Wiersze - Sfinks

Sfinks

Tak ją znaleźli, czaszka rozłupana,
w bezwładnej dłoni rury stal gorąca.
Tłum gapił się. Karetka przyjechała
i do miejskiego szpitala ją wiozła.

Tylko raz jeden oko otworzyła…
Ni listu, ni imienia, tylko suknia, szal;
A potem przyszedł lekarz, o coś pytał,
i potem ksiądz. – Milczała strasznie tak.

Lecz późną nocą chciała coś powiedzieć,
coś wyznać... Ale w sali nikt nie słuchał.
Rzężenie. – Potem zaraz ją wynieśli,
ją i jej ból. –
Na dworze pustka głucha.