Budzenie się poranku
Najpierw pokaszluje
stara ikona
Potem
dzwonią w piecu
Potem
pieje czajnik
Potem
zaprzęgają stół
krzesła ruszają z kopyta
I dymi kawa
i nowy dzień
otwiera nóż
Burza
Nagle huk
jakby runęły niebiosa
carskie wrota
Iskry przeleciały piórem
zapach siarki
zapachem wierszy
Ulewa
ze słonecznika
pryskają krople
jak pestki
Buty dziadka
Malarzowi Wałachowi
Dziadku znowu
poszliście kraść śliwy
i to w kościelnych butach
Żebyście choć wzięli
buty codzienne
Rzeczywiście mówi dziadek
co im przyszło do głowy
tym butom kościelnym
Tyle się nasłuchały księdza
tyle się nastały
i poszły
Dlaczego pada śnieg?
Jerzemu Broszkiewiczowi
Raz w niebie dwaj święci przy grze w domino
powiedzieli sobie: ach, ty taki synu.
Co gdy usłyszał Archanioł Michał,
to zaraz wsiadł na bicykl,
kłuł go ostrogą, ciężko wzdychał.
I przyjechał Michał, i tych świętych zabrał do mieszka,
choć się za nimi wstawiała
ich siostra Agnieszka.
No i tak, święci bez pasków, bez sznurówek,
w błękitnych kalesonach, wśród więziennych dachówek,
święci się nudzą, siedzą we dwóch
i wyrywają sobie święci
z brody siwy puch jak najęci.
Dom w Bortnem
Gospodyni wyszła przed dom
- zwołuje kaczeńce z łąk
sypie - światło
Gospodarz buduje wóz
pojedzie po siano
na drugą stronę nieba
W zagrodzie
trzmiel porykuje do róży
Poświęcana palemka
chroni dom
przed burzą jaskółek
Wiosna
podchodzą buki
wypalone
wspomnieniem
Wiosna maj
liście rozświetla nadzieja
Butwieje
rozpada się brodaty
krzywdy pień
Jasnozielone lampy lasu
palą się
pod błękitem
Siedzimy przy stole
zranionym jak brzoza
Między nami chleb
dany na drogę
Trzepot czarnych serafinów
znad łąk
Jeszcze nie ma liści
to szeleści światło
dobre rano
Pąki buczyny
świecące palce Boga
błogosławią Bortnianom