Wiersze - Jiří Orten

Jiří Orten

poeta
  • Data i miejsce urodzenia: 30 sierpień 1919, Kutná Hora
  • Data i miejsce śmierci: 1 wrzesień 1941, Praga
  • Narodowosć: żydowska
Jiří Orten - poeta

Ach, gdybym tak jeszcze teraz
na nieboskłon mógł spozierać
co w czerwienie się nurza;
sławmy ucztę tam w górze,
tam mi wolność winem spływa
niech mi też nikt nie rozrywa
com uparcie w jedno tkał
przez tych lat dwadzieścia dwa!

Czyj jestem?

Czyj jestem?

Czyj jestem?
Ja jestem pluch i płotów
i traw, traw skłonionych deszczem
i jasnych pieśni bez klekotu
i tęsknic, pieśni dreszczy.

Czyj jestem?
Ja jestem rzeczy małych,
obłych i bez krawędzi,
i zwierząt, gdy łby pozwieszały,
i mroku, gdy wciąż pędzi.

Czyj jestem?
ja jestem mego lęku,
co bierze w palce mnie świetliste,
króliczka, który swego węchu
szuka w ogrodach mglistych.

Czyj jestem?
Ja jestem tych owoców,
co lgną ku śmierci z zim surowych
jestem miłości nie po drodze,
za miąższ robakom przydzielony.
 
 
 
przeł. T. M. Larczyński
 
 
 
Čí jsem?
 
 
Čí jsem? 
 
Jsem plískanic a plotů
a trav, trav deštěm skloněných
a jasných písní bez klokotu
a touhy, jež je v nich. 

Čí jsem?
Jsem malých oblých věcí,
jež nepoznaly hran,
jsem zvířátek, když hlavu věsí,
a mraku, když je potrhán.
 
 
Čí jsem?
Jsem bázně, jež mne bere
do prstů průsvitných,
králíčka na zahradě šeré,
jenž zkouší si svůj čich.

Čí jsem?
Jsem zimy tvrdé plodům
a smrti, chce-li čas,
jsem lásky, s níž se míjím o dům,
dán za jablka červům napospas.

Ćwiczenie o śmierci

Ćwiczenie o śmierci

Kiedy mi w duszy ciągle mży,
z półmrokiem w rymy toczę gry,
spowiadam mu się ze zmierzchania,
którego pewnie nie zna granic.

Jest pewna pani, proszę bardzo.
Ma imię, którym pamięć gardzi,
zbyt często już te dźwięki brzmią.
Pamięci trzeba wsparcia rąk.

Te ręce dotkną szyi skóry,
tak dowiem się, na łożu którym
przytuli mnie do swojej mgły
w miłość okrutną zamiast tych,
co mnie nie miały, zbyt kapryśne.
Ona mi z ciała blask wyciśnie,
że będę czarny aż do rana.
Tej pani imię jest - Morana.
 

 

 

tłum. T. M. Larczyński



Cvičení o smrti
 

Zatímco v duši prší mi,
hraji si s šerem na rýmy,
zpovídám se mu ze stmívání,
o kterém jistě neví ani.

Je jedna paní, jež mne mate.
Má jméno, jméno tolikáté,
že paměť je už nechce znát.
Ruce jí musí pomáhat.

Když si ty ruce k hrdlu vložím,
tu vím, tu vím, na jakém loži
mne jednou zcela přivine
ukrutnou láskou za jiné,
jež zmeškaly a neměly mne.
Ta paní z těla jas mi vymne,
že budu černý do rána.
A jmenuje se Morana.

Ćwiczenie w zmierzchu

Ćwiczenie w zmierzchu
 
O, zmierzchu, dokąd zmierzasz w mżawie,
o, kopuło zmierzchu nad nawą
kościoła nieba! Zeszyt w paski
w ciszy przyjmuje ma obrazki,
bolą mnie oczy, więc je przymknę,
a słabe światło we mnie wniknie
z dalekich kątów zmrocznej ciszy,
 
do snu mnie w końcu ukołysze.
Lecz będę wciąż przecież wspominać
uśmiech pełen rosy z muślinu.
Jest cichy, już zna mnie, nie szuka.
Aż kiedyś tu zima zapuka,
taka bez śniegu i bez lodu,
bez spojrzeń, co współczuć chcą znowu
i wtedy ten uśmiech mnie dotknie.
Z nim umrę. Nie będę samotny.
-tłum. T. M. Larczyński-


Cvičení v šeru
 
Ó širé šero pod deštíkem,
ó báni šera na velikém
kostele nebe! Píši tu
do žíhaného sešitu,
bolí mne oči, přivřu si je
a mírné světlo, jež se lije
z dalekých koutů stmívání,
 
mne ukolébá do spaní.
A přece ještě vzpomenu si
na úsměv, plný něžné rosy.
Je tichý, zná mne nejlépe.
Až jednou zima zaklepe,
ta bez sněhu a bez ledu
a bez soucitných pohledů,
uvidím zase úsměv ten.
A zemřu s ním. Ne samoten.

Dalekie świtanie

Dalekie świtanie

Z oddali światło. Strach. I coś się złego niesie.
Ciało, ma obłuda, wciąż rytmem chce mnie wołać,
broniącym przed klęską. Wy się zasłuchujecie
i nie słyszycie nic. Tylko zarys. Zmierzch. Bojaźń.

Przetrę oczy. Czuwam. Na łyżeczce do kawy
w kroplach sen mój czeka wciąż, aż go do ust przytknę.
Jest blisko, tuż obok. Nie mogę zdradzić nawet,
co mi powiedziała, najskromniejszej modlitwie:

jak mam się rozwidnić? Rozmyśla o jutrzence
ciało, ma obłuda, w którym coś może wskrzesi
jakaś knajpka, która mnie wzywa w swoje ręce.
Z oddali światło. Strach. I coś się złego niesie.
 

 

 

 

 

 tłum. T. M. Larczyński



Daleké svítání

Vzdálené světlo. Strach. A cosi zlého nese.
Tělo, má přetvářka, to napovídá rytmy,
jež oddalují pád. Vy zaposloucháte se
a neslyšíte nic. Jen náznak. Úzkost. Přítmí.

Promnu si oči. Bdím. A na kávové lžičce
muj spánek po kapkách čeká, až vezmu jej.
Krátce a blízce je. Nemohu modlitbičce
svěřit, co slyšel jsem, že řekla: poslouchej,

jak se mám rozednit? Myslí si na jitřenku
tělo, má přetvářka, nad kterou smiluje se
nějaká hospůdka, která mne volá zvenku.
Vzdálené světlo. Strach. A cosi zlého nese.
 

1 2 3 4 11 12 ››