Wiersze - Sergiusz Jesienin strona 9

Otwórzcie mi, stróże anieli...

Otwórzcie mi, stróże anieli,
Błękitne podwoje dni!
O północy anioł w bieli
Z moim wiernym koniem znikł.

Koń mój Bogu niepotrzebny!
Koń mój - siła ma i moc!
Słyszę: gryzie łańcuch srebrny,
Rży radośnie w głuchą noc.

Widzę: pędzi wśród zamieci,
Targa gniewnie gruby sznur.
Jak z miesiąca z niego leci
Sierść bułana w kłęby chmur.
 

Pantokrator

1.


Sław, mój wierszu, tych, co klną i ryczą,
Grzebiąc żałość w junackich barkach.
Na końską mordę księżyca
Zarzucimy promienny arkan.

Tysiąc lat czcimy gwiazdy te same,
Ten sam miód w ciałach płynął i płynie.
I pomstować, nie błagać Cię psalmem,
Nauczyłeś mnie, Boże jedynie.

Za kędziorów Twoich siwiznę,
Za osiny w złotych groszakach,
Krzyczę: "Bierzcie diabli, starzyznę!"
Nieposłuszny syn-zabijaka.

I za owych dobrodziejstw krocie,
Co je scedzasz z deszczowych mętów,
Jakich, jakich mioteł nam jąć się,
By to słońce zmieść z firmamentu?

2.


Tam, za mlecznymi wzgórzami,
Pośród niebotycznych topól,
Srebrnopłynny ponad nami
Wodnik rozlał się potopem.

Niedźwiedzicą po lazurze -
Jak czerpakiem po dnie wiadra.
Susa w niebo dała burza,
Miesiącowi na grzbiet siadła.

W wichrze - mary wędrujące,
Sad paruje niczym mleko,
Idzie dziad mój, sak za słońcem
Z południa na zachód wlekąc.

Zaliś, ojcze, wnuka słyszał
W onej dobie niewesołej?
Nie na darmo w sercu dzisiaj
Zdychający beczał ciołek.

3.


Zawiruj, zawiruj w obłokach
I w dni twoich srebro bij młotem!
Ja wiem, że to słońce z wysoka
W głąb studni jak wiadro mknie złote.

Ja też z owej ziemi wyruszę
W daleką, nieznaną mi stronę
I sam, bez wahania, swą duszę
Położę na dno rozżarzone.

Lecz wiem, że innymi oczami
Czują żyjących umarli.
Spraw, byśmy z ziemskimi kluczami
Do złotych wierzei dotarli.

Daj naszej wolności owsianej
Wyważyć żelazne skoble.
Z rozpędu, na przełaj przez łany,
Zorzy doskoczyć na oklep.

4.


Znijdź, koniu rydzy, w nasze kraje,
Wprzęgnij się w ziemski wasąg!
Już mleko gorzkim się wydaje
Pod niską strzechą naszą.

Po wodach rozlej i po łąkach
Chrapliwe twoje rżenie
I z dygocącej gwiazdy-dzwonka
Na ziemię siej promienie.

Za obłęk - tęczę ci znajdziemy,
Rząd - z kół podbiegunowych.
O, wywieź naszą bryłę ziemi
Po koleinach nowych.

Do ziemi przyczep się ogonem,
Odmotaj z zorzy grzywę.
Za one chmury, światy one
W krainy leć szczęśliwe.

Niech tamci, co nas z lamp oliwnych
W zamglonej piją dali,
Ze swej niebieskiej dojrzą niwy,
Że goście przyjechali.

1919

Jerzy Litwiniuk

Płacze zamieć jak skrzypki cygańskie po nocy

Płacze zamieć jak skrzypki cygańskie po nocy.
Patrzy na mnie dziewczyna, uśmiech ma niepokojący.
Niebieskich źrenic wzrokiem czy się onieśmielę?
Tak dużo mi potrzeba, nie trzeba równie wiele.
Tacyśmy niepodobni, tak dalecy oboje –
Młoda jesteś, ja sprawy przeżyłem już swoje.
Innym szczęście, a mnie już tylko pamiętanie
Głęboką nocą śnieżną, w cwałującą zamieć.
Moje skrzypce to wichru zimowego echa.
Serce szorstkie rozburza się w twoich uśmiechach.

Pójdę jako szary brat zakonny...

