Wiersze - Wincenty Korab-Brzozowski

Wincenty Korab-Brzozowski

poeta, pisarz
  • Data i miejsce urodzenia: 1877, Latakia, Syria
  • Data i miejsce śmierci: 3 kwiecień 1941, Warszawa
  • Narodowosć: polska
Wincenty Korab-Brzozowski - poeta, pisarz

Rozbitek

O dotknięcia zmierzchu mych dni,
Sam jestem;
Rozbitek smętny: dłonie wyciągam
Ku jasnej gwieździe
Przyszłych lat;
A lepkie, krew pijące gady
Ssają wciąż, zawsze
Krople nadziei:
Śmierci nadchodzi czas!


z francuskiego przetłumaczył Marian Stala

Tarantula

W każdy wieczór, gdy sen oczy skleja
I sam jestem, przesiąknięty cieniem
Widzę zjawę. Pająk tym widzeniem -
Tarantula nocy, nadzieja.

Czy w tajemnym pokoju się kryje?
Niepokoi, a kocham ja przecież.
Ciągle muska dłoń moją, jak kwiecie -
Tarantula nocy, nadzieja.

Wiedzą, jasną tak, ciągle pełniejąc
Stopę od stołu, przy którym piszę,
Czuwać będzie wciąż, na ścianie, w ciszy -
Tarantula nocy, nadzieja.

I ta - moja pieśń - pełna jest cieni,
Smutek, wbrew woli mej, w niej się błąka -
Bo ciągle żyje w niej dusza pająka -
Tarantuli nocy, nadziei.

Zdmuchnięte świece, dymy tężeją.
Nieruchomy, wciąż czai się pająk;
Znika - wraca znów: przędący majak -
Co tarantulą nocy, nadzieją.

Nieuchwytna, na stropie czernieje,
Nad mym sercem, co wciąż drżenia pełne,
I w milczeniu tak - snuje swą wełnę -
Tarantula nocy, nadzieja.

Przędzie uparcie - skórę mi grzeje
Sukno tkane ze snu i z marzenia,
Co wydłuża się, jedwabiem mieni -
- Tarantula nocy, nadzieja.

Przędzie: czuję jak ciało okleja
Suknia, która prośbą nasiąka,
Odchodzącym dana przez pająka -
Tarantulę nocy, nadzieję.


Marian Stala

Samotna/La Solitaire

Z miłości konam! Gdybyż poznać cię, źrenico
Uczucia! Kochanku mój - weź ofiarny dar
Nieskalanego ciała! W jakimż blasku trwam,
Objawiającym ciągle moją moc magiczną!

Tego wieczoru, w myślach, przeklęłam swą czystość,
Najcudowniejszą Lilię! Moje złote ręce
Sczerniały śmiercią Róży, dotychczas nie tkniętej,
Aby radować mogła Cię jej promienistość!

O, Ty!
Szalona jestem! A straszna lustrzaność
Stawu, w którym samotna w tym ogrodzie śpiącym
W świetle niebieskiej gwiazdy moja nagość drżąca -
Rozdziera mnie i rzuca wciąż w trwogi odchłanność!

Więc swym gwałtownym krzykiem przerywam milczenie
Dziewiczego pejzażu i rozrzucam włosy,
Bo wszystko wokół marzy o Promieniu, Mocy
Kochanka nieznanego, co źródłem cierpienia!

Na próżno!
Noc uchodzi; wiatr się śmieje, trąca
Odrażające Lilie, wyniesione w górę,
Ku żagwiącemu słońcu, co męczy torturą -
Wieczną nieobecnością, której nie ma końca!

I która się nie skończy. Wiedzieć się kwitnieniem,
Pełnią samego życia!
Opętanie skonem
Błyskające w sztyletu świetle roziskrzonym -
Nie potrafisz ty nigdy być mi : Wyzwoleniem!

Ziemio: żarłoczna, czarna! Moja postać jutro
Nie dotknie twego łona, co przyjmuje wszystko.
Nie spoczną tu popioły me, akordy czyste
Mego boskiego ciała! Nadzieja, okrutna

Miłością olśniewając, zawsze! omdlewanie
Błękitu tak smutnego, los utrwala w biegu
Wiecznym, który stawia mnie Samotną na brzegu
Przepaści, opętana wiecznym przyciąganiem!


przetłumaczył Marian Stala



Le meurs d'aimer! Ah! pouvoir te connaître, essence
De mon amour! Voici l'offrande de mno corps
Immaculé, Amant! Je rčgne, en quel décor
Unique ŕ révéler ma magique puissance!

