Wiersze - Józef Baka

Józef Baka

jezuita, misjonarz, kaznodzieja, poeta, panegirysta i hagiograf
  • Data urodzenia: 18 marzec 1707
  • Data i miejsce śmierci: 2 czerwiec 1780, Warszawa
  • Narodowosć: polska

The Song

My sweetheart, my heart love,
My sweetheart, my heart love,
   Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
   Jesus, Jesus, Mary, Joseph,

My sincere hope is safe,
My sincere hope is safe,
   Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
   Jesus, Jesus, Mary, Joseph,

I will go to Paradise,
I will go to Paradise,
   Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
   Jesus, Jesus, Mary, Joseph,

Fame in life beyond the grave.
Fame in life beyond the grave.
   Jesus, Jesus, Mary, Joseph,
   Jesus, Jesus, Mary, Joseph,

Bogaczom ciemnym oświecenie

O bogaczu!
Godnyś płaczu!
Masz sepety
I kalety,
Masz gody,
Wygody
I futra
Do jutra.
Skarbiec pełny
Ziotcj wctny,
Złote runo,
Lecz że z (runa.
Twe juki
Dokuki,
Sobole
Są bole.
Bogacz Boga miałby chwalić
I ofiary z bogactw palić.
Bóg w niebie:
U ciebie
Bez wróżek
Skarb bożek.
Jemu serce, kłopot życia
Jest oddany, dla nabycia
Zysk cały
Niemały,
Kłopoty,
Suchoty!
Wszak zwiędniałeś,
Olysiaieś
Jak skorupa,
Liczykrupa:
Twa mina
Więdlina
Dla szczurów
Spod murów.
Wysuszyło złote żniwo,
Abrahama czeka piwo:

Po chwili
Posili
Śmierć łzami,
Konwiami.
Twoje złoto
Jako błoto
I zapasy
We złe czasy
Z lat stratą
Łopatą
Śmierć z chuci
Wyrzuci.
Mości Panie,
Z gliny dzbanie
Poliwany,
Pozłacany:
Nie głucho,
Ze ucho,
Urwie się,
Stłucze się.
Ma świat cały cię w respekcie:
A ty wszystkich w tym despekcie,
Że czyste,
Wieczyste
Wsi liczysz,
Dziedziczysz.
Lecz ta wada,
Ze świat zdrada.
Co się wznieci,
Krótko świeci:
Świat burka,
Twa skórka
Niech zważa,
Poważa.
Dbasz w brygady,
Dbasz w parady.
W zlocie chodzisz,
W złościach brodzisz.
Ta fama
Jest plama.
Trup w szatach,
Duch w łatach.
Wszak karmazyn w małej cenie,
Gdy w paklaku złe sumienie.
Grzbiet lśni się,
Duch ćmi się
Sirota,
Hołota.
Masz tytuły
I szkatuły,
W kieskach złoto,
W sercu błoto
Niecnota,
Hołota,
Przemaga
Zniewaga!
Masz parepy, spasłe cugi,
Choć nad włosy większe długi,
Parady,
Bez rady
Przychodów,
Rozchodów.
Masz rządziki
Kapelijki,
Menwet skaczesz,
Nim zapłaczesz.
Źle żyjesz,
Zawyjesz!
Śmierć nie śmiech,
Dudy w miech.
Teraz w rusa
Rwie pokusa,
A w tryszaku
Smak jak w raku
Grasz tęgo
Z przysięgą.
Bez chluby
Rad w czuby.
Karty, szachy
Niszczą gmachy.
Z faraona
Dobra strona
Faluje,
Czatuje
Odmiana,
Przegrana.
Mości Panie,
Moje zdanie!
ej minuty
Do pokuty.
Z pieniędzy
Daj nędzy,
Płać myto
Kalitą.

Cudzoziemcom

Witam gości w naszym kraju,
Z wami chętnie jakby w raju
Żyć chcemy,
Będziemy
Społecznie,
Statecznie.
Wasze strony
Jak Dodony,
Cudze kraje
Mównc gaje.
Was pytać,
Was witać
Pragniemy,
Życzemy.
Miły gościu. Mości Panie,
Prosim, dajże serca zdanie,
O co chodzi?
Co szkodzi?
W tych krajach
Czy rajach.
Słyszę, mówisz: Polskie kraje
Co dzień mają śliczne maje,
Wesoło
l czoło
Pogodne,
Swobodne.
Jeno marce
Złe na starce.
W zimne stycznie
Niezbyt ślicznie:
Tam groby,
Choroby
Dość gęste
I częste.
Liczą w lutych
Z lat wyzutych.
Z listopady
Jako grady
Padają,
Chwytają
Całuny
Do truny.
Mości Panie!
Myli zdanie:
"Nie baj baju,
Umrzesz w maju".
Przysłowie
Opowie.
Tak uczy:
Śmierć kluczy.
Więc ostrożnie, panie Włochu:
Nie truj zdrowia w polskim grochu.
Bo krzyknie
I ryknie
"Och!" pan Włoch
"Zły tu groch!"
Kwaśno, słono ktoś nie jada,
W przaśnym, w słodkim siada zdrada:
Oszuka,
Dokuka.
Dość jedna
Śmierć biedna.
Mój Francuzie!
Wierzaj Muzie:
Ruskie kwasy
Wszystkie czasy
Dość psują,
Dość trują
Bez soli,
Śmierć boli.
Ej, Francuzie!
Mor w kapuzie
Oślep chwyta,
Ani pyta,
Czy ty "La"?
Czy "de La"?
Czy ty Franc?
Czy ty Hanc?
Śmierć Francuza
Jak kobuza,
A Niemczyka
Jak kulika
Kusego,
Tłustego
Osiecze,
Opiecze.
Panie Niemcze,
Cudzoziemcze!
Przy defektach
Nic po fektach,
Nic "Was, was!
Der, die, das".
Śmierć rauz! rauz!
Kumerauz!
Nic tesaczki,
Nic kruhlaczki!
Miej ochotę
Bronić cnotę:
Przez szpady,
Układy
Dość szparka
Pchnie Parka.
Cnót się chwytaj bez odmiany,
Szacuj parol Bogu dany:
Z parolu
Bez bólu
Schodź z placu
Bez płaczu.
W modnym kroju,
W krótkim stroju
Język długi,
Złe zasługi
Odbiera,
Zawiera.
Precz kusa,
Pokusa!

