Wiersze - Józef Baka strona 7

Uwaga poranna

 
 
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Gdy ze snu powstaję.
Wam serdecznie życia sprawy wiecznością oddaję,
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Nim bieg życia spłynie,
Niech od wschodu do zachodu Wasze Imię słynie
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Ziem, niebios kochanie.
Wasza miłość w ludzkich sercach niechaj nie ustanie.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Was witam serdecznie,
Was wychwalać, Was ogłaszać przyrzekam statecznie.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef,
Do stóp Waszych padam.
Biedną duszę, twarde serce pod podnóżek składam.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Twe nóżki całuję,
A za zbrodnie niezliczone rzewliwie żałuję.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Upadam do nóżek
Z serca prosząc, niechaj będę Wasz wieczny podnóżek.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Ścielę się pod nogi.
Niech mię depcą i tratują za grzech nader mnogi.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Z wstydu oczy kryję.
Przez Was samych jednam, błagam a w piersi się biję.
Dobry dzień! dobry dzień! Jezu, Maryja, Józef.
Na twarz padam grzeszny.
Niech za zbrodnie i swawole mam odpust pocieszny.
Jezus, Maryja, Józef, Joachim i Anna,
Wam oddaję duszę i ciało moje grzeszne.

Uwaga prawdy z rozrywką

 
 
Grzeszniku
Bez liku:
Ach, grzech, grzech
Nie śmiech, śmiech!
Śmierć matula
Jako duła
Już na nosie,
Dbajże o się
Grzeszniku
Indyku
Nadęty,
Przeklęty,
Stul ogona,
By zbawiona
Była dusza,
Ciała tusza
Od szlagi
Czy plagi
Śmiertelnej
Piekielnej.
Prawda radzi,
Pycha wadzi:
Ta chimera
Lucipera
Zniżyła,
Wtrąciła
W łez rzeki
Na wieki.
Po bólach
Na molach.
Gdy śmierć zmoże,
Nie pomoże
Broda ruda
Ani duda,
Ni łez tłum,
Kotłów bum.
Trąb ra, ra,
Gdy zagra,
Maski, fraszki
Oraz flaszki,
Nic muzyki,
Złe żarciki.
Za karty
Tam harty,
Za tuzy,
Tam guzy.
Ty łyk łyku
Smokczesz byku,
A śmierć w szyku
Na przesmyku
Już stawa,
Przygrawa,
Niestety
Menwety.
Ty hul huli
Do gębuli,
A śmierć stuli,
Czas już luli
W napoju
Opoju,
Za szklanki
Da bańki.
Śmierć myśliwiec,
Młodzik, siwieć,
Śmierć babula,
Jak cybula
Łzy wyciska,
Gdy przyciska.
Twa główka
Makówka
Nie boli
W swej woli.
Śmierć macocha,
Kto grzech kocha.
Z kosy stali
Wałkiem wali,
Z miłości,
Aż kości
Wyłażą
Z urazą.
Śmierć matula
Nas przytula,
Głaszcze, wabi,
Nim zadłabi,
Grzeszniku!
W kąciku
Nieślicznie,
Publicznie.
Śmierć matula
Usta stula
W gardle kością,
Stawa ością.
Co ma, tka,
Ta matka,
Nic nie ma,
Ta mama,
Nic i tobie nie da w grobie,
Na jej łonie spoczniesz sobie.
Ubogo
I z trwogą
Bez harapu
Capu łapu
Uszczwany,
Zszarpany
Wnet jęknie
I stęknie.
Jednym ciągiem
Kosy drągiem
Sięga pana łeb wali,.
Obali,
Nim zgubi,
Naczubi.
Śmierć ślepucha,
Koło ucha
Śmiało chodzi,
Wielu zwodzi.
Gdy wiwat
Czyli lat
Życzemy,
Pomrzemy.

