Wiersze - Louis Aragon

 Jestem herezjarchą wszystkich kościołów
Przekładam cię nad wszystko co warte jest życia i śmierci
Przynoszę ci kadzidło z miejsc świętych i piosenkę z rynku
Spójrz na moje kolana skrwawione od modlitw do ciebie
Na moje porażone oczy żywiące się twoim tylko płomieniem
Jestem głuchy na każdą skargę z nie twoich ust
Świadomość milionów śmierci dopada mnie dopiero z twoim jękiem
U twoich stóp kaleczą mnie wszystkie kamienie dróg
Wszystkie ogrodzenia z drutów kolczastych szarpią twe ramiona
Wszystkie dźwigane ciężary świata są twoim męczeństwem
Każde nieszczęście ziemi jest twoją pojedynczą łzą
Nigdy wcześniej od ciebie nie zaznałem cierpienia
Cierpienia czy zaznało cierpienia
Wyjące zwierzę zranione
Jak można porównywać cierpienie i stworzenie
Ten witraż z tysiąca kawałków gdzie dokonuje się ukrzyżowanie dnia
Nauczyłaś mnie alfabetu boleści
Umiem już odczytywać lamenty One noszą twoje imię
Twoje imię jedyne imię roztrącone imię róży opadłej
Twoje imię Ogród każdej Męki
Twoje imię które nawet w piekielnym ogniu pisać będę w obliczu świata
Jak okryte tajemnicą litery Chrystusa
Twoje imię krzyk mojego ciała i ranę duszy
Twoje imię dla którego spaliłbym wszystkie książki
Twoje imię powszechną wiedzę u kresu ludzkiej pustym
Twoje imię które jest dla mnie historią wieków
Pieśnią nad pieśniami
Szklanką wody w łańcuchu galerników
I wszystkie słowa stają się nagle śmietniskiem pod przeklętym miastem
Kiedy twoje imię śpiewa na moich spękanych wargach
Twoje imię jedyne i niech mi wycinają język
Twoje imię
Muzyka w godzinę śmierci
Przełożył
Artur Międzyrzecki

Elza - fragment

fragment poematu "Elza"


MĘŻCZYZNA PRZECHODZI POD OKNEM I ŚPIEWA


Dla wolności byliśmy stworzeni
Stworzeni dla losów szczęśliwych
Jak szyba dla szronów jesieni
Nieszpory dla żalów tkliwych
Alkohol dla oszołomienia
Maj dla miłości żarliwych
Dla wolności byliśmy stworzeni
Stworzeni dla losów szczęśliwych

Ty w ramionach niosłeś marzenia
I krwi szkarłaty gwałtowne
W porze pierwiosnków kwitnienia
Gdy płakać jest nawet cudownie
Piosenki słałeś jak westchnienia
Z Diabłem i Panem Bogiem w zmowie
Ty w ramionach niosłeś marzenia
I krwi szkarłaty gwałtowne

Moja czuła szalona bezsenna
Ty co ognia miałaś piękności
We włosach złoto nie do kupienia
A w ustach wodę miłości
Coś uczyniła z warg swych czerwienią
Z pocałunkami na dni żałości
Moja czuła szalona bezsenna
Ty co ognia miałaś piękności

Mija czas mija czas nie żartując
Z pętlami sznura krąży obok
Kochanków którzy się całują
Nie widząc go pomiędzy sobą
Przechodzi oczy im piętnując
I czoła im szyderczo żłobiąc
Mija czas mija czas nie żartując
Z pętlami sznura krąży obok

Co się dało ach nazbyt to mało
Zagarnąłem w młodości imię
Tym którym lepiej się udało
Stawkę mą oddam jeślim winien
Czy trzeba by nas to bolało
Spadł cios i zimorodek ginie
Co się dało ach nazbyt to mało
Zagarnąłem w młodości imię

Czy można całym złem nazywać
Serce po które wiek już sięga
Ach to nie miłość się zużywa
Kiedy rozkosze mówią żegnaj
Na prośbę co spojrzeniem wzywa
Nigdy się słońce nie sprzysięga
Czy można całym złem nazywać
Serce po które wiek już sięga

