Wiersze - Edward Stachura strona 9

Skandynawia

 

Dłonie Normanów umuzycznia Sibelius
Na drugiej harfie
mleko swych wlosów
rozpuszcza śnieżyca

Lodowe płatki chryzantem
na ozorach psów usypiają w ogrody
Tu nie ma Gangesu
lecz są renifery
o rogach wzorzystych jak fiordy
albo kaprys Joanny

Joanna harfa ostatnia
Joanno zapłacz nade mną

Noc albo oczekiwanie na śniadanie

 
Ty się pochyl róża-bóg
ty się do mnie pochyl
i na ucho jak kolczyk róża-bóg
 
Moje ucho ma dzban
z niego pić tylko tobie nikomu
a twój kolczyk jak ucho na dzban
 
O modlitwę mnie wabisz o, wabisz
że błysk noża
w najpiękniejsze serce kozy
 
Z tobą czystość zachować to gorzej
każdy lew by się spalił już dawno
las popiołu z jego grzywy nic więcej
 
Ty się pochyl róża-bóg
ty się do mnie pochyl we mnie
wytryśniemy jak słońce wytryśnie

Życiorys pisany przez Stachurę w podaniu na KUL ---

Urodziłem się 18 VIII 1937r. Pont-de-Chéruy (dep. Isére) we Francji.
Dzieciństwo miałem spokojne i piękne. Kiedy miałem 7 lat, śniło mi się,
że posiadam zdolność lotu. W tym czasie zacząłem uczęszczać do
francuskiej szkoły elementarnej i sny zaczęły się zmieniać jak nowe
obrazy w fotoplastykonie. Drugą wojnę światową pamiętam tylko ze
smaku czekolady, który obdarowywali nas Amerykanie. Pamiętam jeszcze
pająka na suficie naszej piwnicy, w której musieliśmy się ukrywać przed
dwa tygodnie.

Kiedy miałem 11 lat, rodzice doszli do wniosku, że należy opuścić słodką
Francję i powrócić do jeszcze słodszej Polski. Nie rozumiałem jeszcze
wtedy słowa: nostalgia. Teraz dopiero rozumiem, ileż smutku się w nim
zawiera. Z opowiadań i książek słyszałem dużo o wilkach grasujących
w Polsce. W listopadzie 1948 r. Przyjechaliśmy do Polski. Nie widziałem
nigdzie wilków, ale nie mogłem się spodziewać, że tak małe będzie moje
rozczarowanie.

Osiedliliśmy się w ponurym miasteczku, w Aleksandrowie Kuj. Było to
kiedyś graniczne miasteczko i słynęło szeroko z przemytu. Tutaj
skończyłem szkołę podstawową. Ponieważ wykazywałem wysokie
zdolności, oddano mnie do "gimnazjum" w Ciechocinku, żeby zrobić ze
mnie "inżyniera" lub "doktora". Po trzech latach przeniosłem się do
liceum ogólnokształcącego w Gdyni, które ukończyłem i gdzie do tej pory
otoczony jestem legendą, jak wyczytałem na tamtejszej szkolnej gazetce.
Jeden rok tzn. 1956, włóczyłem się po Polsce napotykając wszędzie ślady
wilków, a nigdy ich samych. Potem zacząłem studiować filologię francuską
na KUL-u, gdzie doskonała dobroć kilku osób wzruszyła mnie do głębi.
Studia przerwałem przede wszystkim z własnej winy, a może z winy
wierności tradycjom moich wielkich "ancetres".

...

miłość od wieków współgra z nienawiścią
tak jak dobro  i zło zawsze chodzą parami
usiłując zmienić wymiar
skaczą z platka na płatek białej stokrotki
a one?
bestialsko zgwałcone
poniewierone
ogolocone,
a wciąż ze stokrocią nadzieją
na ustach
na sercu
i wiarą głęboko schowaną
pod stołem
na szafie
one wciąż żyją dla słowa
niepotrafiąc zamordować nocnego wspomnienia
zapominają o sobie
o życiu
że miłóść nie istnieje...

Teraz oto jestem rozpaczliwie wolny i naiwny
lecz wiedząc to o, radości o, nędzo żaden wyróżniający znak
prócz tego rozdzierający serce uśmiech przeznaczony dla
                                                     nikogo
 
piana mojej miłości dla twoich ust
wkrótce trawy krótkie wyszczerbiona motyka
nie mówimy już o tym pełne szufle słów
                                      itd.
 
dokonać końca odnajdziemy się u Syriusza
ta sama galaktyka ta sama wieczność
czas drży tuż tuż i oto masz
już się dokonało
                lub prawie

‹‹ 1 2 6 7 8 9 10 11 12 29 30 ››