Wiersze - Delmore Schwartz

A Young Child and His Pregnant Mother

At four years Nature is mountainous,
Mysterious, and submarine. Even

A city child knows this, hearing the subway's
Rumor underground. Between the grate,

Dropping his penny, he learned out all loss,
The irretrievable cent of fate,

And now this newest of the mysteries,
Confronts his honest and his studious eyes----

His mother much too fat and absentminded,
Gazing past his face, careless of him,

His fume, his charm, his bedtime, and warm milk,
As soon the night will be too dark, the spring

Too late, desire strange, and time too fast,
This estrangement is a gradual thing

(His mother once so svelte, so often sick!
Towering father did this: what a trick!)

Explained to cautiously, containing fear,
Another being's being, becoming dear:

All men are enemies: thus even brothers
Can separate each other from their mothers!

No better example than this unborn brother
Shall teach him of his exile from his mother,

Measured by his distance from the sky,
Spoken in two vowels,
I am I.

Ameryka, Ameryka!

Jestem poetą rzeki Hudson i tego, co z niej się wspina
świateł, gwiazd, mostów
A także mianowanym przez siebie laureatem Nagrody Atlantyku-
serc ludzi, którzy go przebyli
po Amerykę nową.

Wlokę się pod ciężarem chimer, nadziei zdobytych
w znoju chorej ekstazie zrywach
i ciągach nastroju, dziwach udziwnionych
Królestwa emocji, które trzeba dostrzec i przed którym ostrzec.

Bom jest poetą żłobka ( w mieście)
i cmentarza ( w mieście)
Gazem i jazzem tajemnego miasta w sercu i w głowie.
To pieśń naturalnej jaźni miasta Dwudziestego Wieku.

Prawdą jest, choć częściową, że miasto to „tyrania liczb”
( To zaśpiew jaźni miejskiej metropolitalnej i metafizycznej
Powstałej z pierwszych dwóch Wojen Światowych Dwudziestego

Wieku)

To miasta jaźń, co spoziera jednym rozjarzonym oknem w drugie
Gdy kwadraty i szachownice błyskają nocą na olbrzymiej
Tafli mroku i majaczącymi żółto światełkami grobów
Skrywających tyle istnień. To jest mózg miasta
Który patrzy i mówi: więcej :więcej i więcej :wciąż więcej.

At This Moment of Time

Some who are uncertain compel me. They fear
The Ace of Spades. They fear
Loves offered suddenly, turning from the mantelpiece,
Sweet with decision. And they distrust
The fireworks by the lakeside, first the spuft,
Then the colored lights, rising.
Tentative, hesitant, doubtful, they consume
Greedily Caesar at the prow returning,
Locked in the stone of his act and office.
While the brass band brightly bursts over the water
They stand in the crowd lining the shore
Aware of the water beneath Him. They know it. Their eyes
Are haunted by water
Disturb me, compel me. It is not true
That "no man is happy," but that is not
The sense which guides you. If we are
Unfinished (we are, unless hope is a bad dream),
You are exact. You tug my sleeve
Before I speak, with a shadow's friendship,
And I remember that we who move
Are moved by clouds that darken midnight.

Baudelaire

Kiedy zapadam w sen i jeszcze nawet we śnie,
Słyszę całkiem wyraźnie głosy, które przemawiają
Całymi zdaniami, pełnymi banałów i pospolitości,
Nie mających nic wspólnego z moimi sprawami.

Droga Matko, czy zostało nam jeszcze trochę czasu
Na szczęście? Mam ogromne długi.
Moje konto bankowe jest pod sekwestrem.
Nic nie wiem. Nic nie mogę wiedzieć.
Nie jestem zdolny do żadnego wysiłku.
Ale moja miłość do ciebie wciąż rośnie, jak zawsze.
Ty zaś gotowa jesteś zawsze rzucić we mnie kamieniem.
To prawda. Tak było od dzieciństwa.

Po raz pierwszy w moim długim życiu
Jestem szczęśliwy. Książka, bliska ukończenia,
Wygląda zupełnie dobrze. Przetrwa, będzie pomnikiem
Moich obsesji, moich nienawiści, mojej odrazy.

Długi i niepokoje nie opuszczają mnie osłabiając moje siły.
Szatan zakrada się ku mnie i przemawia słodko:
„ Odpocznij dziś! Możesz teraz odpocząć i zabawić się.
Wieczorem popracujesz”. Kiedy nadchodzi noc,
Mój umysł przerażony zaległościami,
Znudzony smutkiem, sparaliżowany bezwładem,
Obiecuje sobie: „Jutro. Zrobię to jutro”.
Nazajutrz ta sama komedia rozgrywa się
W tym samym układzie, z tą samą bezwolnością.
Zbrzydły mi już te wynajmowane pokoje,
Zbrzydły mi już te przeziębienia i bóle głowy.
Znasz moje dziwaczne życie. Każdy dzień przynosi
Swoją miarę gniewu. Mało wiesz
O życiu poetów, Matko: muszę pisać wiersze.
A to najbardziej rujnujące z zajęć.
Jestem smutny dzisiejszego ranka. Nie miej mi tego za złe.
Piszę w kawiarni, blisko poczty,
Wśród stukania kul bilardowych, w szczęku półmisków,
W łomocie serca. Zamówiono u mnie
Historię rzeźby. Czy mam napisać historię
Rzeźb i karykatur twoich w moim sercu?

Chociaż sprawia ci to nieskończenie wiele bólu,
Choć możesz nie uważać tego za konieczne
I zastanawiasz się nad wysokością sumy,
Przyślij mi, proszę, pieniądze, choćby na trzy tygodnie

Dla Rhody

Szliśmy spokojnie przez dzień kwietniowy,
Tutaj i tam poezja stolic,
W parku siedzieli żebrak i rentier,
Krzykliwe dzieci i samochody
Mijały nas i biegły dalej,
Od milionera do robotnika
Cyfra odległość zabezpiecza.
Tysiąc dziewięćset trzydziesty siódmy,
Wielu tak drogich zabrała śmierć,
Co pozostanie z ciebie i ze mnie
( Oto jest szkoła, tu się uczymy...)
Poza fotosem, poza pamięcią?
(...ten czas jest ogniem, który nas spala).

( Oto jest szkoła, tu się uczymy...)
Kim jestem tutaj, w sercu płomienia?
Kim jestem teraz, ja, który byłem,
Kim będę jutro, kogo powtórzę,
Studentem piszącym teodyceę
Czy odzyskałem znowu dzieciństwo,
Dzieci krzyczące tak błyszczą, biegnąc,
( Oto jest szkoła, tutaj się uczą...)
Uprowadzone przez grę chwilową!
(...ten czas jest ogniem, który je spala).

Żarłoczna szybkość, rozchwiany płomień!
Gdzie jest mój ojciec, gdzie Eleanor?
Zmarli przed laty; cóż mi, gdzie dziś są?
Wtedy kim byli?
To wszystko? Wszystko?
Od lat dwudziestych po dzień dzisiejszy
Bert Spira z Rhodą gryzą się, gryzą
Nie tym, gdzie dziś są ( a gdzie dziś są?),
Ale kim byli, tak piękna dwójka;
Eksplozja minut w ścianach z płomienia,
W słonecznym ogniu glob się obraca,
Płaskość i piękno w tym wirze mija.
( Jak wszystko błyska! Jak wszystko płonie!)
Kim jestem teraz, ja, który byłem?
Czy pamięć może ciągle przywracać
Dnia nieznacznego nieznaczną barwę?
To czas jest szkołą, w niej się uczymy,
To czas jest ogniem, który nas spala.

1 2 3 ››