Wiersze - Rainer Maria Rilke

Sfinks

Tak ją znaleźli, czaszka rozłupana,
w bezwładnej dłoni rury stal gorąca.
Tłum gapił się. Karetka przyjechała
i do miejskiego szpitala ją wiozła.

Tylko raz jeden oko otworzyła…
Ni listu, ni imienia, tylko suknia, szal;
A potem przyszedł lekarz, o coś pytał,
i potem ksiądz. – Milczała strasznie tak.

Lecz późną nocą chciała coś powiedzieć,
coś wyznać... Ale w sali nikt nie słuchał.
Rzężenie. – Potem zaraz ją wynieśli,
ją i jej ból. –
Na dworze pustka głucha.

Do Anioła

Silny, cichy, na krawędzi postawiony,
ty, świeczniku: noc w górnej połowie.
Roztrwaniamy się w niewyjaśnionej
niepewności na twej podbudowie.

Udział nasz: nie znać wyjścia z ciemności
zwodzącego nam dusze okręgu,
zjawiasz się wśród naszych przeciwności
i oświecasz je jak gór potęgę.

Nas przewyższa blask twojego trwania,
i zaledwie upadek nam pojąć;
jak noc czysta wiosennego porównania
dzielisz dzień od dnia pośrodku stojąc.

Któż by miał kiedykolwiek śmiałość
zmieszać z tobą nasz byt pełen cieni,
ty masz wszystkich wielkości wspaniałość,
kiedy my w małostkach zaprawieni.

Gdy płaczemy, ledwie wzruszający,
gdy patrzymy, wzrok ledwie czuwaniem,
uśmiech nasz zbyt słabo uwodzący,
a gdy wabi, to kto pójdzie za nim?

Ktoś. Aniele, czy się skarżę na pewno?
Lecz czym byłaby ta skarga głucha?
Ach, ja krzyczę, biję drewnem o drewno
i nie myślę, że ktoś mnie wysłucha.

Hałas mój dla ciebie nie mniej mroczny,
jeśliś nie czuł mnie, bo jestem żywym.
Świeć mi, świeć mi, uczyń mnie widocznym
dla gwiazd. Bowiem tam – niknąc odpływam.

Wnętrze róż

Gdzie jest do tego wnętrza
zewnątrz? Na jaką ranę
kładzie się takie płótno lniane?
Jakie w głębi odbijają się powietrza
w śródziemnym morzu
tych otwartych róż,
tych róż beztroskich, spójrz:
jak w luźnym luźne
leżą tak, jakby już nie
mogła ich rozsypać drżąca ręka.
Ledwo mogą się same
utrzymać; wiele z nich dało
się przepełnić, aż pełnię wylało
poza wnętrza ramę
na dni, które się równocześnie
coraz pełniej zamykają w wnętrzu swoim,
aż się w końcu stanie pokojem
całe lato, pokojem we śnie.

Pieśń miłosna

Jakże podtrzymać moją duszę mam, by twej
nie musnąć bodaj? Jak ją wznieść
ku rzeczom wszelkim, ponad twym istnieniem?
Ach, jakże pragnę ją ukoić
pośród tych rzeczy zatraconych, w ciemność wpleść
w jakowymś miejscu obcym, błogim, które mej
już nie poruszą duszy twoim drżeniem.
Aliści wszystko, co nas wzrusza, mnie i ciebie,
jak smyczek skrzypiec splata nas pragnieniem,
co ze strun dwojga jeden tworzy dźwięk i jedną treść.
Jakiż instrument władcą naszych skroni?
I jakiż skrzypek dzierży nas w swej dłoni?
O słodka pieśń.

Młody Apollo

Jak przez bezlistne wciąż jeszcze konary
przeziera ranek w niespodziany czas
zbudzonej wiosny: tak nic w jego twarzy
nie ma, co wadzić by mogło, by blask

poezji trafił nas niemal śmiertelnie;
bo wzroku jeszcze mu nie śćmiły łzy,
na laur zbyt chłodne są wciąż jego skronie
i jest zbyt wcześnie, aby z jego brwi

wysokopienny wyrósł ogród róż,
z którego płatki, osobne, rozwiane,
na drżenie spadną poruszonych ust,

co jeszcze ciche, bezmowne, błyszczące
i tylko swym uśmiechem coś pijące,
jak gdyby śpiewu płynęły w nie fale.

1 2 3 4 15 16 ››