Wiersze - Jerzy Harasymowicz strona 3

Jesień

Coraz bardziej tokuje
po jesiennych nocach
czerwonopióra krew

Poemat zmienia już sierść

Coraz częściej pióro
woła wieczorami
za stadem żurawi

Kiedy jak buki na mróz serce mi pęknie
połóżcie mnie na wóz z widokiem na Bieszczady
na wielki pożar gór na wielką jesień
którą sam roznieciłem pisaniem
Niech ten wóz sam jedzie w zawieję liści
Niech tam na wieki zostanie

Liryka

Z tęsknoty
za jesienią
za rozszumiałym złotem

Papier skręca się
i płonie

Madonna pod Barcicami

Niespodziana
u tej śliwy
nie piszą nic
przewodniki

Tu piramidy
kamieńca
tu mnie nikt
nie zna

Niebieska
i biała
z gór Popradem
przyjechałaś

Wśród pijaków
jam niepewna

Błogosław nam

Da placka
da rydżyky1
da mieda
tu wielika2 bieda

Tobie
królowej nieba
której skronie
wachlują śnieżne
czereśnie

Jam umęczona
srodze
rany wielikie
na nodze

Sypnij
rudym prosem
łaski

Do podołka
sypnij kaszy
w ten podołek
jak w łąkę
tutaj

Przecież siedzisz
na Barcic skrzyni
przecieżeś
niebios władczyni

Władczyni kurzu
trąb autobusu
pustych słoików

Przecieżeś
tak pyzata
tak dorodna
Madonna

Taka już
nasza uroda
taka podkarpacka
moda
na nas nigdy
nie znać biedy

A niebios
wieliki Panosza

Ma nas
tysiąc frajirek
angioły latają
ale nie tutaj
tu wrony

I tak
na ulewie
w płachcie się
Panna chwieje
przeczysta

Piszi skargę
do Synaczka
że tu w kurzu
mdleje Matka
tu żadne
wiesiele

Idę
załatwię Ci

Mój dom

Mój dom
to kartka papieru
zabudowana słowami

Teraz jesienią
mknie nad nią
tylko
dym pióra

‹‹ 1 2 3 4 5 6 16 17 ››