Wiersze - Aleksander Wat

Aleksander Chwat

pisarz - futurysta, poeta, tłumacz
  • Data i miejsce urodzenia: 1 maj 1900, Warszawa
  • Data i miejsce śmierci: 29 lipiec 1967, Antony
  • Narodowosć: polska
Aleksander Chwat - pisarz - futurysta, poeta, tłumacz

Widzenie

Niebo --- lazur bez skazy,
morze --- turkus zaspany,
słońca nie widzę, ale wszystko tutaj leży pod jego palącym wejrzeniem.
Wszystko --- to jest: próżnia, cząstki powietrza oraz mrowie molekuł wody
Poza tym nic.

I oto cokolwiek poniżej zenitu
na wklęsłej powierzchni nieba wyrysowuje się z wolna
--- jak wzór spod ręki kreślącej ---
mandala: już rozpoznaję
ogromną macicę perłową, misternie karbowaną.
Na niej trup podany. Kościotrup. Taki z Totentanzu.
Długi. Ugięty w kolanach. Usmiechnięty. Żywy.

* * * (Z początku tylko chmura...)

Z początku tylko chmura jedna żeglowała po lazurze,
a na morzu jasnym, opalowo-turkusowym
przesuwała się żaglem śmigłym plama ciemna ciemna.
Ta chmura w plamie nie chciała się poznać.
Ta plama w chmurze nie mogła się poznać.
Potem ta piękna a nieświadoma zjawisk równoległość
(podobna do tej, która myśl przykuwa do bytu)
urwała się. Z południa zadął
mistral --- wróg mój. Zaciągnięto w górze
kurtynę siną. Tu zaś, tutaj, w dole
--- echo wszystkich oper niebiańskich
teraz zmącone --- morze
atramentniało posępnie.
W pauzie usłyszeliśmy znikąd głos przejmujący skrzypiec,
a posłuszne jego arpedżiom
na całej wód rozległości
zabiegały szybko drobne dreszczyki ---
podobne do ławic ryb posrebrzanych,
które to wynurzają się,
to zapadają w głębiny.

Chciałem zapaść się razem z nimi.


Menton-Garavan, styczeń 1956

Nokturny (1)

Bólu przyjście gdy stuka w kość moją jak w drzwi.
Jak los. Kościanym palcem póki się nie poddam.
Póki nie otworzę. I bije między brwi
i jak majtek z książek wrzeszczy na mnie g o d d a m.

Furie liści spadłych sucha piana sztormu
obłoków szarpanina trzask ginących wraków ---
noc gdy alchemiczka cjanki warzy z bromu
grynszpan dosypuje do wywarów z maku.

Wreszcie ranek pogodny. Poranek bez radości
początek dnia i drogi długiego konania.
Gdy ruchem wyślizgowym odchodzi ku przeszłości
bez znaku bez spojrzenia bez głosu pożegnania.


Saint-Mande, 30 października 1956

Nokturny (4)

Może wiemy ale co
a może raczej
coś wiedzieliśmy---
wiedzieliśmy
ale to
to jak ołów
spadło na spód wód
zapomnienia.
I blask sieje niewiedzenia
w czarnych wodach.

Może wiemy, że wiedzieliśmy.
Może wiemy,
że my wiemy,
żeśmy coś wiedzieli!
czego wiedziećśmy niegodni,
czego wiedzieć nam nie wolno.
Może wiemy, że wiedzieliśmy, że coś wiemy,
co wiedzieliśmy, że nie wiemy wiedzieć ---
ale co
ale co
ale co
ale co

Noc grudniowa 1956

Pejzaż

W czerni
wyglądałaby z daleka jak ptak jaki złowrogi
z przetrąconymi skrzydłami,
gdyby nie kapelusz przekrzywiony na bakier.
Przed nią na wózku przewiązana sznurami
sosnowa trumienka.
"Wio!, krzyczy kobieta ze złością, gdy szkapa zagapiona staje.
I pusta równina wkoło. Nic więcej, nic więcej, nic więcej.
Tylko wiatr chwilami skamle i śnieżek pada na bakier
z ciemnej chmury.

1 2 3 4 ››