Madonna Prowincji
Spod słomkowego pogody ronda
Madonna prowincji spogląda
Cała w chmurek papilotach
Cała w słojach kompotach
Sypią się pod Jej nogi płatki zdarzeń
Proboszcz po rosole zajmuje pół rynku
Stanik żonie burmistrza zdejmuje kochanek
Jak wielką wystawę warzywną
Burmistrzowa ma jeszcze z kankana uda
I łóżko się jak szarża huzarów załamie
Kiedy mąż rogami w werandę tłucze
Madonna zasłania kochanków swym ciałem
Piętrzy się prowincja czereśniowych dachówek
U głowy Madonny cherub śpiewa jak Caruso
Madonna się ubiera w chmurki z koronek
I wielkie stroszy rajery złudzeń
Spod słomkowego pogody ronda
Madonna konfitur na drogę spogląda
Bóg ma jeszcze Valentina profile
Zauważy Madonnę w tym przydrożnym pyle
Poda Jej wytwornie ramię zejdzie z Forda
I roztoczy pawi ogon Madonna
I powie księżyc starszy w tużurku pan
Dziś nie jesteś Madonną pastewną Madame
Madonna Szczyrzyc
Urodzinowa Madonna się pochyla
i z Jej głową pochyla się cherub
Jeździec Madonnę porywa
uwozi w daleki poemat
Jest płaszczy Madonny kwitnienie
i kwitnie Jej włosów lenek
Jeździec nie śmie Madonny dotykać
rozmawia z Nią przez słowika
Cheruby pilnie śpiewają
palcami tekst wytykają
Do ramion cherubów do świtu
stoją litery gotyku
Sławna Maryja Dziewica
na ręku trzyma Dziedzica
Jeździec głowę Jej mai
zielonymi pieśniami
Ramiona Madonny skrzydlate
i wątły jaskółki tułów
I stale goni za światem
wokół gołębnik cherubów
Cheruby pilnie czytają
palcami tekst wytykają
Na wstęg latającym dywanie
grzegorzowe słowa pisane
Madonna z wakacji
Madonny nikt nie strzyże
Madonna dzikim zarasta zielskiem
Wita nas korona dawno nie strzyżona
I płaszcz nas wita nie strzyżonym deszczem
Do Madonny się idzie przez dziki łubin
Jakby przez ten niebieski cherubin
Madonna jest deszczem umyta i ładna
I świerszcz zapina jej dzwoniący sandał
Wieczorem Madonny nóżka
Indyczy zezwłok smoka muska
Madonna na huśtawce nad dom wylatuje
Z rabarbaru ciągnie sukni włókna długie
W złotych papilotach kwitnienia
Madonnie słoi ubywa Madonna się zmienia
Weseli się Madonny polichromowany drzewostan
Kłania się jej dalipan i inny kwiatostan
Deszcz jak koza skubie lekko jej wstęgi
Madonna wytrzepuje z buta resztki świerszczy
Nawijają się wilgi złote gwizdy
Na berełka Madonny na prowincji tyczki
I tak suknia do Madonny przylgnęła
Że w swych piersiach w dziewczynie stanęła
Ja u Madonny średniowiecznych dachów
Jaskółcze lepię gniazdo poematu
Narowistość pióra
Siedzi się przy stole
pióro stoi jak szkapa
żaden jej rozkaz nie niesie
Nagle
ni stąd ni zowąd
uczucie pędzi jak płomień
poematu zboczem
jak górskim zboczem
pędzi jesień
Pióro rzuca się w cwał!
przelatują światy
turkoczą
strona za stroną
Ja przytrzymuję tylko
czapkę
żeby nie spaść
ze stołu
Nic nie mam
Nic nie mam
zdmuchnęła mnie ta jesień
całkiem
Nic nie mam
tylko z daszkiem nieba
zamyślony kaszkiet