Wiersze - Władysław Broniewski strona 41

Zagłębie Dąbrowskie

Szybie milczący i ciemno,
ożyjesz i będziesz gadał.
Po gniew - jak węgiel - kamienny,
windo złej pieśni
                               - na dół!

Po gniew, moja pieśni, najgłębiej
w serce ziemi się wwierć!
Węgiel dobywa Zagłębie!,
Zagłębia dobywa śmierć.

W dół i w górę otchłanie mroku,
czarna troska, czarna robota,
a na ziemi - szeroko, szeroko -
widma domostw i gruda błota.

Zagłębie dobywa węgiel,
tu nie ma innego prawa.
Nocą nad widnokręgiem
łuna błotnisto-krwawa,

w tej łunie - skrzypią wyciągi,
kraczą krany żelazne,
wywożą, wywożą pociągi
głaz rozbity na miazgę.

Trzeba wapnem skropić wagony.
Wapnem - czy ludzką krwią?!
Parowozów dech przyśpieszony,
z remiz tabunem rwą.

Zagłębie goni za zyskiem,
Zagłębie goni za chlebem,
smugi czerwonych iskier
wieją pod czarnym niebem.

Zagłębie dobywa węgiel,
śle go na zachód i wschód
i zamienia czarną potęgę
na mór, na nędzę, na głód.

Powiedz, ziemio surowa,
komu ty jesteś ojczyzną?
Groźnie milczy Dąbrowa
w noc głodu, kryzysu, faszyzmu.

Milczy błotnista ulica,
wiedzą górnicy, kto wróg.
Na rogu stoi policjant,
nad policjantem - bóg.

Kryzys w ciężkim przemyśle,
płace górników głodowe,
ich twarze - nieprawomyślne,
ich domy - antypaństwowe!

Węgiel dobywa Zagłębie,
Zagłębie dobywa śmierć.
Po gniew, moja pieśni, najgłębiej
w serce ziemi się wwierć,

by te słowa zabrał niejeden,
jak lonty dynamitowe,
na Hutę Bankową, na Reden...
- Zapalać! Gotowe? - Gotowe!

Żydom polskim

Pamięci Szmula Zygielbojma

Z polskich miast i miasteczek nie słychać krzyków rozpaczy,
padli, jak hufiec bojowy, warszawscy obrońcy getta...
Słowa me we krwi nurzam, a serce w ogromnym płaczu,
dla was, o Żydzi polscy, polski tułaczy poeta.

Nie ludzie, lecz psy okrwawione, i nie żołnierze, lecz kaci
przyszli, by śmiercią porazić was, wasze dzieci i żony:
gazem w komorach wydusić, wapnem w wagonach wytracić
i szydzić z umierających, bezbronnych i przerażonych.

Lecz wyście podnieśli kamień, by cisnąć nim kanoniera,
który nastawiał działo, by dom wasz zburzyć do szczętu...
Synowie Machabeuszów! i wy potraficie umierać,
podjąć bez cienia nadziei walkę, we Wrześniu zaczętą.

Oto, co trzeba wyryć, jak w głazie, w polskiej pamięci:
wspólny dom nam zburzono i krew przelana nas brata,
łączy nas mur egzekucyj, łączy nas Dachau, Oświęcim,
każdy grób bezimienny i każda więzienna krata.

Wspólne zaświeci nam niebo ponad zburzoną Warszawą,
 gdy zakończymy zwycięstwem krwawy nasz trud wieloletni:
każdy człowiek otrzyma wolność, kęs chleba i prawo
i jedna powstanie rasa, najwyższa: ludzie szlachetni.

Żyłem

Mnie tak boli każda chwile nie przeżyta
po bohatersku,
każda chwila, która przecież świta,
sprzyja braterstwu.

A ja patrzę w siebie - może w pustkę?... -
prawie płaczę,
zgarniam w wierszy jedwabistą chustkę
zbędne, natrętne rozpacze.

Nie pójdę ja tam, dokąd nosi,
nie!
Śmierć skosiła tylu i kosi,
tylko nie mnie.

Gdybym mógł, powiedziałbym Ance,
po całym życiu zawiłem -
mojej jedynej kochance:
żyłem.

Żywioły

Czego żąda ode mnie świat ten,
mrokiem milczeń tonący w wiekach,
kiedy idę i płonę światłem
nieulękłej myśli człowieka?

Z ogniem gromu, skwarem i mrozem,
z nawałnicą, z podziemnym dreszczem,
z żywiołami walczy mój rozum,
zbrojny w miarę swą: czas i przestrzeń.

Osaczają mnie piaski pustyń,
wody prąd straszliwym zalewem,
wyją wichry po stepie pustym.
Wichrom, wodom, pustyniom śpiewam!

Śpiewam radość człowieczej mocy,
kiedy tworzy, kiedy wyzwala,
kiedy dumnie światu wśród nocy
prometejskie ognie zapala.

Trzeba iść i budować miasta,
bo dla żywych odwrotu nie ma,
bo za nami śmiercią narasta
wieczność ślepa, noc głuchoniema.

‹‹ 1 2 38 39 40 41