Wiersze - Władysław Broniewski strona 25

Firanka

Otworzyłem okno, a firanka
pofrunęła ku mnie,
jak Anka
w trumnie.

Biała firanka, błękitne zasłony,
zaszeleściło...
O! pokaż mi się od tamtej strony!
Jesteś? Jak miło!....

Jak miło... jak miło... jak strasznie,
moja miła...
Ja już chyba nie zasnę...
Firanka? ... Czy tyś tu była?

Grób Tamerlana

Człowiek jest dobry, mądry, spokojny,
ufny w swój rozum i myśl niepodległą,
głodu, powietrza, ognia i wojny
nie chce i stawia cegłę za cegłą.

Jakże są piękne stare mozaiki
na tym grobowcu władcy i pana!
Z więzień i tęsknot, z prawdy i z bajki
oto wstąpiłem w grób Tamerlana...

Pedzą prze Persję konie kirgiskie,
wali się w gruzy pałac i meczet.
Jakież dalekie, ach! jakież bliskie -
ogniem i mieczem... ogniem i mieczem...

Jakiż jest zasięg strzały mongolskiej?
Bagdad strzaskają, w Moskwę uderzą,
przez Ukrainę dojdą do Polski -
ogniem i mieczem, łuną i rzezią.

Potem marmurem czrnym grobowca
pyszni się władca, pyszni się sprawca.
Kroczy historia, coraz surowsza.
Życie się sprawdza. Śmierć się nie sprawdza.

Groby murszeją. Giną religie.
Armie topnieją. Mrą ich wodzowie.
Krew do podglebia wsiąka i stygnie -
drzewo porasta nowym listowiem!

Człowiek jest dobry, mądry, spokojny,
pola chce orać piękne i żyzne,
głodu, powietrza, ognia i wojny
nie chce i w siebie wierzy: w Ojczyznę.

Gwiazdy

Pod gwiazdami tak trudno nieść
milczenie za ciężkie, za ciężkie...
To dlatego potrzebna jest pieśń
i łzy obfite, niemęskie.

Za wielki, za wielki świat
pod gwiazdami oglądam niemy.
Muzo moich trzydziestu lat,
dokąd płyniemy?

Ja i księżyc-transformista

Księżyc szalony skoczył na chmurę,
usiadł okrakiem, krzywy jak 3.
Miasto stuokie patrzy do góry,
idzie ulica, idzie i drży.

Chodzę wieczorny, szumny, wiatrzany,
lecą ulice w lewo i wprost.
Księżyc, w gwiaździste stado wmieszany,
złotą podkową dzwoni o most.

Pajac! - na dachu gra pantominy.
Nagle talarem do nóg mi spadł.
- Jakiś ty śmieszny, jaki dziecinny...
- Wszyscy my tacy: ja, ty i wiatr...

Jeszcze o filmie

Robiliśmy film w Kazimierzu,
raczej nie ja, lecz Anka,
król Kazimierz z tym się sprzymierzył
i piliśmy piwo z dzbanka.

Król? - jasne: już dawno zmarły
i sprawa nie ta,
a czemu serce skacze do gardła
poety?

Dawne królewskie sprawy
wymagały poetyckiej rozprawy,
niegdyś mówiono: "to sprawa gardła" -
i nagle mi córka umarła...

Ja za mą córką, ja za tym królem
włożyłbym może zgrzebną koszulę,
nie chodziłoby mi o siebie,
szedłbym za jej pogrzebem,

może bym myślał: "Królu Kazimierzu,
jak to się stało,
że mnie ktoś tak straszliwie uderzył
i że tego życia za mało, za mało?..."

‹‹ 1 2 22 23 24 25 26 27 28 40 41 ››