Uwaga skruszonego serca

 
 
Boże niezmierny w przedwiecznej dobroci,
Gdy się me życie i bieg wieku kroci,
Choć późno, wołam: Boże, bądź miłościw.
Żebrzę z Dawidem: Boże, bądź litosciw.
Rano i w wieczór wzdycham z Dyzmasami,
Z Twą Magdaleną, jęczę z Taidami:
Boże, bądź miłościw.
Twoje wnętrzności do Ciebie wołają,
Ciebie przez Ciebie serdecznie błagają
Przez Miłosierdzie Twoje nieskończone
W Ojcowskim sercu wiecznie osadzone,
Przez Jezusowe rozgożdżone rany,
Przez Krzyż i Mękę wołam na przemiany:
Boże, bądź miłościw.
Na Krzyż rozpięty Zbawicielu drogi,
Deszcz krwawy z ran Twych, pot w Ogrójcu mnogi,
Dusz kąpiel niech się zmyje i wybieli,
Nim okrzepnę na śmiertelnej pościeli,
Bym Cię oglądał, choć w tysiączne wieki
Od tronu nie od miłości daleki:
Boże, bądź miłościw.
Żal mi, żem zgrzeszył, lecz nie z straty nieba,
Barziej niż nieba Ciebie mi potrzeba.
Dla Twej miłości jedynie żałuję,
Tysiączne nieba nie aprehenduję,
Tyś jeden, Boże, nad wszytkie stworzenia,
Nad życie, honor i obszerne mienia
U serca mojego.
Dość sprośnym życiem Twe serce raniłem;
Ach, bezrozumnie Ojca obraziłem!
Dość Jezusowe rany odnawiałem,
Grzesząc ból nowy bólom zadawałem:
Niech miłość mści się w mej pokucie wiecznej,
Niechaj pokuta w miłości statecznej
Daje dowód żalu.
Proszę z Twej łaski, Boże miłosierny,
Niech to otrzymam ja grzesznik mizerny.
Uczyń mię celem wszelkiej Twojej woli,
Niech pokutuję, wiecznie, żem z swej woli
Zelżył, znieważył Twój Majestat wielki
Lecąc bez wstydu z grzechu w eksces wszelki.
To moje żądanie.
Weź mię z dobroci na procę miłości
W tysiączne druzgi z ciałem miotaj kości,
Gdzie chcąc rzuć, rzucaj w piorunów możdżerze
Na haki, pale, bo kocham Cię szczerze.
Załóż w mym sercu hutę, niech goreję
W ogniach miłością, niech wiecznie boleję:
To moje zbawienie.
Cierpisz mię, Boże, tak długo na świecie,
Bronisz, Maryjo, te obrzydłe śmiecie.
Czym Warn zawdzięczę, ja grzesznik ubogi!
Godzien już dawno w piekła ogień srogi,
Kwituje z nieba dusza ukorzona:
Osadź, gdzie miłość z karą skojarzona,
Jezu i Maryja.
Pijawka w ludzką, ja do Jezusowej
Krwi się przypajam, obrony gotowej,
Chwytam się, Jezu, Twych nóg z Magdaleną,
Chwytam się Krzyża z rzewliwą Heleną,
Wołam dziś, zawsze i całą wiecznością
Tobie właściwym aktem i mądrością:
Boże bądź miłościw.

Uwaga wieczorna

 
 
Dobranoc o Jezu! o miłości moja!
Niech w Twych ręku usnę Ja lepianka Twoja,
Niechaj mi się śni zawsze o Tobie,
Niechaj rozmawiam z Tobą dziś sobie.
O Jezu me kochanie!
 
Dobranoc o Jezu! o moja miłości!
Boże serca mego, niech Twej Opatrzności
Dzisiaj i zawsze pewien doznawam,
Tobie się wszystek cale oddawam
Z duszą i z ciałem grzesznym.
 
Jezu, pod Twe nogi składam głowę moje.
Racz mię wziąć w opiekę i obronę swoje,
Niech się zanurzę w Twe święte rany,
Mój Zbawicielu Jezu kochany,
Niech w nich dzisiaj zasypiam.
 
Dobranoc, spraw Jezu dla samego siebie,
Byś w mym sercu mieszkał jako w drugim niebie
Tobie wszechmocny wszech rzeczy Panie
Niech się ma dusza dziś niebem stanie,
O Jezu mój i Boże!
 
Dobranoc, dobranoc, o moje kochanie,
Jezu mój i Boże, mój dziedziczny Panie,
Przy Tobie wszelkich słodkości zdroju
Niechaj zasypiam, Jezu, w pokoju
Teraz i na czas wszelki.
 
