Wiersze - Aleksander Wat strona 3

* * * (I znów się dzień...)

I znów się dzień zaczyna gruchaniem synagorlic.
Noc opuściła mnie, a z nią --- wszyscy drodzy umarli
(którzy zlatuja isę na noc, by ich kto gnał w sto koni,
druhowie, co obsiadują łoże druha w agonii).

Nim kogut zapiał, przez sen swój słyszę ich galopadę.
Jak błogo śnić, że od siebie razem z nimi odjadę.

Kaligrafie (1)

O czym krzyczy kogut --- w południe, nie o świcie?
Kogo woła? Co wspomina? Za czym tęskni? Dokąd pragnie?
Gdybym krzyczał, to jak kogut. Też w południe, nie o swicie.
Chociaż nie wiem, czego pragnie, o czym woła, co go boli.

Kaligrafie (2)

Jestem syn księżycowy, a nie słoneczny.
Jestem zatem mózgowy, a nie serdeczny.
Fala tu zachłanna, lecz nie odwieczna.
Śmierć jest nieustanna, nie-ostateczna.

Kaligrafie (3)

Prawda go przyciaga. I prawda odpycha.
Poddaje się na przemian atrakcji i repulsji.
Jak pływak, co zasnął na wodzie w zacisznej płyciźnie zatoki
obok meduz i sam jakże meduzie podobny,
bierny zarówno fali tamtej,
co go zabiera,
i tej, która odnosi.

* * * (Być myszą..)

Być myszą. Najlepiej polną. Albo ogrodową ---
nie domową:
człowiek ekshaluje woń abominalną!
Znamy ją wszyscy --- ptaki, kraby, szczury.
Budzi wstręt i strach.
Drżenie.

Żywić się kwiatem glicynii, korą drzew palmowych,
rozgrzebywać korzonki w chłodnej wilgotnej ziemi
i tańczyć po świeżej nocy. Patrzeć na księżyc w pełni,
odbijać w oczach obłe światło księżycowej
agonii.

Zaszyć się w mysią dziurkę na czas, kiedy zły Boreasz
szukać mnie będzie zimnymi palcami kościstymi,
by gnieść moje małe serce pod blaszką swego szponu ---
tchórzliwe serce mysie ---
kryształ palpitujacy.


Menton-Garavan, kwiecień 1956

‹‹ 1 2 3 4 ››