Wiersze - Halina Poświatowska strona 18

nie ma pewności
istnienie nie jest istnieniem
śmierć?
cykl biologiczny
pewność?
kłamiemy mówiąc, że mamy tę pewność
my nie mamy pewności
jakże inaczej moglibyśmy żyć
codziennie budzić się
o świcie
całować
podnosić wypadłe z gniazd pisklęta
jeszcze nie upierzone
patrzeć w słońce
mrużyć oczy
rozszczepiać światło białe na widmo słoneczne
mówić o tęczy tęcza
widzieć tęczę
pisać wiersze o tęczy
żyć
mamy pewność, czy nie mamy pewności?
czym jest to co mamy
co my mamy
mamy mając
maj
majowy
umajony
mi querida
caro mio
darling
lieblich
mój
wiedza o początku
to twój uśmiech
wiedza o końcu
mała zmarszczka w kącie twoich ust
oglądam twoje ręce moje ręce twoje ręce
ręce
sprawne jak tresowane psy
wierne
bezradne
naprzeciw wiedzy
która jest pewna
która jest
śmiercią

nie mam dawnej czułości dla mojego ciała
jednak je toleruję jak pociągowe zwierzę
które jest pożyteczne chociaż wymaga wielu starań
dostarcza bólu i radości i bólu i radości
czasem zastyga z rozkoszy
a czasem jest schronieniem dla snu
 
znam jego korytarze kręte
wiem którędy przychodzi zmęczenie
jakie ścięgna napina śmiech
i pamiętam jedyny smak łez tak podobny
do smaku krwi
 
moje myśli - stado trwożnych ptaków
karmią się na zagonie mego ciała
nie mam dla niego dawnej czułości
ale czuję ostrzej niż przedtem
że sięgam nie dalej niż moje wyciągnięte ręce
i nie wyżej niż mogą mnie unieść wspięte palce u nóg

nie potrafię inaczej
w środku ciała
jest kot wygięty pragnieniem
wołający o człowiecze ręce
 
uspokajam go słowami
kłamię
o przedziwnych kolorach i dźwiękach
 
wbija okrągłe oczy
w pustą ścianę
nie wierzy
przeciąga się
prostuje palce
 
nie wierzy w nic
i nagle
wszystkie zgięte paznokcie
wbija we mnie
głuchy ślepy kot

nie potrafię pieścić
nawet słowami
mogę zaplatać bezużyteczne ręce
na bardzo spokojnych słowach
brzuchowi złemu
szeptać
o wielkim chwiejnym rozkołysaniu morza
piersiom
o dwu brunatnych wyspach
na oceanie spokojnym
mojej lewej nodze pokazywać
tętniącą rzekę Saint - Lazare
a prawej
szarą spokojną skórę na rzece Delaware
potem
podgięte kolana - uczyć
spokoju - nieistnienia
pamięć o tobie - kreślić
zygzakami pospiesznych słów

nie potrafię uskładać ze słów
miłości

ona rośnie we mnie
pulsuje w korzeniach
nabrzmiewa w pniu
odkwita
trawa deptana codziennie

raczej nie lubię życia

zbyt pospieszne
i moje kwitnienie
zbyt wcześnie chłodem ścięte
jak ciało motyla w bursztynie
zastyga
ale boleśnie

raczej wolę śmierć

spokój ponad kwitnieniem rozpostarty

a tego nie można słowami
tylko ciszą

‹‹ 1 2 15 16 17 18 19 20 21 40 41 ››