Toi! j'ai mentalement blasphémé l'innocence
Merveilleuse, ce soir, des Lys! Toi! mes mains d'or
Ont brűlé de meurtrir la Rose intacte encor
Afin de t'exulter de son irradiance!

Toi!!
Je suis affolée! Et toute transparence
D'étangs oů, seule! seule! en le jardin qui dort
Au clair de l'astre blue, ma nudité se tord!
Me navre jusqu'ŕ choir en un gouffre de transe!

Et j'alarme d'appels véhéments le silence
Du vierge paysage, épars les cheveux, lors
Que tout songe, devers le Radieux, le Fort,
L'inconnu Bien-Aimé, source de ma souffrance!

En vain!
Et fuit la nuit; rit le vent et balance
Les beaux Lys abhorrés dont s'exhausse l'essor
Vers encore un soleil enflammé qui me mord
De n'ętre pas la fin de l'éternelle absence!

Et ne pas en finir! Me voir l'éxubérance
De la vie elle-męme!
Ô hantise de mort
Sudain jaillie au froid éclair du stylet tors!
Tu ne saurais jamais devenir: Délivrance!

Non, Terre vorace et noire! mon apparence
N'embrassera ton sein ŕ tout malheur accort,
Et n'y resposeront, cendres, les doux accords
De ma royale chair! Cruelle, l'Espérance

Toujours! illuminant d'amour la défaillance
Du triste Azur, persite et prolonge le sort
De par lequel je suis La Solitaire au bord
D'un abîme envahi d'éternelle attirance!

Chłodny bukiet/Bouquet froid

Bratem jeszcze nie jestem tego, co skazany
By opłakiwać życie; we mnie życie wzbiera.
Lecz przecie idę naprzód, polem, gdzie się zbiera
Z pokorą, dobrotliwie, zwiędłych lilii łany.

I tak się pochyliłem, jak powiewne cienie
W tchnące wieczystą nudą spowite całuny,
I pod sklepieniem pustym, bez gwiazd lśniących łuny,
Czarne róże zrywałem, uśpiony marzeniem.

Zabierz ten chłodny bukiet, niby znak najwyższy
Niezmienionej mej miłości i gdy świat tkwi w ciszy
Wieczoru, o najmilsza, wdychaj kwiatów wonie:

Zapachami wwiedzionej w kraje monotonii
Rozdzierające duszę, w klimaty agonii,
Mniej gorzkie się wydadzą zagrobowe tonie.

przetłumaczył Marian Stala


Je ne suis pas encor frčre des condamnés
A regretter la vie, et la vie en moi plane;
Cependant je m'en vais par les champs oů l'on glane
Avec humble douceur les pâles lys fanés.

Je me suis inciné comme ces ombres vaines
Qui portent des linceuls trainants couleur d'ennui,
Et, sous un firmament oů nul astre ne luit,
En songeant, j'ai cueilli les roses souterraines.

Prends-le, ce froid bouquet, comme marque supręme
De mon immense amour, ô toi seule que j'aime,
Et chaque soir aspire un moment ses parfums:

Par eux initiée ŕ la monotonie
Navrante infiniment des climats d'agonie,
Moins amers te seront les regrets des défunts.

Rondo/Rondeau

Pewnego dnia, o droga, będzie tak, że cienie
Przeszłości pięknej pójdą twoim śladem,
Tak białe tu - gdzie czerń i omroczenie
Dni utraconych, szarych, ciężkich, bladych -
Tonących w smutku, na tej ruin scenie.

Łkając, samotna, w dźwiękach dzwonu twardych,
Gdy Przeszłość mrze i płyną łez strumienie,
Odejdziesz, wnet pogrążysz się w półcienie -
Pewnego dnia.

Smutku dziś żadne nie nawiedza tchnienie
Serca, bo senne jest niewiedzy śladem...
Lecz żal ci będzie statku, który ginie -
Bo pozostała nadal wśród fal bladych
Wyspa pachnących bzów, śpiewów upartych -
Pewnego dnia.

przetłumaczył Marian Stala

Un jour viendra, chérie, oů l'ombre
De nos beaux jours suivra tes pas,
Trčs-blanche dans le noir trčs-sombre
Des jours tombés, lourds, gris et bas,
Sur la tristesse d'un décombre.

Sanglotant, seule, au son du glas
Oů Jadis meurt en pleurs sans nombre,
Tu t'en iras dans la pénombre,
Un jour.

Pour le moment nul deuil n'encombre
Ton coeur, puisque tu ne sais pas!
Mais tu plaindras la nef qui sombre
Pour avoir laissé bien lŕ-bas
L'île des chants et des lilas,
Un jour.

1 2 3 4 18 19 ››