Wiersze - Jerzy Harasymowicz

Budzenie się poranku

Najpierw pokaszluje
stara ikona

Potem
dzwonią w piecu

Potem
pieje czajnik

Potem
zaprzęgają stół
krzesła ruszają z kopyta

I dymi kawa
i nowy dzień
otwiera nóż

Burza

Nagle huk
jakby runęły niebiosa
carskie wrota

Iskry przeleciały piórem
zapach siarki
zapachem wierszy

Ulewa
ze słonecznika
pryskają krople
jak pestki

Buty dziadka

Malarzowi Wałachowi

Dziadku znowu
poszliście kraść śliwy
i to w kościelnych butach

Żebyście choć wzięli
buty codzienne

Rzeczywiście mówi dziadek
co im przyszło do głowy
tym butom kościelnym

Tyle się nasłuchały księdza
tyle się nastały
i poszły

Dlaczego pada śnieg?

Jerzemu Broszkiewiczowi

Raz w niebie dwaj święci przy grze w domino
powiedzieli sobie: ach, ty taki synu.
Co gdy usłyszał Archanioł Michał,
to zaraz wsiadł na bicykl,
kłuł go ostrogą, ciężko wzdychał.
I przyjechał Michał, i tych świętych zabrał do mieszka,
choć się za nimi wstawiała
ich siostra Agnieszka.

No i tak, święci bez pasków, bez sznurówek,
w błękitnych kalesonach, wśród więziennych dachówek,
święci się nudzą, siedzą we dwóch
i wyrywają sobie święci
z brody siwy puch jak najęci.

Dom w Bortnem

Gospodyni wyszła przed dom
- zwołuje kaczeńce z łąk
sypie - światło

Gospodarz buduje wóz
pojedzie po siano
na drugą stronę nieba

W zagrodzie
trzmiel porykuje do róży
Poświęcana palemka
chroni dom
przed burzą jaskółek

Wiosna
podchodzą buki
wypalone
wspomnieniem

Wiosna maj
liście rozświetla nadzieja

Butwieje
rozpada się brodaty
krzywdy pień

Jasnozielone lampy lasu
palą się
pod błękitem

Siedzimy przy stole
zranionym jak brzoza
Między nami chleb
dany na drogę

Trzepot czarnych serafinów
znad łąk

Jeszcze nie ma liści
to szeleści światło
dobre rano

Pąki buczyny
świecące palce Boga
błogosławią Bortnianom

1 2 3 4 16 17 ››