Wiersze - Andrzej Waligórski strona 3

Ballada o północy

 
Pradawnym czasom hołd i cześć,
Tyle w nich krzepkiej mocy!
Miał porwać dziewkę Dreptak-kneź
W godzinę po północy.
Więc ubrał się w żelazny złom
I siadł w kozackie czółno
I na zegarek spojrzał on,
A ten wskazywał północ!
Zepchnęli łódź na rwący prąd
Kneziowi dwa wasale
I oto kneź opuścił ląd
I puścił się na fale.
I dzielnie z nurtem walczył chwat,
Aż dnem o piasek szurnął,
I spojrzał znów na cyferblat,
A tam znów była północ...
Lecz oto zarżał w krzakach koń
Ukryty tam przemyślnie -
Kneź skoczył, chwycił cugle w dłoń
I cwałem jak nie pryśnie!
I pędził tak przez dłuższy czas,
Bo drogę miał okólną,
A kiedy wreszcie z konia zlazł
Zegar wskazywał północ...
Gdy zaś u zamku stanął bram,
By porwać swą dzierlatkę,
Nie zastał wcale panny tam,
Tylko niedużą kartkę:
"Przemarzłam i chce mi się jeść,
Znajdź sobie inną durną
Panie spóźnialski! Buźka, cześć!"
Kneź spojrzał - znowu północ.
Zaryczał Dreptak niczym lew
Lub jak armatni wystrzał
I pomknął tam, gdzie widniał sklep
Starego zegarmistrza.
I wszedł i stanął chrobry mąż
I pośród łez wyjąkał:
- Dlaczego u mnie północ wciąż?
- Bo to - rzekł mistrz - jest k o m p a s...
 

Ballada o starych portkach i glinianym świeczniku

 
A jeżeli żyć zamierzasz
Bardzo długo i wygodnie
Nie mieć zmartwień i kompleksów
I wogóle czuć się zdrowy
 
Musisz mieć psa, synka, świecznik
I poczciwe stare spodnie
I koszulę trykotową
A na zimę flanelową
 
Pies i synek muszą umieć
Pięknie bawić się ze sobą
I rozumieć się tak dobrze
Jakby znali wspólny szyfr
 
Spodnie muszą stać na baczność
Kiedy je postawisz obok
Świecznik musi być gliniany
Bo żelazny zły ma wpływ
 
Więc gdy będziesz miał zmartwienia
Lub przygnębią cię finanse
I gdy resztką sił przez miasto
Będziesz się do domu wlec
 
To tam wskoczysz w stare portki
I w koszulę tak jak w pancerz
I zasłonisz się radarem
Dwóch płonących jasno świec
 
I z tą chwilą się rozpocznie
Twój wspaniały odpoczynek
Wszystkie troski się oddalą
I rozpłyną się pomału
 
Przyjdą żeby ich pogłaskać
Stary pies i mały synek
A za każdym pogłaskaniem
Będziesz dalszy od zawału
 
A jeżeli masz ogródek
To wyjdziecie wszyscy razem
I na trawie rozścielicie
Stary, wysłużony koc
 
I siądziecie by podziwiać
Najwspanialszy wynalazek
Wszystkich czasów - dobrą porę
Która się nazywa noc
 

Bawiąc - uczyć

 
 
Drogą okólną, niepozorną
ktoś się podkrada jak padalczyk:
To tatuś niesie album porno,
co mu pożyczył pan Kowalczyk!
To tatuś porno w dom przemyca,
a nie chcąc mamie wpaść do rączek,
od tyłu, od ogródka kica
jakby króliczek lub zajączek!
Kica po grządce i po skwerku,
i strach, i zachwyt ma na licu,
czasem w ten album zerku - zerku,
a potem dalej kicu - kicu!
Album jest piękny i wesoły,
różne w nim rzeczy są podane,
na przykład są dwie panie gole,
które się bawią w panią z panem!
Aż się tatkowi uszki pocą,
aż rączki w podnieceniu ściska...
W swoim łóżeczku, późną nocą,
obejrzy to dokładnie z bliska.
Lecz jaki chytrus bywa z tatki!
Zanim się weźmie za czytanie -
wsadzi ten album do okładki
z książki uczonej niesłychanie,
żeby mieć haka na mamusię,
kiedy się zbudzi nieprzytomnie
i spyta: - Co ty czytasz, Niusiek?
To on odpowie: - Ekonomię...!
I zacznie dukać różne słowa,
takie jak: - Procent, strajk, recesja,
rentowność, wartość dodatkowa,
polucja... O pardons, progresja...
Noc płynie... Gdzieś tam sowa huczy...
Czasami wiatr przez szpary gwiźnie...
Nasz tatko się i seksu uczy,
i ekonomii przy tym liźnie,
i grzeje sobie w łóżku kości,
zamiast się gdzieś po knajpach włóczyć.
Tak wzrasta poziom świadomości,
i o to chodzi:
bawiąc - uczyć!