Pójdę jako szary brat zakonny
Albo włóczęga lnianowłosy
W tę stronę, ż której na zagony
Leje się jasne mleko brzozy.

Chcę ziemię z krańca w kraniec zmierzyć
Idąc za blaskiem gwiazdy płonej
I w szczęście bliźnich znów uwierzyć
Na miedzy, żytem rozdzwonionej.

Świt ręką pełną chłodnej rosy
Rumiane jabłka zorzy strąca.
Kosiarze grabiąc traw pokłosy
Pieśnią witają mnie na łące.

I mówiąc tak samemu sobie
Patrząc za wite z łyka kręgi:
Szczęśliwy kogo przyozdobił
Kijem i torbą los włóczęgi,

Kto w swym ubóstwie nie zna troski
Ani przyjaciół, ani wrogów,
I może z wioski iść do wioski
Modląc się do spotkanych stogów.

Sorokoust

A.Marienhofowi

1.

Huczy, huczy złowieszczy róg!
Co się stanie, co będzie z nami
Na oślizłych kikutach dróg?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Na nic łagodność mord poważnych,
Dzień nasz zachodzi i nie ma rady.
Jeszcze tylko wieczór się drażni,
Jeszcze smaga nam krągłe zady
Skrwawionymi rózgami zorzy.

Prędko zamróz pobieli kredą
Wioskę, pole, drzewa przy drogach.
Nie ma dla nas ucieczki przed biedą,
Znikąd, znikąd ratunku od wroga.
Oto idzie z brzuchem ze spiżu,
Ku gardłom równin wyciąga łapy.

Stary wiatrak uszami strzyże,
Chwyta wiatr w umączone chrapy
I milkliwy buhaj - samotnik
Co mlecz cały po ciołkach sterał,
Żując słomę słucha markotnie,
Jak się klęska nad nami zbiera.


2.

Ach, to pewnie za wsią, dlatego
Tak żałośnie płaczą harmonie:
Tara, tira - długo, daleko
Żal rozchodzi się po wygonie.
I żółty podmuch jesieni,
Co tak błękit w przelocie sfalował
Niby grzywę bułana grzebieniem,
Miedź przeczesuje klonową.
Idzie, idzie okuty stalą
Straszny prorok w burych obłokach.
I wciąż bardziej pieśni się żalą
Pod jaszczurczy jazgot po stogach.
O, elektrycznej jutrzni rano,
Pasów i kół śmiertelne sploty,
Pradawność naszych izb drewnianą
Stalowa febra dzisiaj miota!

3.

Czyście widzieli,
Jak stepem - bezdrożem,
W smugach mgły, lepki tłustą wilgocią,
Parskając żelaznym nozdrzem,
Mknie na łapach żelaznych pociąg?

A za nim
Po trawie płowej,
Niby z wiatrem w zawody, skacze,
Cienkie nogi rzucając pod głowę,
Bułanogrzywy źrebaczek?

Miły głuptas, śmieszny i miły
Gdzie go niosą dziecinne skoki?
Nie wie pewnie, że step zwyciężyły
Martwe konie stalowobokie.
Nie wie pewnie, że w pola nie siane
Nic tych wieków nie przygna z dali,
Kiedy parę hożych, stepowych Rosjanek
Pieczyngowie za konia dawali.
Innym targiem los dzisiaj posiadł
Pola szczękiem budzone znowu:
Za tysiące pudów końskiej skóry i włosia
Kupują dzisiaj parowóz.

4.

 Diabli ciebie nadali, gościu!
Nasza śpiewka się z woja nie zgodzi.
Trzeba było cię jeszcze w maleńkości
Spławić wiosną po pierwszej wodzie.
Dobrze tym, co witają twe przyjście,
Wargi mną w pocałunkach blaszanych;
A mnie przyszło, śmiesznemu organiście,
Śpiewać ziemi samotne hosanny.
To dlatego w ten ziąb wrześniowy
Na stwardniałą, grudniącą się glinę
Z roztrzaskanej o ścianę głowy
Krwią jagodną broczy jarzębina.
To dlatego harmonia wioskowa
Rozskarżyła  się w jesień głuchą
I chłop - muzyk, co wiek tu wiekował -
Zalał biedę palącą siwuchą.
 

1920

Tadeusz Mongird

‹‹ 1 2 6 7 8 9 10 ››