Wiersze - Felicja Kruszewska

Brzoskwinie

Pijemy dziś herbatę w obrosłej altanie.
Ja jestem bardzo poważna, mówię ci grzecznie: Panie.

Siedzisz niedbale w fotelu i palisz papierosa.
Brzęczy gdzieś w cukiernicy łakoma duża osa.

Słońce się stacza ukośnie. Za chwilę topolę minie.
Podsuwam ci na paterze duże złotawe brzoskwinie.

Brzoskwinie świecą w krysztale, jak ciepłe różowe latarki,
Pokryte są lekkim puszkiem, jak moja skóra na karku.

Lecz najpiękniejsza jest chyba ta, która leży na wierzchu,
różowi się i złoci w łagodnym błękitnym zmierzchu.

Okrągła, duża, pachnąca, wygląda, jak zapłoniona.
Jest pewnie miła w dotknięciu, jak moje nagie ramiona.

Bierzesz ją lekko w palce, przymrużasz trochę oczy,
rozrywasz ją ostrożnie, sok ci po palcach broczy.

Wyjmujesz serce-pestkę (sok w niej upojny chlusta)
różowe, słodkie mięso wkładasz w najdroższe usta.

Nagle pochylasz ku mnie młode, wysmukłe ciało
i pytasz bardzo serdecznie: Mój Boże! Co pani się stało?

Nie umiem odpowiedzieć, a łzy mi płyną, płyną...
chciałabym... Tak! Właśnie bym chciała być tą różową brzoskwinią!

Poranek

Powietrze jest dziś przecie całym poematem
i wiatr pijany tańczy w fałdach mej sukienki!
Kokarda mi na włosach powiewa szkarłatem
w takt przesłodkiej, dziecinnej i śmiesznej piosenki.

Pachną Twemi ustami czerwone goździki,
i rozchwiało się wino w zgubionej altanie.
Tłumiąc chustką na ustach radosne okrzyki
lecę przez małe dróżki na Twoje spotkanie.

Może już tą alejką akacjową kroczysz,
którą słońce calutką poznaczyło w kratki?
A może znów radosny przez zagon przeskoczysz
na którym się rozśmiały złotookie bratki?