Wiersze - Halina Poświatowska strona 27

wczoraj pisałam wiersze
tak jak dziś rozdaję pocałunki
moje pocałunki potaniały
wiersze są coraz rzadsze
 
wiersze piszę już tylko wtedy
kiedy zrani mnie kolor kwiatu
albo kiedy nietoperz
w nocnym przelocie
dotknie mojego policzka
 
całuję o każdej porze roku
całuję przygodnie spotkanych
studentów lekarzy poetów
 
oni potem piszą o tym wiersze
tak jak ja rozdaję pocałunki
garściami
bezmyślnie
pospiesznie

we mgłę go wyprawiłam
w deszcz co na rzęsach przysiadł
a opowiadał pięknie
o zakręcie rzeki
i dom rysował paznokciem
na gładkim blacie ulicy
i podawał mi kwitnącą przyszłość
jak owoc pomarańczy - na dłoni
 
we mgłę go wyprawiłam
w deszcz co na rzęsach przysiadł
samobójczymi kroplami
żeby opaść i zniknąć
wsiąknąć cieczą zieloną
w spragnione ciało trawy
stoję niezmiernie sama
na nagiej obcej ziemi

wiedzą o nim
moje nabrzmiałe piersi
pocałunkiem obudzone o zmroku

ramię draśnięte
pamięć
drzemiąca w zagłębieniu dłoni

we wnętrzu moim
okwitł
jak kolczasty krzak głogu

zmarznięte ptaki
moich nocy
sfrunęły wszystkie
jedzą

wołaniem jesteś moich oczu
przedłużających się bezmiernie
w cień - który jest tysiącem cieni
tysiąca nie nazwanych dni

ile światła
mają twoje otwarte dłonie
ile nocy
w nagłości spadających gwiazd

szukam cię
palcami roztrącam chmury
podnoszę skrzydła ptaków liści
ginąca perspektywa Placu Pigalle

Wygrzewam się w słońcu twoich rąk. Jaką to złotą
pogodą owinąłeś moje ciało. Woda przytuliła uczesane
włosy do sypkiego piasku oddycha.
Twoje palce opowiadają o mnie niebu. Twoje palce
niebo nachylają do moich rąk. Kładą się na moje oczy.
Szybkimi dotykami biegną wokół ust odginają włosy
i jak niepotrzebna kąśliwa pszczoła wpijają się w szyję.
Drżę.
 

‹‹ 1 2 24 25 26 27 28 29 30 40 41 ››