Wiersze - Sergiusz Jesienin strona 6

Taka jesteś prosta jak wszystkie,
Tak jak innych tysiące w Rosji.
Znasz samotny brzask szaromglisty
I jesieni znasz błękit mroźny.
 
Jakżem śmiesznie swe serce przykuł,
Po głupiemu zaprzątam głowę.
W każdej cerkwi riazańskiej z ikon
Patrzy twoje oblicze surowe.
 
Na te ikony kiedys plułem,
Czciłem wrzask i grubiaństwo obwiesi,
Aż tu dziś rosną słowa czułych,
Słowa najłagodniejszych pieśni.
 
Wcale nie chcę w zenit ulatać,
Nazbyt wiele potrzeba ciału.
Czemu chłodem późnego lata
Nagle imię twe zadźwięczało?
 
Ja nie jestem żałosny ni płaski,
Wiem, co wczuć się w namiętność znaczy:
Potrafiłem od dziecka wejść w łaski
Wszystkich psów i stepowych klaczy.
 
Stąd i siebie rozdawałem hojnie
Tobie, innej, i rozdaję jak przedtem:
Szczęścia niewesołego rękojmię -
Obłąkane serce poety.
 
Stąd, gdy w skośne źrenice, jak w liście
Osunąłem się, smutek mój rośnie...
Taka jesteś prosta jak wszystkie,
Taka jak innych tysiące w Rosji.
 
1923
Jozef  Waczkow
 
 
 
 

Tego smutku już nie rozsypać
Dzwonnym śmiechem dalekich lat.
Przekwitła śnieżysta lipa,
Świt słowiczy przebrzmiał i zbladł.

Wszystko wtedy było mi nowe,
Jeszcze tlił się w mym sercu żar,
A dziś nawet najtkliwsze słowo
Spada gorzkim owocem z warg.

I znajome oku przestrzenie
Pod księżycem zbrzydły, a żal
Już osmucił pnie i kamienie,
I wądoły, i Rusi dal.

To, co chore, mizerne, niskie -
Ta wodnista i szara gładź -
Wszystko to mi pokrewne i bliskie.
I tak łatwo się zbiera na płacz.

Pochylona na bok chatyna.
Owcy płacz i pod wiatru chłód
Macha nędznym ogonem szkapina,
Patrząc w głębie niedobrych wód.

My tę ziemię ojczystą zowiemy
I dlatego tak nam się ckni.
I wraz z deszczem pijemy, płaczemy
Oczekując weselszych dni.

I dlatego już nie rozsypać
Smutku śmiechem młodzieńczych lat.
Przekwitła śnieżysta lipa,
Świt słowiczy przebrzmiał i zbladł.


1924

Włodzimierz Słobodnik

Usiądź przy mnie blisko, miła,
Spójrz mi w oczy aż do głębi,
By w twych oczach się odbiła
Zamieć co się we mnie kłębi.
 
Ten złocisty wdzięk jesieni,
Twoich włosów przędza lniana
Przyszły nagle jak zbawienie
Dla nicponia i cygana.
 
Zostawiłem moje strony,
Gdzie śpią lasy, kwitną krzaki...
Miejską sławą usidlony
Chciałem pędzić dni hulaki.
 
Chciałem w sercu swym zagłuszyć
Szmery sadu, wiatr nad stepem,
Gdzie przy wtórze bzykań muszych
Wyrastałem na poetę.
 
A tam teraz także jesień,
Klony zaglądają w okna,
Sęki łap nurzają w strzesze -
Chcą znajomych starych spotkać.
 
Nie ma ich już między swemi,
Tylko miesiąc przy jaworach
Znaczy piędź cmentarnej ziemi,
Gdzie i nam niedługo pora.
 
Gdzie i nam po snach i trwogach
Przyjdzie spocząć u pni krzywych.
Każda ryta wichrem droga
Tylko radość leje  w żywych.
 
Usiądź przy mnie blisko, miła,
Spójrz mi w oczy aż do głebi,
By w twych oczach się odbiła
Zamieć co się we mnie kłębi.
1923
Tadeusz Mongrid

Wszelkim trudom pobłogosław, plonie!
Rybakowi - pełnego niewodu,
Oraczowi - by z pługiem i koniem
Chleb dobywał na lata bez głodu.

Wodę pije się z kubków i szklanek,
Z dzbanów można też sączyć wilgoci,
Gdzie się kłębi mgieł różanych zamęt,
Ciche brzegi nieustannie złoci.

Dobrze leżeć na zielonej trawie
I wpatrując się w błękit przeźroczy
Przypominać patrzące ciekawie
I zazdrosne, i czułe jej oczy.

Derkacz gwiżdże... słyszysz, gwiżdże derkacz...
To dlatego tak czyści się zdają
Ci, co żyją w prostocie serca
Brzemię trudu radośnie dźwigając.

Tylkom ja zapomniał, żem jest chłopem.
Teraz sam przyznaję się i kaję.
Widz próżniaczy, otom jest z powrotem
Wśród najmilszych pól i łąk, i lasów.

Jakby komuś za czymś biec ochota,
Jakby ktoś ojczyzny się wyrzekał.
To dlatego wzniósłwszy się nad błota
W sercu płaczą mi czajka i bekas.

1925

Anna Kamieńska

Wszystko zmierza do własnej mety
Wyznaczoną losu koleją,
Gdyby nie to, że jestem poetą,
Byłby ze mnie kawał złodzieja.

Chuderlawy, niezbyt wysoki,
Nie złaziłem z drogi nikomu -
Często, często z podbitym okiem
Przychodziłem z bójki do domu.

Na spotkanie wylękłej mamie,
Krew ścierając, mówiłem, blady:
- To nic! tylkom się potknął o kamień.
Jutro z tego nie będzie ni śladu.

Teraz, kiedy już ostygł w żyłach
War kipiący dni moich pierwszych,
Niespokojna, zuchwała siła
Bujnie w moje przelała się wiersze.

Słów złocista chmara przywiała
Nieskończonym snując się szlakiem,
W każdej strofie jest dawna śmiałość
Oberwańca i zabijaki.

Ja, jak wtedy zaciskam zęby,
Choć inaczej już kroczyć muszę...
Jeśli dawniej mnie bili w gębę,
Teraz we krwi mam całą duszę.

I już teraz nie mówię mamie,
Lecz do obcej i drwiącej gromady:
- To nic! tylkom się potknął o kamień.
Jutro z tego nie będzie ni śladu.

1922

Władysław Broniewski

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ››