Miłość
Jatagan? Płomień?
Skromniej- nie tak krzykliwie!
Ból, znajomy wszystkim jak oczom- dłonie,
Jak wargom-
Dziecka własnego imię.
Pisałam na tabliczce woskowanej
I w załamaniach wachlarza zblakłego,
W piasku nad rzeką i nad oceanem,
Na szkle pierścionkiem i łyżwami w śniegu.
I na pniach, które steki lat przezyły,
Wrszecie- by wszyscy wiedzieli na pewno!-
Żeś ty mój miły! miły! miły!- miły!-
Podpisywałam się- tęczą podniebną.
Tak chciałam, żeby wszyscy naookoło
Jak ja kwitnęli! Pod palcami mymi!
A potem, pochyliwszy na stół czoło,
O, jak zygzakiem przekreślałam- imię...
Lecz ty, w pisarza sprzedajnego ręce
Wciśniete! ty, co serca żądlisz wrogo!
Przeze mnie nie zdradzone! O pierścionka wnętrze!
Ty- przetrwasz na tabliczkach dekalogu.
Poszedł- nie jem:
Pustka- jak smak chleba.
Czego by nie dotkąć,
Wszystko- kreda.
...On był mi chlebem,
I śniegiem był.
I śnieg nie biały,
I chleb nie miły.
Skąd we mnie taka czułość?
Nie pierwsze to kędziory
Głaszczę, a także zaznałam
Ciemniejszych niż twoje warg.
Wschodziły i gasły już gwiazdy
(Skad we mnie taka czułość?),
Wschodziły i gasły oczy
Tuż koło oczu mych.
Jeszcze piękniejszych pieśni
Na samej piersi śpiewaka
(Skąd we mnie taka czułość?)
Słuchałam w ciemną noc.
Skąd we mnie taka czułość?
I co z nią zrobić, chłopcze,
Zwodniku, pieśniarzu wędrowny
I długorzęsy jak nikt?
Skąd we mnie tyle tkliwości?
Nie po raz pierwszy- kędziory
Jak twoje gładzę i jeszcze
Ciemniejszych zaznałam- warg.
Wschodziły i gasły gwiazdy
(Skąd we mnie tyle tkliwości?)
Wschodziły i gasły oczy
I w oczach mych blask ich nikł.
Cudowniejszymy pieśniami
Śród ciemnej, przepastnej nocy
(Skąd we mnie tyle tkliwości?)
Mnie darzył śpiewaka głos.
Skąd we mnie tyle tkliwości?
I co uczynić mam z nią, chłopcze
Podstępny, śpiewaku wędrowny,
Długorzęsy- jak chyba nikt?