A jeśliśmy nie winni sami
Pokażcie kto tej grze przewodzi
Kto skradł nam to co z nieba mamy
Wziął to co z nieba łask pochodzi
Mnie albo was ta wina plami
Panowie ktoś tu tęgo szkodzi
A jeśliśmy nie winni sami
Pokażcie kto tej grze przewodzi

Dla wolności byliśmy stworzeni
Stworzeni dla losów szczęśliwych
Świat jest po to by żyć na tej ziemi
Cała reszta to cyrk osobliwy
Wasze prawa biblie anatemy
Obłęd który obłędem się żywi
Dla wolności byliśmy stworzeni
Stworzeni dla losów szczęśliwych

GŁOSY W TŁUMIE POWTARZAJĄ ZA PIEŚNIARZEM:

Dla wolności byliśmy stworzeni
Stworzeni byliśmy stworzeni
Stworzeni dla losów szczęśliwych


Louis Aragon

Elza - fragment

 
 Wszystkie słowa świata kiedy ci je ofiaruje, wszystkie naraz.
Wszystkie lasy Ameryki wszystkie żniwa nocnego nieba
Kiedy ci ofiaruję wszystko co lśni wszystko czego oko nie może dojrzeć
Cały ogień ziemi z pucharem łez
Męskie nasienie dyluwialnych gatunków
I dłoń dziecka
Kiedy ci ofiaruję kalejdoskop cierpienia
Serce na krzyżu członki złamane na kole
Nie kończącą się tkaninę umęczonych
Odartych żywcem ze skóry w więziennych rzeźniach
Wypatroszony cmentarz nieznanych miłości
Wszystko co unoszą z sobą wody podziemne i drogi mleczne
Wielką gwiazdę wzruszenia w najnędzniejszym z ułomnych
Kiedy namaluję dla ciebie ten niejasny pejzaż
W którym narzeczem każą fotografować się na odpuście
Gdy opłaczę dla ciebie wiatry wyśpiewam aż do pęknięcia strun
Czarną mszę nieustającej Adoracji
Przeklnę moje ciało i duszę
Zbluźnię przeciw przyszłości i odepchnę przeszłość
Ze wszystkich płaczów sporządzę pozytywkę
Którą zapodziejesz w szafie
Kiedy nie stanie już na gałęziach słowików by rzucać je do twoich stóp
Kiedy zabraknie mi metafor by mogły ci służyć za przycisk do papierów
Kiedy śmiertelnie cię znużę tym monstrualnym kultem jakim cię otaczam
I pozbawiony twarzy głosu i brzucha nie znajdę już na swoich stopach i

dłoniach miejsca dla gwoździ
Kiedy wszystkie słowa ludzkie rozbiją swoje szkło w moich palcach
Gdy język mój i atrament wyschną jak stacja doświadczalna dla rakiet

międzyplanetarnych
I morza pozostawią po sobie jedynie oślepiającą białość soli
Aż słońce odczuje pragnienie zadrży światło na powierzchniach

słonego dna
Głazy zgaszą bezkształtny firmament a istnienie wyczerpie na zawsze

swe metamorfozy
Wymyślę dla ciebie różę.

 Przełożył Artur Międzyrzecki

Elza - wstęp do poematu

 
 Chcę ci wyznać tajemnicę Czas jest tobą
Czas jest kobietą Jest osobą
Pochlebioną gdy się pada na kolana
U jej stóp czas jak suknia rozpinana
Czas jak nie kończąca się włosów fala
Rozczesywana bez końca
Czas jak lustro co się w oddechu rozjaśnia i zmącą
O świcie kiedy się budzę czas jak ty śpiąca czas jak ty
Jak nóż przebijający mi gardło Ach czy nazwę nareszcie
Tę udrękę czasu który nie odpływa tę udrękę
Czasu zatrzymanego jak krew w naczyniu krwionośnym
To gorsze niż pragnienie nigdy nie spełnione niż nienasycenie
Oczu kiedy przechodzisz przez pokój i drżę z obawy
By nie prysło urzeczenie
To jeszcze gorsze niż przeczuwać cię obcą
W ucieczce
Z myślami gdzie indziej z innym już stuleciem w duszy
Mój Boże jakie ciężkie są słowa I tak być musi
Moja miłości ponad rozkoszami miłości nieprzystępna dziś dla zagrożeń
Bijąca w mojej skroni mój pulsujący zegarze
Kiedy wstrzymujesz oddech duszę się
W moim tętnie waha się i przystaje twój krok

