Wiersze - Władysław Broniewski strona 10

Oczy

Gałąż majową, białą,
jak chorągiew wezmę do ręki!
Radośnie, wysoko, śmiało
moje oczy polecą w błękit! Zawołają w zielonym dymie
szumy ciepłe, powiewy modre! Niebo będzie jak żeńskie imię,
jak te oczy znajome, niedobre. Niebo runie na mnie rozpaczą,
październikiem maj się zamroczy,
ale słodko, okrutnie popatrzę
i zwyciężą mnie znów te oczy. Ja już wiem, że nic nie pomoże.
Bolą słowa majowe, wonne.
U stóp gniewnych jak psy się położą
oczy wierne, oczy bezbronne.

Opowiadania oświęcimskie

Przeczytałem książkę Marii
płacząc i wyjąc.
Tak piszą tylko umarli,
żyjąc. Ja nie bylem wcale w Oświęcimiu,
ale go umiem na pamięć.
Maria...Jak jej bylo na imie?-
Zamieć... Szła pod wiatr i pod deszcz, i pod śnieg,
bosa,
z lewej SS-man, z prawe szpieg,
nie miała papierosa, nie miala nic, nic nie miała,
biedna,
i wołała do mnie, wołała,
i była sama jedna.

Pierwszy maja

Temat? - jak rzeka. Miejsce? - świat.
Cel? - szczęście. Wróg? - kapitalizm.
Myśmy widzieli świat spoza krat,
kraty pękły od młota ze stali.

My pójdziemy Pierwszego Maja
ulicami stolic tego świata,
my za ręce się będziemy trzymali,
my każdego przyjmiemy jak brata...

Każdego? - nie!
bo jest gniew,
bo są banki, kajdany i trony...
Nasz sztandar? ... Jego kolor czerwony,
\"bo na nim robotników krew\".

Myśmy szli, raczej nasi ojcowie
(ileż to lat?...),
w Warszawie, w Łodzi i w Żyrardowie
myśmy szli na Pierwszego Maja

jak na bój!
Trony, banki się jeszcze trzymają.
Trzymaj sztandar,
bo twój.

Był rok Piąty, był Siedemnasty,
błysnął Petersburg: natchnienie-miasto,
była dokoła wroga banda,
błyszczał Październik: sztandar!

Ten sam sztandar szumiał nad Madrytem,
pieśń szumiała tym samym rytmem,
na placu Grzybowskim, jak dziś pod Grammos,
w sercach i w pieśni było to samo.

Nie będzie tronów, nie będzie banków,
złamiemy fronty Kuomintangu,
nie będzie City i Wall Street,
błyśnie wolności świt !

Pokój, pokój, pokój narodom,
braterstwo dla wszystkich ras,
w przyszłość - pierwszomajowym pochodem,
wyżej sztandarów las!

Złot, kielnia, młotek, kilof i pióro,
pług za traktorem, mosty w dal.
I ty tam pójdziesz, literaturo:
słowo - stal.

(Kilkadziesiąt) lat
liczy Pierwszy Maj.
Towarzyszu, masz zdobyć świat.
W trudzie trwaj.

Poezja

Ty przychodzisz jak noc majowa,
biała noc, uśpiona w jaśminie,
i jaśminem pachną twoje słowa,
i księżycem sen srebrny płynie, płyniesz cicha przez noce bezsenne
- cichą nocą tak liście szeleszczą-
szepcesz sny, szepcesz słowa tajemne,
w słowach cichych skąpana jak w deszczu... To za mało! Za mało! Za mało!
Twoje słowa tumanią i kłamią!
Piersiom żywych daj oddech zapału,
wiew szeroki i skrzydła do ramion! Nam te słowa ciche nie starczą.
Marne słowa. I błahe. I zimne.
Ty masz werbel nam zagrać do marszu!
Smagać słowem! Bić pieśnią! Wznieść hymnem! Jest gdzieś radość ludzka, zwyczajna,
jest gdzieś jasne i piękne życie.-
Powszedniego chleba słów daj nam
i stań przy nas, i rozkaz-bić się! Niepotrzebne nam białe westalki,
noc nie zdławi świętego ognia-
bądź jak sztandar rozwiany wśród walki,
bądź jak w wichrze wzniesiona pochodnią! Odmień, odmień nam słowa na wargach,
naucz śpiewać płomienniej i prościej,
niech nas miłość ogromna potarga.
Więcej bólu i więcej radości! Jeśli w pięści potrzebna ci harfa,
jeśli harfa ma zakląć pioruny,
rozkaż żyły na struny wyszarpać
i naciągać, i trącać jak struny. Trzeba pieśnią bić aż do śmierci,
trzeba głuszyć w ciemnościach syk węży.
Jest gdzieś życie piękniejsze od nędzy.
I jest miłość. I ona zwycięży. Wtenczas daj nam, poezjo, najprostsze
ze słów prostych i z cichych - najcichsze,
a umarłych w wieczności rozpostrzyj
jak chorągwie podarte na wichrze.

Poród

Poród ? cóż ! poboli, poboli,
pomęczy się żeńskie ciało,
a z niego powoli, powoli
wyjdzie coś i będzie krzyczało. Będą owijali w pieluchy,
poślą do szkoły -
a wtedy, duchy -
sokoły! Poślęczy nad Mickiewiczem,
uwielbi Słowackiego
i powie: "Jestem niczem,
nic z tego..." Potem podrośnie,
będzie pisał miłośnie,
niekoniecznie o Maryli, Ludwice.
"Nie kocha...jestem niczem". A wtedy gwiazda zabłyśnie,
czoło uwieńczy
i jak ze skały wytryśnie
wiersz młodzieńczy. To poród bolesny bardziej
niż dziecko zrodzić.
A ja myślę coraz hardziej:
zawsze się mogę odmłodzić.

‹‹ 1 2 7 8 9 10 11 12 13 40 41 ››