Matko Boga mego i Stróżu Aniele,
Miejcież o mej pieczą duszy i mym ciele,
Patronie święty imienia mego,
Broń mię tej nocy od wszego złego,
Bądź mi strażą, obroną.

Uwaga zabawnym czy zatrudnionym chmielem głowom

Na waletę wiersz by metę
Założył: lecz swą zaletę
Zakaty,
Wiwaty
Wznawiają,
Wskrzeszają.
Jużby rychlej oschło pióro,
By nie dały weny sporo
Achtele,
Butele,
Puchary
Nim mary.
Tyś bez wierszów dosyć sławny,
Z oczu, z mordy opój jawny,
A z brzucha
Bez ucha
Baryła
Otyła.
Bez liwarów gęba kufa
Połknąć antał sobie ufa:
Nie zmyli,
Wychyli
Dość smagłe
I nagle.
Darmo puzdro! lepiej w pipie,
Gdy smak smagły język szczypie:
Dogodzisz,
Wszak brodzisz
W aptece
Jak w rzece.
Smagło chlustasz trunek różny:
Często zatem tyś podróżny
Do Rygi
Po figi
Obfite,
Sowite.
Oczy mokre jako bańki
Nic nie widzą, jeno szklanki.
Jak wstanie,
Dostanie.
Bolą oczy blachmalowe,
Gdy szkła drobne są stołowe:
Wraz huczysz
I tłuczysz
Na miazgi
Drobiazgi.
Stłukł się respekt na kieliszki,
Zbrzydziły je twoje kiszki.
Antały
Twe pany:
Czapkujesz,
Warujesz.
Gęba huczy chmielem dęta,
Niech pisklęta czy karlęta
Tym trują,
Traktują:
Mnie miła
Baryła.
Mnie choć z lagrem daj achtele,
Co najżywiej nieś butele:
Niech zginą,
Mnie miną
Kaczeczki,
Lampeczki.
Kurza główka choć omdlewa,
Dobra gęba jak cholewa
Nadgrodzi,
Gdy brodzi
W roztoczy
Po oczy.
Stój, dla Boga, obiboku!
Patrz choć zezem, śmierć na oku!
Dopijasz,
Dobijasz
Twe życie
Nie skrycie.
Żal mi ciebie zmokła kokosz:
Będzie we łbie, w mózgu rokosz!
Twa skórka
Jak burka
Na słocie
I w błocie.
Żal mi klocu! brzuch machina
Rozpłynie się jako glina:
Drżysz z febry,
A cebry
Nie zmylisz,
Wychylisz.
Akwawita
Dobrze świta,
Od węgrzyna
Twa czupryna
Jeży się!
Choć lśni się.
Coś trwoży,
Śmierć wroży.
Nie odeprzesz nosem ryjąc,
Nie wymodlisz czołem bijąc:
Twe mary
Legary
Swobodne,
Wygodne.
Z czar, nie z czarów, twe choroby,
Popchną w groby trunków próby:
Mikstura
To fura
Dość lotna,
Obrotna.
Próżna flasza cię odstrasza,
Próżna krypta cię zaprasza:
Butele,
Łez wiele
Przydacie
W lat stracie!
Miękczą gęby
Suche zęby,
Brzuch pakują.
Nie żałują
Ryczałtem
I gwałtem
W grób spieszą
, Nie cieszą.
Dośćże paku, wiek na haku!
Z lury gnoju wstań robaku.
Robacy
Bez pracy
Otoczą,
Roztoczą.
Rzucaj chmiele, brzydkie ziele,
Zamknij gębę, stul gardziele.
W te ziółka
Jak pszczółka
Śmierć wleci,
Kark zleci.
Kuflów smoku, obiboku!
Przetrzyj oczy w życia zmroku!
Wiersz budzi,
Nie łudzi:
Wraz zaśniesz
I zgaśniesz,
Dobijaj się,
Dopijaj się
Nieba łzami
I cnotami.
Tam miara
Nie mara
Wieczysta,
Rzęsista.
Śmierć jak małpa, to wyrazi,
Co nas zdobi, lubo kazi: Jak poczniesz,
Tak spoczniesz,
Wschód jaki,
Zmrok taki.

‹‹ 1 2 4 5 6 7 8 ››