Wiersze - Stanisław Korab-Brzozowski strona 4

O dziewczę!...

O dziewczę! gołąb dziś na twym ramieniu
Usiadł z twoją szyją łabędzią się pieści,
I, tonąc cały w cudnym zachwyceniu,
Miłości pierwszą jutrzenkę ci wieści.

Choć gołąb grucha, nie rozumiesz mowy,
Kryjącej w sobie miłość i tęsknotę;
A on się lęka namiętnymi słowy
Budzić w twym sercu pragnienia spiekotę...

Odleci cicho, kryjąc w sobie ciernie -
A może nigdy nie ujrzysz go więcej...
Lecz gdy minione dzieje wspomnisz wiernie,
Poznasz, że nikt nie kochał Cię goręcej!

O przyjdź!

O przyjdź, jesienią -
Wdziej szatę lekką, białą, zwiewną,
pajęczą;
Rzuć na hebanowe swoje włosy
perły rosy,
Lśniące zimnych barw
tęczą.

O przyjdź, jesienią -
Owiana skargą tęskną, rzewną
żurawi,
W dal płynących szarą niebios tonią,
tchnącą wonią
Kwiatów, które mróz
krwawi.

O przyjdź, jesienią -
W chwilę zmierzchu senną, niepewną -
i dłonie
Swe przejrzyste, miękkie, woniejące
na cierpiące
Połóż mi skronie
o Śmierci!...

Osamotnienie

O tak! ja szydzę, gorzkie mam wyrazy,
Co się wciąż cisną na spieczone usta;
Lecz nikt nie spyta, dlaczego są skazy?
Nikt nie chce patrzeć na łoże Prokrusta.

Czyż zawsze byłem zimny i szyderca?
Czym zawsze pełzał, jak po ziemi płazy?
Nigdym uderzeń nie czuł żywszych serca
I martwy byłem jak grobowe głazy?

- Nikt nie zapyta! - Ale każdy ciska
Kamieniem gniewu w tego, co pogardzi
Uśmiechem tłumów i ciepłem ogniska,
Przy którym siedzą ludzie zimni, twardzi...

Ostatnia Wieczerza

Płonie siedmioramienny świecznik. Tajemnicza
Spełnień godzina przyszła: ostatnia wieczerza.
Konieczność przeznaczonej chwili strach odmierza
I nagli nieruchomą stałością oblicza.

Mistrz zasie w duchu ucznie swe wszystkie oblicza,
I łamie chleb sytości dla pożądań zwierza:
- "Oto jest ciało moje nowego przymierza" -
I spożyli chleb przaśny. "O sytość zwodnicza"!

O kłamstwo! o nikczemne okruchy pszeniczne!
Gdzie jesteś pierworodne jagnię liturgiczne?
A mistrz tymczasem kielich podawał im wina:

"Pijcie, to jest krew moja za świata zbawienie".
I pili! Judasz tylko ujrzał wypełnienie
I wyszedł - za nim w tropy Przenajświętsza Wina.

Perły

Widzisz tę konchę, co pod niebem z fali,
Rzucona w głebi oceanu toni
Spoczywa cicho wśród splotów korali?
Ona, gdy fala o jej pierś dzwoni,

Skargą boleści swojej się nie żali,
A tylko w głębi cichą łzę uroni;
W sobie zamknięta, jak w zbroi ze stali,
Łzy zmienia w perły, które rybak goni.

I ty, zrodzony na tym łez padole,
Ukryj zazdrośnie w głębi serca bole;
Niech tłum w twej duszy burzy nie odgadnie,

A tylko spokój czyta na twym czole;
Duma milczenie niech na usta kładnie,
A znajdziesz perły w sercu - na dnie.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 ››