Wiersze - Józef Baka strona 3

Nędznym tu kmieciom

 
 
Biedni kmiecie! to powiecie,
Że was cetnar prac dość gniecie.
Tu praca
Jak prasa
Lud tłoczy
Roboczy.
Bieda rani i dokucza,
Jak żar rybkom z siatek, z buczą:
Atoli
Powoli
Bóg koi
I goi.
Kmiotek stęka,
Że tu męka:
Lecz przy zgonie
Nie utonie
W łez rzekach
Po wiekach,
Po potach,
Kłopotach.
Wszak weselej, śmielej chłopek,
Co jak mrówka dźwiga snopek,
Po cepie
Śpi w sklepie,
W dolinie,
W perzynie.
Ty oraczu,
Pełen płaczu:
Śmierć macocha!
A twa socha
Co wskóra?
Ej, skóra
Zaboli!
Gdy zgoli.
Śmierć i chłopy
Jako snopy
Z gruntów brozdy
Jako drozdy
Wybiera,
Zawiera.
Tratuje,
Morduje.
W czysca sieci
Jak w osieci
Kąkol duszy
Twej wysuszy,
Wywróci,
Wykłóci,
Naparzy,
Rozżarzy.
Twe woliki trzymasz w pługu:
A śmierć ciebie weźmie w długu,
W oborze
Z piec sporze
Odzienie
I mienie.

O wolności sumienia

 
 
Boska dobroć wolność mi dała,
A złość jedyna skrępowała.
Nie ma waloru wolność złota,
Gdy w sumnieniu grzechów jak błota.
Nie znam pokoju w mych pokojach.
Bez wojny strach skrzypi w podwojach,
Grzech dzień i noc na trwogę bije
Złe larum, póki w sercu żyje.
Boże umarłych i żyjących,
Jedyna nadziejo grzeszących,
Daj sumnieniu widzieć zginienie,
Strzec nad honor, złoto zbawienie.
Daj zważać, że niebo zawarte
W górze, w dole piekło otwarte,
Śmierć z kosą przed oczyma skacze,
W dzień Sądu przegrawszy zapłaczę.
Oto ginę i tracę siebie
Codziennie obrażając Ciebie.
Jawnie, skrycie, grzesznik mizerny
W mych parolach Bogu niewierny,
Niestały jak księżyc na nowiu,
W pełni grzechu ufając zdrowiu
Wraz stawam, choć życia kwadranse
Mówią: niepewne lat wakanse.
O cero twarzy! do Cerery
Podobnaś kwiatu z maniery,
Lud wdziękiem łudzisz, zwodzisz wiele
Ust rumieńce grzebiąc w popiele.
Trwałaś jak trawa, jak śnieg nikniesz,
Nad młodym i starym wykrzykniesz:
"Tuś mi grzybie i czerstwy rydzu,
Idź w grobu krobkę ślepowidzu."
Głupie wspieram się jak na trzcinie
Świata machinie, bo w godzinie
Wiek bieg życia chorągiew zwinie,
Sto lat jak jeden moment minie.
Gwałtem fata popchną do trumny
Z fałszywie wieczystej fortuny,
A ja wieczny nędznik ubogi
W niebo nie wścibię ani nogi.
Cieszę się słysząc "Rycerz z ciebie",
A nie dojadę kresu w niebie.
Czart zajeździł me animusze,
Gdy tak dzielną osiodłał duszę.
Cofnąć się w niebo sił nie stanie,
Bies silno trzyma na arkanie
Złych nałogów: trudno przestawię,
W co przewrotną naturę wprawię.
Nie ochrona oręż przy boku,
Gdy ja u Boga jak sól w oku,
Układ niepewny, płytkie szable
Przytnie sumnienie jak półdiablę.
Jęczeć musi w złościach zacięta
Wolność, nim zleczy skrucha święta,
Stęka pod grzechów cetnarami
Wewnątrz brząkając kajdanami.
Wszędy i wszystkim zdrowo radzę,
Przy talentach jestem w powadze,
W mym domu ślepy niby jota
Nie trafię poprawić żywota.
Głowa innym, sobiem półgłówek,
Śpię w zginieniu jak od makówek,
Choć trwoży w boju i w pokoju
Grzech, ciągnący pomstę w konwoju.
Cóż mi czynić? co mam wykonać,
Nim pewnie wkrótce przydzie skonać?
Nim śmierć wyda hasło czy pozew,
Krzyknę: Jezu! Maryja! Józef!
Ratujcie nędznego grzesznika,
Bo Wasza dobroć Was przenika,
Z Waszej łaski i sił ramienia
Dojdę pokoju i zbawienia.

