Wiersze - Sergiusz Jesienin

Sergiusz Jesienin

poeta
  • Data i miejsce urodzenia: 3 październik 1893, Konstantinowo
  • Data i miejsce śmierci: 28 grudzień 1925, Leningrad
  • Narodowosć: rosyjska
Sergiusz Jesienin - poeta

 Rżnij, harmonio, głośno, rżnij, harmonio, śmiało!
Wspomnieć, co? Tę młodość dawno już przebrzmiałą?
Nie szeleść, osino, drogo, nie kurzże się.
Pod próg mojej lubej niech ta pieśń się niesie.

Niech ona usłyszy, niech ona popłacze.
Ejże, cudza młodość nic a nic nie znaczy.
A jeśli coś znaczy minie bez cierpienia.
Gdzieżeś ty, radości? Gdzieżeś, powodzenie?

Płyń, pieśni, donośniej, lej się z większą siłą,
Tak czy siak, nie będzie dziś, jak niegdyś było.
Po dawnej hardości, krzepie i posturze
Tylko pieśń została przy harmonii wtórze.
 
przekład Z. Dmitroca

Czy to ty, mój rymotwórco biedny,
O księżycu piszesz wiersz marudny?
Już od dawna oczy moje zwiędły
Od miłości, od kart i od wódy.

Ach, już księżyc włazi w okna ramę,
Światło takie, że aż bolą oczy...
Postawiłem na pikową damę,
A tu z talii czarny as wyskoczył.

Moskwa 4/5-X-1925

Żegnaj przyjacielu, do widzenia,
Drogi mój, od krwi serdecznej bliższy.
Ta rozłąka w ciemnych przeznaczeniach
Obietnicą połączenia błyszczy.

Żegnaj bez uścisku dłoni i bez słowa.
Nie martw się, cień smutku z czoła przegoń.
W życiu ludzkim – śmierć to rzecz nie nowa,
A i życie samo – nic nowego

Leningrad, 27 grudnia 1925

 Klonie mój bezlistny, klonie lodem skuty,
Czemu stoisz, zgięty, wśród zamieci lutej?

Czyś tam co wypatrzył? Usłyszał co w głuszy?
Jakbyś na przechadzkę za wioskę wyruszył.

I, jak stróż pijany, wyszedłszy na drogę,
Ugrzązłeś w sumiocie, odmroziłeś nogę.

Ach, sam jestem dzisiaj chwiejny i niemrawy,
Nie dojdę do domu z brackiej popijawy.

Tam dostrzegłem wierzbę, tam sosnę spotkałem,
Pieśni im o lecie w tak wichru śpiewałem.

Wydałem się sobie takim samym klonem,
Tylko nie bez liści, a całym zielonym.

I, wyzbyty wstydu, w sztok spity gorzałą,
Niczym cudzą żonę brzózkem ściskał śmiało.
 
przekład Z. Dmitroca

 Koronkę w gaju utkała chmura,
Zadymiły pachnące mgły w krąg.
Błotną drogą jadę z dworca furą,
Daleko od rodzimych łąk.

Las zastygnął bez smutku i szmeru,
Ciemność zwisa za sosną jak płaszcz.
Żałobliwa myśl sercu doskwiera...
Niewesołyś ty, kraju nasz.

Zasmuciły się jodły-dziewuszki,
Jak potrafi, mój furman się drze:
" Sczeznę ja na więziennym łóżku
I pogrzebią mnie byle gdzie!"
 
przekład Z. Dmitroca

1 2 3 4 9 10 ››