Wiersze - Rainer Maria Rilke strona 2

Pantera

Jej wzrok znużony gonitwą wytrwałą
nie widzi nic, miganie tylko krat.
Jak gdyby przed nią tysiąc sztab istniało,
a za tysiącem sztab się kończył świat.

Jej miękki chód, wędrówka monotonna,
co wciąż zatacza najciaśniejszy krąg,
jest jak skupiony taniec wokół środka,
gdzie drzemie wola, by się wyrwać stąd.

I tylko czasem powieka odsłania
źrenice cicho. Obraz tędy wchodzi,
przebiega struną napiętego ciała
i ginie w sercu, nim się zrodził.

Błękitna hortensja

Jak w tyglu farb ostatnia zieleń się zataja,
tak jest to płaskie, suche, omszałe listowie
za baldachami pąków, które nie na sobie
noszą błękit, lecz go odzwierciedlają z dala.

Odzwierciedlają tylko łzawy i zatarty,
jakby znów go utracić chciały w świetle nowym,
i jak w starym niebieskim papierze listowym
żółtość, fiolet i szarość kładą się na karty;

wyprany jak fartuszka dziecinnego bladość,
nie noszony, z którym nic więcej się nie dzieje,
jak czuje się małego życia krótkotrwałość.

Lecz nagle płatki nowym błękitem się mienią
w jednym z baldaszków, widać już, jak przed zielenią
wzruszająca niebieskość wesoło jaśnieje.

Śpiew morza

Pradawne tchnienie morza,
morski wietrze śródnocy:
dla nikogo twa zorza;
kto zbudzon ze snu mocy,
spojrzeć musi w przestworza
przemógłszy ciebie:
pradawne tchnienie morza
powiewie
jakby dla skał prastarych,
przestrzeń bezbrzeżną
rwąc ku sobie z oddali…

O jakże spragnione ciebie
drzewo figowe, pędząc
po księżycowym niebie.

O dziewczętach

Dziewczęta, od was się uczą poeci
to wypowiedzieć, czym jesteście same;
od was się uczą dalekiej przestrzeni,
tak jak wieczory od gwiazd niedosiężnych
biorą naukę, czym się wieczność staje.

Niech się poecie żadna nie oddaje,
też gdy on wzrokiem o kobietę prosi;
bo tylko jak dziewczyna myśleć o was zdolny:
uczucie wszak w przegubach waszych dłoni
złamałoby się pod ciężkim brokatem.

Pozwólcie, niech sam będzie w swym ogrodzie,
gdzie co napotkał, do wieczności równał,
tak na codziennie przemierzanej drodze,
jak na ławeczce, w cieniu czekającej,
i w izbie, gdzie wisiała ulubiona lutnia.

Idźcie!... już zmierzcha. On więcej nie szuka
waszego głosu ni wdzięcznej postaci.
Droga go wzywa daleka i pusta,
i pod ciemnymi wiodąca bukami –
i niema izba, i milczące usta.
... A waszych głosów z daleka już słucha
(wśród ludzi, których zmęczony unika)
i cierpi jego wrażliwość nadczuła
na myśl, że wielu ogląda was z bliska.

Z dzieciństwa

W pokoju ciemność była istnym skarbem,
gdzie chłopiec siedział cicho jak w ukryciu.
A kiedy matka jak we śnie wchodziła,
drżały naczynia w zacisznej serwantce.
Czuła, że pokój obecność jej zdradza
i całowała chłopca: Ach, tu jesteś?...
A potem na fortepian patrzyli oboje,
bo grała czasem taką pieśń wieczorem,
którą się chłopiec miał przejąć prawdziwie.

Siedział spokojnie. Patrzył uporczywie
na rękę matki, zgiętą od pierścienia,
co jakby w gęstej śnieżystej zamieci
szła przez białe klawisze.

‹‹ 1 2 3 4 5 15 16 ››