Panom dysydentom

 
 
Straszliwego Majestatu Panie
Dałeś rozum, dajże i poznanie
Jednej prawdy nieomylnej
Ku zbawieniu nam przychylnej:
Bo są głowy
Jak u sowy
Bez rozumu,
Z fałszów tłumu
Przy uporze.
Jedenś Boże, jeden chrzest, ofiara,
Jedna dusza, jedna musi wiara
Być od Ciebie,
Która w niebie
Twej czeladzi
Lud osadzi:
A zaś inna
Jako gminna
Lud zawodzi
Nader szkodzi,
Bo na wieki.
Chrystus owce wabi do owczarni,
Krnąbrne kozły pędzi do koziarni:
Swym rozumkom nie ufajmy,
Fałszu z prawdą nie zwijajmy.
Ach! szukajmy dusz Pasterza,
Nim śmierć chwyci zza kołnierza.
Już pod nosem!
Mości Panie, grzeczny dysydencie,
Nie bądź grzeszny, błędny jak w odmęcie,
Wszak w momencie
Na okręcie
Z dusz ruiną
Ludzie giną:
Patrz! niedługa
Twa żegluga.
W co sterują,
Gdzie kierują
Lat zapędy.
Nie ekskuza, że tak uczy kircha,
Bo odpowie skórka, tłusta ircha:
Gdy w kłopocie
Jak w robocie
Śmierć wyprawi,
Nim zabawi.
Myśl niebożę!
Nie pomoże
Nic Anglija,
Saksonija
W Park areszcie.
Wszak zawodzi korzyść, po respektach
Krótkich świata być w wiecznych despektach.
Za kapłuna
Chuda truna.
Za wygody
Wieczne głody.
Zła odmiana
Dla Waćpana!
Życie tłuste,
W cnoty puste
Zada maku.
Nie w senacie, siądziesz w koszu, w saku,
Nim doczołgniesz nieba choć na raku:
Przejmą sidła, zamkną klatki,
Boś bez świętych i bez Matki.
Ach, bez głowy!
Bez przymowy. '
Gdzież jest ona?
A tu spona
Śmierci chwyta.
Myśl, co wskórasz! co wygrasz, jak wtete?
Chyba kurka na twoim kościele.
Ten omdlewa,
To ci śpiewa:
"Zbór bez krzyża
Łask ubliża!"
Ach, niestety,
Łzy bez mety,
Bez waloru
Dla uporu!
Już po czasie!
A gdy psalmy nucisz Dawidowe,
Do jedności miej serce gotowe:
Mój Dawidzie,
O cię idzie!
Radź o sobie
W życia dobie.
Błagaj Boga,
Nim nie trwoga:
Przeżegnaj się,
Nawracaj się.
Wszak Bóg czeka!
Ach, bez Piotra, bez jego stolicy
Tu panowie są ewangelicy!
Proścież ducha,
Aby skrucha
Was zleczyła,
Przytuliła:
Taka rada
Wszak nie zdrada!
Dysydentom,
Konfidentom
W polskim państwie.

Panom uwaga

 
 
