czarna niewdzięczność



jak ja cię słyszę- siostro miłosierna

nawet kiedy tak mówisz nawet gdy mnie oczerniasz

tkliwość mnie wielka miękko rozsypuje

oddech mój jasny milkną jego dzwonki

uszy mi tylko sterczą na padole



jak ja cię witam- siostro miłosierna

ty nie nazywaj mnie czarna niewdzięczność



nie byłem ja wcale w lasach tych zbawiennych

gdzie się harcuje z promykami słońc



ani też byłem w środku kwiatostanów

w środku słynnego miesiąca majowego

kiedy się duszą w domach panowie i damy

śmiesząc straszliwie chłopca bezdomnego



nie byłem też w dziedzinach błękitu

na wolnym powietrzu cicho rozciągnięty

na rękach wiewnych wolturnów zefirów

na trawach skromnych na cudnych manowcach



nie byłem też- siostro miłosierna

nie byłem też- gdzie ja nie byłem

Za dalą dal

Ja wiem,
Wiem,
Że gór tych
Siedem jest.
 
Wiem też,
Wiem,
Przejść muszę
Siedem rzek!
 
I ciągle dal,
Za dalą dal
Zawieje, snieżyce i żar, i kurz.
I nie wiem nawet już,
Czy tam gdzieś
Będzie kres.
 
Już w żadnych
Oczach
Nie będę
Mieszkać mógł.
 
Już w każdych
Włosach
Zobaczę
Wstęgę dróg!
 
I  ciągle dal,
Za dalą dal
Zawieje, śnieżyce i żar, i kurz.
 
I nie wiem nawet już,
Czy tam gdzieś
Będzie kres.
 
Ja wiem
Czemu
Zaszumiał
Nagle wiatr.
 
Słyszę,
Mówi,
Że w drogę
Na mnie czas?
 
I ciągle dal,
Za dalą dal,
Zawieje, śnieżyce i żar, i kurz.
I nie wiem nawet już,
Czy tam gdzieś
Będzie kres.

Zachód słońca w Prowansji

Mój ojciec zabijał królika

sprawiedliwie i tuż za uszami

a jakże powolniej umierały

wysmukłe świeczniki drzew tujowych

i zbocza łagodne

jak oczy mongolskich nałożnic

Ulatywały z dymem

Tulipany snutych zachwytów

dopóki księżyc...

o, księżyc

jak podrzucona wysoko łapka królika

Zapach wosku...

Zapach wosku
miała tylko moja żona
i deszcz różany
który mi obiecali aniołowie
o palcach smukłych
jak szyje niektórych jeleni
zarzynanych
w odpowiedniej porze królestwa
albo księżyca

‹‹ 1 2 26 27 28 29 30 ››