Wiersze - Jonasz Kofta strona 20

Spójrz na moje buty

Spójrz na moje buty
Nie ma na nich śniegu
Spójrz w moje serce
I pozwól mi odejść
Minął już luty
Co w tym dziwnego
Co ja ci więcej będę mącił wodę
Pewnie zapytasz mnie - dlaczego?
Wszystko jest jasne
Forma i treść
Spójrz na moje buty
Nie ma na nich śniegu
Spójrz w moje serce
Cześć!

Spójrz na moje ciuchy
Nie noszę szalika
Spójrz w moje serce
I pozwól mi odejść
Zbudziły się muczy
Coś z tego wynika
Co ja ci więcej będę mącił wodę
Zegar jak chodzi, to wtedy tyka
Wszystko jest jasne
Forma i treść
Spójrz na moje ciuchy
Nie noszę szalika
Spójrz na moje buty
Cześć!

Spójrz na moją maskę
Mam trzydniowy zarost
Spójrz w moje serce
I pozwól mi odejść
Nie proszę o łaskę
Nie jestem ofiarą
Po prostu lubię, inaczej nie mogę
Masz rację, byłem zawsze dowodem
Na to, że forma
Określa treść
Spójrz na moje buty
Spójrz na moje ciuchy
Spójrz w moje serce
Cześć!

Sposób

Większości z nas sądzone pono
Zostawić pracę nieskończoną
Nie dla nas duma tudzież spokój
Finis coronat opus
Lepszego nic nie wymyślono
Aby oddalić to memento
Zamiast zostawić nieskończoną
Pozostaw pracę nie zaczętą

Staczać się trzeba powoli

Kiedy codzienność zmęczy ci oczy
A skrzydeł nie masz, by odfrunąć
Narasta w tobie chęć, by się stoczyć
Wypoczynkowo obsunąć
Nie ma powodu się niepokoić
Gdy sens tej zasady uchwycicie
Staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie
Być wzorem dla samego siebie
Modelem opiewanym w pieśniach
Bardzo chwalebne, ale sam nie wiesz
Kiedy sam siebie zaczniesz przedrzeźniać
Życie to nie jest jeszcze życiorys
Życie powstaje w brudnopisie
Tylko staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie
Kiedy już wlazłeś pod górę
Nerwy ci drgają napiętą struną
Czas spuścić z tonu, trochę się stoczyć
Wypoczynkowo obsunąć
Pora balladkę w morał ustroić
Więc - chociaż bywa rozmaicie
Staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie

Sufit

Wyłączyłam
Absolutnie wszystko
Radio, pralkę, lodówkę, wentylator
W telewizji super-hiper widowisko
I bez bólu pogodziłem się z tą stratą

Nade mną sufit
Biały prostokąt
Na nim zacieku żółta plama
Środków przekazu mam już potąd
Przechodzę teraz na swój kanał
Lekka gorączka, sienny katar
Bardzo ułatwia mi przeżycie
Ja najpiękniejsze filmy świata
Oglądam na swoim suficie
Horyzontalną przybieram pozycję
Na nic mi teraz cudze fikcje
Bo ja się nie dam ogłupić
Ja się pogapię we własny sufit

Nic nie znaczy
Przymiotników febra
Że coś porno, że coś seksy, awangarda
Dla mnie każda się może rozebrać
Pod warunkiem, żeby była ładna
Nic nie znaczną
Eleganckie brednie
Zawodowych wymyślaczy mnie samego
Żaden cenzor tu nie ma z czego
Bo właściwie to nie ma z czego

Nade mną sufit...

Światło świec

Osłonię dłonią
Światło świec
Tak dobre dla nas
Obojga jest
Jesteśmy dawni
Jesteśmy ładni
Przy migotliwym
Świetle świec

Tam się zamyka
Nie sięga wzrok
W głęboką noc
A te szalone ćmy
Woskowe łzy
I ty

Osłonię dłonią
Światło świec
Może je zgasić
Niewielka rzecz
Za głośne słowa
Trzeba od nowa
Zapalać światło
Naszych świec

Tam się zamyka mrok
Nie znany cień
Niepewny krok
A tu łagodny blask
Oświetla stół
I nas

Osłonię dłonią
Światło świec
Od złego wiatru
Trzeba strzec
Żeby świeciło
Na naszą miłość
Osłonię dłonią
Światło świec.

‹‹ 1 2 17 18 19 20 21 22 23 29 30 ››