w rozstawione ręce
promień
tańczący na szybie chwytam
spragnionym ustom
podaję chłodny napój dnia
niespokojnym snom
przywołuję noc
śpiącą teraz
w gęstych zaroślach
w otwarte skrzydła wron
z połyskiem złotym
zanurzam twarz
by słońce
świaciło także we mnie
W samolotach też mieszka spokojna tkliwość
bo mruczą przesuwając palcami skrzydeł po niebie
ocierają się o chmury
naprężonym jak struna grzbietem
i obłokom w puszyste włosy
w najczystszym bruklińskim narzeczu
szepczą - kocham
obłoki się śmieją
chichocą w słońcu
błyskają rzęsą długiego deszczu
zawiązują wstążkę tęczy
pomiędzy dniem i dniem
nocą
wyczekująco patrzą
poprzez chłodne palce gwiazd
w Trenton Park
drzewa były inaczej zielone
trawa wyższa
leżałeś na trawie
widziałam
oczu twoich okrutne lenistwo
wstań - powiedziałam
wstałeś
nagły dreszcz
przeniknął ziemię
i pod niebem pogodnym
rozśpiewały się wszystkie liście
1962
w twoim profilu chmura w pogodę zastygła
i wąż zasnął na piersi - naszyjnik zielony
czas może najwyżej odłupać paznokciem
odrobinę werniksu nic więcej nic więcej
z uścisków wyszłaś lekka i czysta jak z wody
ledwie kontur ramienia ledwie białość dłoni
spokojnej - wiatr niszczący zagrody i plony
nawet wstążki przy sukni twojej nie poruszy
a tutaj ciemne chmury pół nieba zaległy
i liście drżą niepewne następnej minuty
w wydrążonej łupinie orzecha
można zmieścić dom
i powietrze potrzebne na ćwierć
oddechu
i można go wysłać jedwabiem
wymościć płatkami kwiatów
i szczelnie od góry zamknąć
drugą połową
i nazwać światem
a potem
zapomnieć że rósł