Do czytelnika

 
 
Panuj świecie! nim straszna grobów pani
Aktem tragicznym twoje serce zrani.
Nietrudno, wierszów prawda dowieść może,
Kserksesów perskich śmierć zmogła i zmoże
Aleksandrów, by nowych Pompejuszów,
Wielkich Datisów, Belizaryjuszów,
Emilijanów lub Milcyjadesów,
Rzymskich Fabijów, w taż dzielnych Narsesów.
Jej moc, wielmożność bez granic panuje!
Silna potęga śmiało rozkazuje.
Ta szybko płynie za bystre Sekwany,
Elby, Aluty, Sabaudy, Rodany.
Fortuny z życiem wydziera na wschodzie,
Atlantów łamie silnych na zachodzie,
Najdzie każdego w odległej Afryce,
Jedna państwami włada w Ameryce.
Cale widocznie jej rząd despotyczny
Musi podlegać prostak, polityczny
Nie trafi z nią się doktor dysputować,
Ani filozof w kontr argumentować,
Niech się nie schroni w Sardyńskich Turynach.
Ani się skryje Węgrzyn w Waradynach,
Francuz w Paryżu, a Hiszpan w Madrycie,
Wszędy doścignie śmierć jawna, choć skrycie.
Zblednieje orzeł dość czarny, dwugłowny,
Harpokratesem stanie, kto wymowny.
Nie skryjesz się, najmilszy Polaku,
Na wyższych Tatrach, na górnym Krępaku,
Wszędy doleci śmierć bez skrzydeł ptaka,
Chwyci w swe spony Litwina, Polaka.
Ta prawda wierszem tu jest wyrażona,
Na dusz pożytek światu otworzona.
Czytajże chętnie, miły czytelniku,
A śmierć uprzedzaj cnotą, katoliku.

Duchownym

 
 
Mości księże, pieścidełko,
Proszę zgadnąć, gdzie pudełko
Zamczyste,
Sklepiste?
Co księży
Mitręży.
Wszak w kościele klejnot drogi
Ksiądz, nie mosiądz, skarb to mnogi.
Więc strata
Zakata
Dość znaczna
Niebaczna,
By nie była, fata skryją
Dość przezornie i zaryją.
Tak wiecznie
Bezpiecznie
Od zguby
Bez chluby.
Mój duchowny
Dość wymowny
Lecz na stronie
Nie w ambonie:
On cicho,
Grzech licho
Nam robi,
Nie zdobi.
Gdy pożary, we dzwon biją,
Wraz kościelne spiże wyją.
Gdy grzmoty
Z suchoty,
Gdy chmury
Z nieb góry.
Ach! pioruny z gniewu chmury
Rzuca gęba z impostury
Wołajże
I dbajże
Nasz Mófty,
Mów, mów ty!
Nie zaleta czci kapłańskiej
Być dozorcą trzody Pańskiej,
A trzody
Do zgody
Nie wprawiać,
Namawiać.
Ksiądz nie księżyc, niechże grzeje
Słońcem cnoty, niechaj wleje
W nas ducha,
Aż skrucha
Na duszy
Nas skruszy.
Mości księże!
Twe oręże
Brewijarze
I ołtarze
Znać dają,
Wołają:
"Oprawy,
Poprawy".
Sam nie chwalisz mości księże,
Kto źle chowa swe oręże:
Mój księże,
Oręże
Zapasy
W złe czasy.
Nie chowajże je w pokrowcu,
Nim zagrzebią cię w grobowcu:
Do dania
Nie brania
Kurcz męczy
I dręczy.
Z ręką skąpą zgniją oczy.
Wkrótce życie w dół poskoczy:
Szostaki
W żebraki
Pozbywaj,
Zdrów bywaj!
Ksiądz ksiąg miewa futerały,
A pokrowiec w trunnie trwały
Śmierć mściwa
Sposzywa,
Gotuje,
Czatuje.
Zła nowina mości księże!
Nas czekają żaby, węże:
Dzwonnica
Tęsknica
Zahuczy,
Zamruczy!
Żyj z ołtarza mój pasterzu,
Trzymaj z Bogiem nas w przymierzu
Skutecznie,
Statecznie
Cnotami,
Modłami.
Bożych darów
Nie z pucharów
Ampułeczką,
Nie lampeczką
Używaj,
Przebywaj,
By nad stan
Nie był dzban.
Mości księże teologu
Nim w śmiertelnym staniem progu
Nas spytaj,
Przeczytaj
Z Psałterza:
"Śmierć zmierza."
Mości księże kapelanie,
Kiedy pora nam nastanie,
Że tańce
W różańce,
Nowinki
W godzinki
Zamienią się? nasze karty
W książki święte? bo nie żarty!
Żartujem,
Kartujem:
Śmierć czeka
Człowieka.
Świat nie światło: ty świecznikiem!
Oświecajże słów promykiem,
Ni chuchu,
Ni duchu.
Ćmią cienie
Sumnienie!

1 2 3 4 7 8 ››