Wiersze - Aleksander Wat strona 2

Rozmowa nad rzeką

--- "Patrz
światlo się ulatnia
jak zapach amfor."

--- "Nie trzeba poezji
poniechaj metafor."

--- "Noc nas zdybała
ugniata w łapach.
Dzień się ulotnił
""" jak zapach."

Głoś ustał. Gwiazda zgasła.
Duszno parno.
--- "Bądź ufny! Wytęż oczy!"

Czarno

Warszawa, 1952

Sen

Jest we mnie wyspa
i niebo nad nią,
i rzeka wokoło.

Skąd ta rzeka wypływa?
Dokąd ta rzeka wpływa?
Znikąd? Donikąd?

Co wyłowi ten rybak, ukryty w sitowiu?
Co ustrzeli myśliwy, nurkujący śród traw wysokich?
Jak ptak runie z nieba z przestrzelonym gardziołkiem,
z którego śpiew się sypie jak groszki z gwizdawki?

Gdy noc zapada
myśliwy i rybak
siadają na ziemi
---- obydwaj są niemi
łuk złożą i sieci
siadają na ziemi
gdzie księżyc nie świeci
gdzie woda nie płynie
gdzie nic nie przeminie
choć wszystko przemija
o to ziemia niczyja.

Siadają na ziemi
i utrudzeni pokazują połów z dnia całego:
monstra podwodne
jeża, nietoperza,
kości końskiego szkieletu
i zbłąkaną tu przygodnie hamadriadę
z sercem przestrzelonym, a jeszcze żywym, wciąż jeszcze żywym
tęskniącą do drzewa swojego.
Gdzie jesteś drzewo, gdzie jesteś, drzewo tej hamadriady?

Ona umiera,
chce się pożegnać.
Księżyc zaciera
jej zmysły. Nie grać,
żabia kapelo,
slowiku solisto.
Kości się bielą
nad wodą. Nieczystą.

Saint-Mande, lipiec 1956

* * * (Tu nie istnieje...)

Tu nie istnieje przestrzeń ni wola
tu jest tylko nie-czas, bez-wola
nie-nic i bez-rzecz --- miraż i kamień ---
anty-energia w próżni omamień.

Tu jest tylko tautologicznie
nigdy i zawsze i bez-ustawicznie.
Nic nie powtało, nic nie zniszczeje.
Nic się nie stanie, nic się nie dzieje.

Tu ja nie jestem ja ani nie-ja
tu nie postanie nigdy nadzieja
nie ma tu ruchu ani spoczynku
nie ma odejścia, nie ma ratunku

tu jest tylko bez-chęć i bez-sens
tu jest tylko bez-głos i bez-deń.
Nie ma wyroku. Niema oskarżeń.
Oko nie widzi. Ręka nie karze.


Saint-mande, czerwiec 1956

* * * (W czterech ścianach mego bólu...)

W czterech ścianach mego bólu
nie ma okien ani drzwi.
Słyszę tylko: tam i nazad
chodzi strażnik za murami.

Odnierzają ślepe trwanie
jego głuche puste kroki.
Noc to jeszcze czy już świt?
Ciemno w moich czterech ścianach.

Po co chodzi tam i nazad?
Jakże kosą mnie dosięgnie,
kiedy w celi mego bólu
nie ma okien ani drzwi?

Gdzieś tam pewno lecą lata
z ognistego krzaka życia.
Tutaj chodzi tam i nazad
strażnik --- upiór z ślepą twarzą.


Mentona, luty 1956

Echolalie

Z początku myślałem, że to morza echolalia
powtarza zawsze ten sam --- jeden głos, jedno słowo
w różnych modulacjach
gniewu, bólu, tryumfu, wzgardy, rozpaczy, adoracji ---
ciągle ten sam --- jeden głos, jedno słowo.

Potem odróżniać uczyłem się cierpliwie głos i słowo każdej fali.

Teraz znów słyszę jeden tylko głos jeden głos jeden
jedno słowo
woła mnie
dokąd?

‹‹ 1 2 3 4 ››