Wiersze - Jonasz Kofta strona 29

Światło w oczy

 
Światło w oczy
Bliżej mojej twarzy
Nie widzę
Otwierają się białe tunele
Światło w oczy
Południe pogodne
Otwierają się studnie bezwodne
I milczenie
Milczenie
Milczenie
 
Światło w oczy
Za jasne
Światło w oczy
Bolesne
Powiedz miła, gdzie jestem
Gdzie jestem
Niech twe dłonie mnie dotkną
Niech mi skronie ostudzą
Patrzeć w słońce
Tak trudno jest ludziom
Światło w oczy
Za jasne
Światło w oczy
Nie zasnę
Osłoń mi oczy dłonią
Osłoń mi oczy dłonią
I powiedz, kim jestem
 
Światło w oczy
Spokój
I już nic nie ma wokół
Opadają przejrzyste kurtyny
Światło w oczy
Białe metale
Rozcinają nam tętna fale
I milczymy
Milczymy
Milczymy
 
Światło w oczy
Za blisko
Światło w oczy
To wszystko
Łzy jak deszcze powiekom
Jak listkom
Niech twe dłonie obejmą
Mnie obręczą ciemności
Niech osłonią
Przed złą opatrznością
Światło w oczy
Za jasne
Światło w oczy
Bolesne
Osłoń mi oczy dłonią
Osłoń mi oczy dłonią
Osłoń oczy
I powiedz, kim jestem
 

Świnia

Tej rewolucji
W ewolucji
Nie przewidziałeś Darwinie
Z obywatela
Na konsumenta
A z konsumenta
Na świnię

Świnia nie marzy nigdy o niczym
Świnia stworzeniem jest tajemniczym
Ujawnia swoją świńską treść
Kiedy coś można mieć lub zjeść

Być może jest to poza tematem
Bywają także świnie rogate
Być może świnia nonkonformistką
Gdy ma apetyt na wszystko

Tej rewolucji...

Świnia jest czasem na chorobie
Na ogół stoi wiernie przy żłobie
Ściele się wtedy gęsty trup
Gdy się spotkają świnia i żłób

Świnia żłobowi nie przeszkadza
Żłób nawet świnię ceni
Świniom apetyt - żłobom władza
A ludziom kraina cieni

Tej rewolucji...

Fakt, że gdy czasem żłoby są puste
Świnia w duchową wpada rozpustę
Znowu swój ryj zamienia w nos
Dobywa z siebie ludzki głos

Obywatele! Zaświniłem!
Nie byłem społecznie świadom
Dajcie, jak chcecie, kopa w tyłek
Lecz poczęstujcie czekoladą

Tej rewolucji...

Coda:
Pieśni o świni zabrakło słów
I w tym milczeniu jest puenta
Świnia, gdy widzi pełny żłób
Kompletnie nic nie pamięta

Tak będzie lepiej

Nie na długo nam starczyło
Kwiatów w naszym małym sklepie
Na odchodnym, moja miła
Mówię ci
Tak będzie lepiej

Choć za bardzo polubiłem
Twoich oczu płową sepię
Zanim nasze żagle zwinę
Mówię ci
Tak będzie lepiej

Pewnie większość dobrych ludzi
Miłość swą, jak biedę, klepie
A ja pragnę cię obudzić
Mówiąc ci
Tak będzie lepiej

Ja nie mogę, ty nie możesz
Szukać trawki, w suchym stepie
Chociaż wiem, że będzie gorzej
Mówię ci
Tak będzie lepiej

To wszystko mafia

Nikt nie mówi
Wszyscy się boją
Prawda się kryje
Pod sedna dnem
Zmącę wam wodę
Świętego spokoju
Bo się nie boję
I wiem

To wszystko mafia
To wszystko mafia
Że wódka droga
łże nowa
Ortografia
Kiedy napiszesz
Niewinnego coś w klozecie
Mafia odczyta
Zapamięta cię i zgniecie
Że dewiz nieustannie czujesz brak
To wszystko mafia
Cholerny gang

Wstaję rano
Tnę się żyletką
Myję szyję
Śniadanie jem
Z tej świadomości
Chudnę i tyję
Lecz się nie boję
I wiem
To wszystko mafia
To wszystko mafia
Że szukam tyle
W złotej żyle
I nie trafiam
Że się zamęczam, że się rzucam
Lak w chorobie
lecz co ja zrobię
Kiedy mafia
Jest przy żłobie
Że życie się układa tylko w snach
To wszystko mafia
Cholerny gang

W tym humorze
Coraz gorzej
Ponuro płynie
Dzień za dniem
Ja stanę Zorrem
Się wieczorrem
Bo się nie boję
I wiem

To wszystko mafia
To wszystko mafia
Że nie przyjęli
Na spikera
Mnie do radia
Że mnie dyrektor
Znowu wezwał na rozmówkę
I że mamusia
Upuściła
Mnie na główkę
I że dziewczynka nie mówi tak
To wszystko mafia
Cholerny gang

Się zmówili
Na mnie jednego
Dlatego tak
Nerwowo drżę
Chcą mnie wykończyć
Zbuntowanego
Bo się nie boję
I wiem

To wszystko mafia
To wszystko mafia
Że nawet szóstka
W totolotka się nie trafia
Że kupon oddasz
Że poczekasz
Do niedzieli
Nie wygrasz nigdy
Twoją forsę mafia dzieli
Ten milion, co go miałam, trafił szlag
To wszystko mafia
Cholerny gang

Tylko jesienią

Może to jest zły objaw może nie ta melodia
Człowiek znowu roztajał i boli
Znowu rosną rośliny znowu drżą mi kończyny
Znowu kicham od pyłku topoli
Bo czy wiosna jest taka radosna
Tak co roku zaczynać od nowa
Znowu męczy się Eros
Nie smakuje papieros
Nie mam siły na nowo kiełkować
 
Nie ten czas nie to w nas najłaskawsze
Nie ten cud nie ten miód
Już na zawsze
Może kiedyś represje depresji się zmienią
Ale tylko jesienią jesienią
Nie ten ton w wielki dzwon
Do uniesień
Ja mam czas ja poczekam
Na jesień
Bo się w końcu depresje w impresje odmienią
Ale tylko jesienią jesienią
 
Szumi w głowie powietrze włos się burzy na wietrze
I zielone głupiutkie listeczki
Coś nawiedza Cię we śnie znowu pierwsze czereśnie
Beznamiętnie upychasz do teczki
Bo czy wiosna jest taka radosna
Zdjąłem czapkę kalosze i palto
Znowu zieleń pokoleń
Budzi w nas melancholię
I w ogóle czy dalej warto
 
Przyjdą burze wiosenne wezmę proszki nasenne
I tak jakoś doczekam jesieni
I pogodzę się z łóżkiem nic nie będę pić duszkiem
Bo wesołe jest życie staruszka
Jesień wleje nam olej do główki
Po co męczyć i rzucać się
Bo wiadomo jesienią
Złe się chwile odmienią
Z drzew opadać będą stuzłotówki
 
Nie ten czas nie to w nas najłaskawsze
Nie ten cud nie ten miód
Już na zawsze
Może kiedyś represje depresji się zmienią
Ale tylko jesienią jesienią
Nie ten ton w wielki dzwon
Do uniesień
Bo się w końcu depresja w impresje odmienią
Ale tylko jesienią jesienią

‹‹ 1 2 26 27 28 29 30 ››