Wiersze - Władysław Broniewski strona 40

W. B. bez tytułu

Co mi tam po tytułach:
wystarczy własne nazwisko,
by po odbitym w Wiśle księżycu się tułać
i widzieć wszystko.

Ja słyszę, jak trawa rośnie,
i od tego serce mi rośnie,
ale co tam zielona trawa,
kiedy co dzień, co godzina czuję,
jak się z gruzów okrutnych dźwiga i buduje
Warszawa

Ja nie chcę być szefem BOS-u,
bom nie inżynier,
ale umiem dźwigać pod niebiosa
Wrocławie, Szczeciny, Gdynie!

Węgiel dobywać? przędzę prząść? -
nic by z tego nie wyszło.
Ja na sto koni parowych chcę wsiąść
i pędzić w przyszłość!

Za to wszystko chce otrzymać w darze
ten z Wisły księżyc srebrny -
ambasador republiki marzeń,
minister spraw niepotrzebnych.

Wędrowiec

Moje drogi wieją na północ,
moim włosom - siwizna fal,
moje lądy - gwiazda i czółno,
prędkie żagle napięte w dal.

Nie ulęknę się miedzi miesiąca,
nie pokona mnie błękit ni czerń.
Serce - to żagiel płonący!
Serce - strzaskany ster!

Ty nie będziesz czekać jak Solwejg...
(Wiatr na północ łódź ciska znów.)
Ty nie umiesz śpiewać jak Solwejg
postrzępionej melodii słów.

Obrócę żagle na wiatr.
Dal oczy przetnie jak nóż.
Ojczyzną moją jest świat.
Krwią w moich żyłach - krew zórz.

Wieczorem

Tęsknota, psiakrew, tęsknota
tak czasem duszę omota,
że nie pomoże westchnienie
ani przyjaciół grono,
ani czyste spojrzenie
na tę ziemię zieloną,
ani spojrzenie jasne
za siebie, w życie własne,
ani to, że nad drogą
ujrzę gwiazdy okrutne -
gwiazdy też nie pomogą
i - gorejąco-smutne -
spadną na dno kielicha.
Kielich wypiję do dna,
noc będzie gwiezdno-chłodna
i ktoś zawoła z cicha,
tak że ledwo usłyszę,
głos przypomni ojczyznę,
i - cichy - wejdę w ciszę,
i w ciemność się prześlizgnę,
i w kamień się zamienię...

Pomoże mi milczenie,
pomogą mi kamienie
grobowe...
O czym ja piszę?!

Wiersz

Nie, nie musi to być,
żebym wiersz napisał,
pierw musi wiersz we mnie żyć,
żebym go wykołysał,

żeby nad nim przeleciały halne,
żeby się zląkł mego życia,
żeby tundry, żeby pustynie upalne,
od wieków aż po dzisiaj,

żeby to stanęło nade mną,
jak Meduza.
Oczy otworzę. Ciemno.
Muza.

Wnukowi

Podrośniesz, czytać będziesz Słowackiego,
a kiedy wstąpisz w dramatyczne ognie,
zapytasz - dzieckiem wciąż będąc-: "Dlaczego
ani nas złamie to, anie nie pognie,

że - ot - o klęskach bajka Szekspirowa
snuje się prawie pogodnie? A Lilla
z wężami gada? I na co są słowa,
jeśli tragedia - to prawie idylla?"

Posłuchaj, wnuku: Maria Zarębińska
nie zawiązanej nie miała koszuli,
gdy się zamknęła brama oświęcimska,
gdy ją męczyli, gdy ją psami szczuli,

kiedy spełniała bezduszne roboty,
jak niewolnica - ach! jak bardzo wolna! -
a już obcięli jej włos rdzawozłoty,
oczy jej były zacięte, jak wojna...

Wnuku, jej włosy leżą w Oświęcimiu
wśród kupy włosów ludzkich - nie do wiary
turystom - pomnij: Maria jej na imię,
a jeśli szukasz Słowackiego miary,

to wiedz, że ona weszła tak jak Lilla
w muzyczną trumnę, a jej włosy-struny
wicher historii trąca i nasila,
budząc zbutwiałe harfy, a nie truny.

Pamiętaj! twoja krew jest oświęcimska!
Szanuj to, wnuku, gdy umierać przyjdzie.
Pamiętaj imię : Maria Zarębińska,
i podnieś pięść, i pójdź na przekór krzywdzie.

‹‹ 1 2 37 38 39 40 41 ››