Wiersze - Jerzy Harasymowicz strona 10

Zawilec

Szafirowe jezioro
ze stadem wędrownych obłoków
i ta góra
Tak się zdarzyło
było i znikło między drzewami
jak żagiel
jak twarze nasze

Biała suknia biegnąca
jak dziecko za motylem
to Ty byłaś
to ja byłem
z butami w ręku
w powietrzu

Niedźwiedź

Wychodzę na dwór

Huczy przedwiośnie w słupach
Deszcz wyświęca pierwsze zawilce
Poprad brudy zimowe pierze

Dymi kocioł Karpat
Po śniegu lnie niebieskim
Idę ciężko jak niedźwiedź
Mruczę coś do obłoków

Nie wszystkie polowania
Tak się skończyły jak chciałem
Nie każdego wolno
Ciężką swą łapą zabić

Skazany na te góry
Z kilkoma purchawkami cerkwi
Z rezerwatem lip
Drzemię w ich zielonych lochach
Nie przyjmuję radości

Spod śniegu wychodzą łąki
Czarne od trucizny

Skazany na te góry
Idę ciężko jak niedźwiedź
Już dawno obudzony
Z wiary i nadziei

Mochnaczka Przyjazd III październik 77

Złocisty modrzew w ciemności
wskazywał mi drogę do Ciebie
jesieni płonącym mieczem

- teraz
patrzy tylko na mnie
i nic nie mówią Jej rękawy
marszczone zdumieniem

Nie mówi słowa
Jej bluzka wyszyta
tutejszym krajobrazem

Wyszyta
w dziką różę
serca

Jest spokojna
i jest zwykły
pełen sprzętów dzień

I stoimy
naprzeciw bez słowa
na wąskiej kładce
- podłogi
pod którą szumi
dziki nasz żywot

I widzę
w jej oczach odbite
dwie cerkwie
pełne łez

I ona wodzi
moje szronem
pokryte włosy

Dla których kiedyś
zdjęła
z siebie bez słowa
dwudziestoletni dzień

Na dachu wagonu

Z wszystkich domów
najbardziej kocham wagon towarowy

Pusty wagon
w którym można mieszkać
na słomie

Jedzie się niewiadomo dokąd
i ty jedziesz przygrywając sobie
na harmonijce ustnej

W nocy śpisz na dachu
leżąc na brzuchu

Wspominasz kobiety
które płakały przez ciebie

I ta przez którą
chciałeś podciąć
wiersze
nie była warta tego
jak i Ty nie byłeś wart miłości
którą
wyniesiono na noszach

Byłeś przy tym i poszedłeś
zmieszany z drzewami
parku

Dobrze
że leżę na grzbiecie
grając na harmonijce ustnej
na dachu kolejki
Rzepiedź-Komańcza

Przebaczą mi
wszystkie liście
jesieni

Nieziemskie
światła

Nie było już śniegu

W mieście
nie było już zimy
tu w górach
śnieg wskazuje mi jeszcze
twe błękitne ślady
i tropię cię jak sarnę
i pędzisz i nie wiem
czy to chmury skłębione
czy włosy twoje

I przystajesz schwytana
jak łania
w jodłowe gałązki
pożądań

I piersi twe
przedwiośniem są ciężkie

Lecz ty wiesz
i ja wiem
że mogę cię dotknąć
tylko wierszem

‹‹ 1 2 7 8 9 10 11 12 13 16 17 ››