Biuro Spraw Beznadziejnych

 
Posłuchaj, o nocy blada
I zwierzu ukryty wśród traw:
Oto jest smętna ballada
O Biurze Beznadziejnych Spraw!
Niewielkie to biuro się mieści
We wnętrzu mego mieszkania
Przy Beznadziejnej Czterdzieści,
Parter, wstęp bez pukania.
Przychodzą tam po kolei
Albo po kilka osób,
Ci co nie mają nadziei
Na polepszenie losu,
Na przykład nieuleczalnie
Chorzy, co muszą skonać,
Albo ci, co fatalnie
Kochają się w cudzych żonach,
A zwłaszcza w żonach ministrów,
Które się nie chcą rozwieść,
I mnóstwo niedoszłych artystów,
I takich, co piszą powieść
Skazaną na niewydanie
Już w embrionalnym stanie,
I śliczne, choć smutne, panie,
Więc pełne jest moje mieszkanie...
Posłuchaj, o nocy blada,
Ty, zwierzu, posłuchaj ballady,
Jak z tymi ludźmi gadam,
Jakie im daję rady...
Lecz najpierw herbatkę im daję,
Która jest słodka i czarna,
I mówię z udanym żalem,
Że muszę wyjść na kwadrans,
Że chwilę zostaną sami,
Więc niech się nie gniewają...
A potem schowany za drzwiami
Słucham jak rozmawiają...
A w ich rozmowach jest smutek
I żal, i ból, i łzy,
Ale tych rozmów skutek
Nie jest bynajmniej zły,
Bo sobie mnóstwo pocieszeń
Mówią, podają sposoby:
A to na pustą kieszeń,
A to na wszystkie choroby.
I mogą się wygadać,
Ponarzekać, pobiadać
I sprawdzić wielokrotnie,
Że nie cierpią samotnie.
O, zwierzu, który nocą
Błądzisz, wyjąc ponuro,
Posłuchaj teraz, po co
Prowadzę to całe biuro?
Po to, że moje prywatne
Zmartwienia i rozpacze
Wyglądają przy tamtych
Całkiem, całkiem inaczej.
O, takie są malutkie,
O, takie są niewielkie,
Już po prostu nie smutki
Tylko komary lub pchełki
Rozpatrywania nie warte...
Dlatego otwieram w kolejny
Każdy (z wyjątkiem świąt) czwartek
Swe Biuro Spraw Beznadziejnych.
Więc - żebyś w trosce nie żył -
Więc - żebyś nie żyła w płaczu -
Przyjdź do mnie, ponury zwierzu,
Przyjdź, nocy, targana rozpaczą...
 

Błędny rycerz

 
Rycerz Zenobi Dreptak w szmelcowanej zbroi
Stanął zbrojnie i konno u zamku podwoi,
Miał pancerz, hełm i kopię, jak zwykle rycerze,
I miecz, którym uderzył o zamkowe dźwierze!
 
Hej, odegrzmiało echo o gotyckie blanki!
Skoczył na nogi książę, spojrzał zza firanki,
Skoczył, spojrzał, oniemiał i zadrżał ze strachu;
Stoi pod drzwiami rycerz Dreptak na wałachu!!!
 
Stoi Dreptak wśród blasków, szczęków oraz zgrzytań
I zasuwa monolog, co się składa z pytań,
O taki: - Hej, kto mężny, odpowiedzieć musi,
Która z pań jest piękniejsza od mojej Magdusi?
 
Która ma liczko bielsze, mniej zepsute ząbki?
Czyj biuścik przypomina dwa młode gołąbki
Z ryżem? Która jest taka miła, kochana i ładna?
Tutaj struchlały książę wymamrotał: - Żadna!!!
 
Wówczas rycerz się zachwiał na swoim bachmacie
I rzekł: - Żadna? To szkoda, o kurtka na wacie,
Bo z Magdą już nie mogę! Jestem u sił kresu...
Tu spiął konia i ruszył w dal, szukać adresów...
 

‹‹ 1 2 3 4 5 6 16 17 ››