Wy panowie,
Wy grandowie,
Czy krzesłowi,
Czy drążkowi
Patrzajcie,
Zważajcie
Poważnie,
Uważnie.
Bóg Pan panów i hetmanowy,
Jeden Rządzca wszytkich stanów.
On nosi,
Wynosi,
On zruszy,
On kruszy.
Przezeń orły i motyle,
Ile sił da, mogą tyle.
Nic z siebie
W potrzebie
Lamparty,
Lwów warty.
Z Jego woli,
Choć powoli,
Harde karki
Łamią Parki,
A szturmy
Wież hurmy
Gdy zoczą,
W lot tłoczą.
Jego sumy, szczuki, mole,
Karpat, Krępak, lasy, pole,
Gdzie zorza,
Gdzie morza
Panuje,
Góruje.
Chwalcież Boga przy powadze
Honor rzecze: "Nie zawadzę
Zbawieniu
W imieniu
Wysokim,
Szerokim."
Wielkie domy niech honory
Przy zalecie cnej pokory
Dziedziczy
I liczą
Z ozdobą,
Cnót próbą.
Wielcy, wyższe myślcie rzeczy,
A zbawienie w pierwszej pieczy
Trzymajcie,
Dźwigajcie
Sumnienie
Nad mienie.
Świat was liczy między Bogi.
Boska bojażń niechaj trwogi "
Dodaje,
Nim staje
Przeboru
Z honoru.
Bądźcie sercem piastunami.
Kto uczynił was panami?
Kórzcie się,
Módlcie się
Publicznie
Tak ślicznie.
Jaśniejecie na świeczniku,
Gaśnie słońce w swym promyku:
Pomrzecie,
Zgaśniecie
Jak śmiecie
Na świecie.
Cedry, dęby i topole
Niszczą, kruszą wichrów wole.
Pan jak dąb,
Śmierci ząb
Z pnia zwali,
Obali.
Krzesła, trony
Jej ogony
Zacierają
I chowają
Ordery
Do pery.
Grobowce
Pokrowce.
Wszak nie w cepy
Żyzne sklepy,
Więcej łupów
Z pańskich trupów
Dość snadnie,
Nieskładnie.
Pan padnie,
Śmierć władnie.
Na wspaniałe głowy, szyje
Ostro patrzy, cynkiem bije.
Na laski
Pasz łaski,
W jej chęci
Pieczęci.
Wielkie głowy,
Niech gotowy
Pokłon będzie
Tu i wszędzie
Jednemu,
Wielkiemu,
Prawemu
Sędziemu.

Patriotom Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego

 
 
Przez świat sławny mój Polaku,
Dla wolności jedynaku
Po tobie!
Bo w grobie
Niewola,
Niedola.
Męstwo Marsa za Feliksa,
Złota wolność za Feniksa
Cię dała,
Witała
Dość dawno:
To jawno!
Orły w herbie biorą góry!
Z gór strącają Park pazury,
Na spony
Obrony
Nie dojdą,
W dół pójdą.
Śmierć papuga lada jaka
Uczy gadać twego ptaka:
"Tu ślisko,
Grób blisko:
Gnij nisko
Orlisko!"
Ej, Polaku, orli ptaku,
Nie ulecisz na rumaku.
Śmierć sidłem,
Wędzidłem
Uchodzi,
Dogodzi.
Choć żółwiowe sprzęgaj cugi,
Gdy przysądzą fatów rugi:
Pospieszysz,
Ucieszysz
Tą jazdą,
Gdzie gniazdo
Ci pokażą tarte dęby,
Co piłują twarde zęby.
Sośnina,
Osina
Naznaczy,
Okraczy.
Cny narodzie,
Grób cię bodzie.
Śmierć niezbita
Niepolita
Powoli
Niewoli.
W swe łyka
Zamyka.
Czy ty orzeł, czy ty kawka,
Wkrótce zdłabi kaszel, czkawka
Śmierć szyję
Zaszyje.
Zawali,
Obali.
Mój Litwinie
W dobrej minie:
Junak z ciebie,
Nim w pogrzebie!
Śmierć kroczy,
Utroczy
Pogonią
Bez konia.
Wszak mawiają,
A nie bają:
Ciesząc żądze
Po pieniądze
Do Litwy
Bez bitwy.
Bądź złoty
Z liczb cnoty.
Jak bez słońca nikną farby,
Tak bez cnoty giną skarby:
Z Polaka
Żebraka
Kto sądzi,
Nie zbłądzi.
Z ostrożnością
Z twą wiecznością
Mało wiele
Powiem śmiele:
Cnót ile
Dóbr tyle
Zyskałeś,
Wskórałeś.
Niestatecznie,
Choćbyś wiecznie
Nabył dobra,
Gdy niedobra
Fortuna,
Twa truna,
A zbiory
Jak wióry.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 ››