Chcę ci wyznać tajemnicę Każde słowo
Na mych wargach jest nędzarką która żebrze
Utrapieniem dla twych dłoni czymś co gaśnie pod twym wzrokiem
Więc powtarzam że cię kocham bo mnie zwodzi
Kryształ frazy nie dość jasny by zawisnąć na twej szyi
Wybacz mowę pospolitą Ona jest
Czystą wodą która przykro syczy w ogniu
Chcę ci wyznać tajemnicę Nie potrafię
Opowiedzieć ci o czasie który ciebie przypomina
I o tobie nie potrafię ja jedynie tak udaję
Jak ci którzy bardzo długo stoją na peronie dworca
I machają jeszcze dłonią choć pociągi odjechały
Aż im słabnie przegub ręki pod ciężarem nowej łzy

Chcę ci wyznać tajemnicę Ja się boję
Ciebie tego co wieczorem każe podejść ci do okien
Twoich gestów i słów jakich nie wymawia się zazwyczaj
Powolnego i szybkiego czasu boję się i ciebie
Chcę ci wyznać tajemnicę Zamknij drzwi
Łatwiej umrzeć jest niż kochać i dlatego
Życie moje znieść umiałem
Moja miłości

 
Przekład Artur Międzyrzecki

Oświęcim (Fragment)

Przełożył Gabriel Karski



Nie ma kwiatów na łąkach gdy mój lud w niewoli
Innej poezji ogień dziś w źrenicach płonie
Wszędzie piekło rozsiewa swe gryzące wonie
Co są jak pył nawiany z polskich kopalń soli
 
Wiem że to niedorzeczność jest w rymy przystrajać
To co w milczeniu każdy z nas wspomina co dnia
Lecz ten kto o niemieckich więźniach i zbrodniach
Francuskim mówi wierszem czyż im skrzydła daje
 
To co ja mówię niechaj służy nienawiści
Jako werbel przestrogi dla przyszłych pokoleń
Oto na kresach Polski jest otchłań niedoli
Której straszliwą nazwę pieśń charcze i świszcze
 
To Oświęcim Sylaby pełne krwi i smutki
Tutaj na wolnym ogniu żyje się i kona
Tak oto egzekucja wygląda zwolniona
W której cząstki serc naszych giną pomalutku
 
Kres głodu i znużenia bólu i udręki
Nawet Chrystus nie przebył tej drogi zatraty
I tego szarpiącego nie zaznał rozdźwięku
Pomiędzy ludzką dusza  a nieludzkim światem
 
Potworna Olimpiada się tutaj rozgrywa
Gdzie groza śmierć zwycięża okropnym wyczynem
I my tu mamy swoją francuską drużynę
I naszych tu francuskich sto kobiet przebywa
 
Gdy mi nie sposób wszystkie powtórzyć imiona
Tę setkę imion drogim mężom synom braciom
Przed twoją Mario-Klaudio chyląc skroń postacią
Witam cię Zdrowaś Mario bądź błogosławiona
 
I ciebie któraś pierwsza w ciemności zstąpiła
Jak ku swobodzie pierwszy krzyk się ludzki wzbija
Mario-Ludwiko Fleury za progiem mogiły
Wrócona światu witam cię Zdrowaś Maryja
 
I Daniela i Maja też Wzrasta ból tępy
A słowa są tak słabe pozbawione treści
I nie mogę dokończyć swojej opowieści
Która strofy i serce rozrywa na strzępy

1 2 ››