Pożegnanie
Zerwałem tę gałązkę wrzosu
Wspomnieniem będzie jesień ścięta
Rozłączą nas wyroki losu
Przeszłości woń gałązka wrzosu
O tym że czekam cię pamiętaj
tłum. Julia Hartwig
4.00
Czwarta rano
Wstaję ubrany
Trzymam mydło w ręce
Przysłał mi je ktoś ukochany
Idę się myć
Wychodzę z nory gdzie śpimy
Jestem rześki
Zadowolony że mogę się umyć nie zdarzyło mi się to od trzech dni
Umyty idę się ogolić
Później błękitny jak niebo stapiam się do nocy
z horyzontem i sprawia mi słodką przyjemność
że nic nie mówię poza tym wszystko co tu robię jest
dziełem niewidzialnej
istoty
Ledwo zapnę guziki cały niebieski staję się niewidzialny
zmieszany z błękitem
nieba
Wiosna bardzo pobłaża niewiernym narzeczonym
I powiewa i prószy niebieskimi piórami
Z cyprysu gdzie zagniezdził się niebieski ptak
Madonna dzikie róże zrywała o świcie
Jutro zbierze lewkonie i sama wymości
Gniazda swoich gołębic na rychłe przybycie
Gołębia który leci jak Paraklet w ciemności
Nieprzytomnie się durzą w cytrynowym gaju
Te które my kochamy ostatnio poznane
Dalekie wioski są jak powieki kochanek
I serca ich z gałęzi wśród cytryn zwisają
"LORELEY"
W Bacharach czarownica była jasnowłosa
Co wszystkim dookoła śmierć z miłości niosła
Kiedy biskup ją kazał przywlec przed swój sąd
Dla przyczyny piękności uniewinnił ją
O piękna Loreley w której oczach klejnoty jaśnieją
Jakim gusła zawdzięczasz swoje czarodziejom
Jestem zmęczona życiem i moje oczy są przeklęte
Tych którzy w nie spojrzeli biskupie śmierć chwyciła
w pęta
Moje oczy to są ognie nie drogie kamienie
Rzućcie rzućcie to czarnoksięstwo w prawdziwe płomienie
Sam płonę w twych płomieniach o piękna Loreley
Niechaj inny cię skaże Zaczarowałaś mnie
Biskupie ty się śmiejesz Poleć mię Dziewicy
Pozwól mi umrzeć i niech cię Bóg łaską zaszczyca
Mój kochanek do krajów dalekich wyruszył
Już nic nie kocham Pozwól mi umrzeć
Moje serce tak boli będzie lepiej gdy skonam
Jeśli na siebie spojrzę to na pewno skonam
Moje serce tak boli, od kiedy nie wrócił
Moje serce tak boli od dnia gdy mnie porzucił
Biskup wezwał rycerzy trzech w kopie uzbrojonych
Prowadzcie do klasztoru kobietę szaloną
Idz Loro wariatko idz z okiem biegającym Loro
Będziesz mniszką na czarno i biało cię ubiorą
Potem się oddalili we czworo po drodze
Lora ich błaga jak gwiazdy jej oczy migocą
Rycerze pozwólcie mi wspiąć się na tę skałę wysoką
Żeby mogło raz jeszcze piękny mój zamek ogarnąć mogło oko
Żeby raz jescze mogła rzekę swym okiem przemierzyć
Potem pójdę do klasztoru dla wdów i dla dziewic
Wysoko wiatr jej włosy poszarpane wieje
Rycerze krzyczeli Loreley Loreley
Tam na Renie łódeczka zbliża się nieduża
Mój kochanek jest na niej przywołuje ujrzał
Mój kochanek nadchodzi już sercem nie władam
Przechyliła się z brzegu i do Renu wpada
Bo w wodzie zobaczyła piękna Loreley
Włosy koloru słońca jej oczy jak Ren
"MOST MIRABEU"
Pod mostem Mirabeu płynie Sekwana
I nie jedna miłość
Czy nie dość wspominana
Po bólu zawsze radość niespodziana
Zegar niech dzwoni noc niech nastaje
Dni ulatują ja pozostaję
Z twarzą do twarzy [połączmy ramiona
Nieruchomi kiedy
Pod mostem ramion kona
Fala odwiecznych spojrzeń umęczona
Zegar niech dzwoni noc niech nastaje
Dni ulatują ja pozostaję
Miłość jak woda bieżąca odpływa
I odpływa życie
Woda jakże leniwa
Nadzieja nasza jakże natarczywa
Zegar niech dzwoni noc niech nastaje
Dni ulatują ja pozostaję
Niech dni się toczą jak rzeka wezbrana
Ni czas nie zawraca
Ni miłość pożegnana
Pod mostem Mirabeu płynie Sekwana
Zegar niech dzwoni noc niech nastaje
Dni ulatują ja pozostaję