Wiersze - Jacek Podsiadło

Don't leave me

 
Nie przestawaj mnie kochać. Ani na sekundę. Myśl o mnie rano i wieczorem, w porze pacierza. Kosztem posiłków, choćbyś miała jeszcze bardziej wyszczupleć. Proszę bardzo, oglądaj serial "Dempsey i Makepeace na tropie", wystawy sklepów z sukienkami,  ślady choroby na swoim ciele - tylko miej mnie przed oczami. Dźwigając pięćdziesięciokilogramowe worki cementu, noszę na rękach ciebie. Skacząc w rytm pieśni reggae, skaczę za tobą w ogień. Ogryzając paznokcie, gryzę je z tęsknoty za tobą. Słuchając prognozy pogody, nasłuchuję twojego głosu. Czasami brak mi powietrza i wiem wtedy,  że na chwilę o mnie zapomniałaś.
 

Wstałem o piątej. Był tam, gdzie go zostawiłem wczorajszego wieczoru: nowy, pachnący świat. Łodygi nabite sokami jak strzelby. Z każdym oddechem utleniały się w głowie dwa świeże sny o tobie jak dwa sekrety alkowy. Zostało trochę popiołu tam, gdzie wczoraj widziałem grupkę tubylców przed blokiem, na plastikowych krzesłach, w cieniu pojedynczego drzewa, przy grillu. Ponura karykatura obozu pod gołym niebem Szoszonów, Tarahumarów, Ajnów lub Tuaregów. Zew jest zapewne ten sam. Czyją karykaturą jestem ja? Nie chodzę między ludźmi w płonącej odzieży, występuję dość często, jak pospolita roślina, moje znaczenie jest wyolbrzymione, dotknij mnie i sprawdź.
 
 

POWIEDZMY - DLA MALARKI

 
tu mnie masz w gorączce nocy jak pod mikroskopem
dziesiątego poetę po kisielu demiurga w pończoszkach
Herkólesa z błędem wlepiającego oczy w dziurę po sobie gdy zegar dwanaście razy
                                                                                                                         bije konia
a maszyna do pisania na klęczkach spowiada się z wiersza
oto cały ja nie patrz tak nie ma mnie więcej to już cały ja
wąż bez ogona gotów przysiąc że nic mu nie brakuje
tu mnie masz weź mnie kocham cię
och namaluj mnie proszę mówiąc że jestem podobny do ślepej kiszki
mam niezgorszego kutasa i takie ładne nazwisko Podsiadło
potrafię się śmiać naprawdę potrafię ha ha ha i odważnie obnażam się w wierszach
i mój Ojciec pracował całe życie i chyba mam to po nim
żeby zaprzeć się nogą o gówno i pchać słowo po słowie w kieracie palindromu
tu mnie masz jak na dłoni kaktus co zakwitł szpetnie pod osłoną nocy
ratunku jak długo można kwitnąć święty Boże silny zwarty a nieśmiertelny
wiem czego chcę a nie chcę  za wiele niczego ponad cud
czekam już dwie godziny i dwadzieścia sześć minut do świtu nie dotrwam
znów gwóźdź metafory w dłoń próba przekupienia Boga
tu jestem w gorączce słów z rozwianymi włosami pędząc samogon poezji
przed snem rozbieram się dla ciebie na kolory jak wiatr - - -
spostrzegasz mnie grymas obrzydzenia i kręcąc dupą odchodzisz - - -
żwawo przebieram nóżkami biegnę chlipiąc i ocierając noc
panie i panowie oto czkawka która wstrząsnęła światem
coraz szybciej przebieram nóżkami gotów iść za tobą na koniec wiersza
 
 
86.05.13

SPRÓBUJ BYĆ BOGIEM

 
Mieszając trzy gatunki herbaty w blaszanym pudełku, kiedy czas zatrzymał się w miejscu nienajlepiej wybranym, błotnistym, o trupim zapaszku, w miejscu, w którym wyjąłem z ładnej czarnej koperty ostry i dość głupi list od Anny Marii, i trochę skrzywdzony, oddawszy się w opiekę tej puszce, tej herbacie, zacząłem swoim zwyczajem nie istnieć na wypadek żalu, zasnąłem w swoim wnętrzu jak kamień, zwłaszcza kamień w ziemi. Spróbuj być Bogiem, powiedziała pierwsza napotkana istota nawijając na palec gumki moich nerwów. Stań w tym samym świetle co tamten koń pasący się pod rozgrzaną kulą. Bądź jak zwierzę i gwiazda rzucone w jedno ciało. Podnieś z ziemi biały kamyk w kształcie łódki, zawsze odtąd noś go przy sobie. Zobacz, jak kobieta doznaje rozkoszy, jak rzeka znajduje wytchnienie w morzu. Pisz wiersze przeciw czołgom, wiersze oczyszczające ścieki przemysłowe. Przyjrzyj się z bliska świecącemu oku ćmy. Pozwól pociągowi. Niech cię zabierze do miasta, nie stawiaj oporu choć miasto się mierzi. Z zamkniętymi oczami wejdź do rzeki samochodów - urodzisz wyspę pełną ptasiego krzyku klaksonów. Wyjedź gdzieś niedaleko, zza szyby autobusu popatrz na ładnych chłopców i nadprzyrodzone dziewczęta wychodzące ze szkoły nr 8 im. Curie-Skłodowskiej w Krotoszynie. Zachowaj spokój, spokój. Powietrze potrzebuje czasu, by dostosować się do twojego kształtu, obudować cię jak masa perłowa, zamknąć jak w bursztynie. 91.06.13

Noc nr 40

 
Chciałbym, żeby ona wróciła. Chciałbym powiedzieć jej: 
„Nie skrzywdziłem żadnego z narodów. Nie nawoływałem do wojny.
Nie budowałem więziennych gmachów, nie ciemiężyłem słabych.
Do zwierząt ni ludzi nie strzelałem, nie gardziłem Miłością.
Jeśli widziałem światło, podążałem za nim.
Przed ciemnością nie uciekałem.
Nie rzucałem bomb i nie wypuszczałem paraliżujących gazów.
Co zrobiłem, że odeszłaś? Moje małe zbrodnie nie są warte aż tyle.”
Chciałbym zniewolić narody, aby wydobywały dla niej rudę, węgiel
i diamenty, aby budowały dla niej świątynie i przerzucały mosty
przez przepaście. Ona wróci. Moje wiersze to sprawią,
sprawią to moje zaklęcia, moja tęsknota; wessie ją ta próżnia.
 

1 2 ››