moje kolana ustępujące
i twoja dłoń na mojej szyi
- po wielkim niebie
chodzi słońce -
zwabione
barwą twoich źrenic
odgina powieki
i wilgoć pije
a potem
ziemia jest sucha i brunatna
błądzą po niej
złote cętki światła
palce twoje
odchylające w dół
moją szyję
moje oczy - już nie oczy
ale gwiazdy
drobno rozproszone po niebie
moja skóra - już nie skóra
śnieg za oknem
miękko przywarł do ziemi
moja miłość - korzeniami
rozrosła
moja miłość głęboka
ciemna
głucho pęka spalona ziemia
moje serce jest władcą absolutnym
ach jak ono się panoszy
przesłania mi cały świat
zagłusza plusk fontanny
szybsze od skrzydeł gołębia
przysiada na parapecie
potem długo patrzy w dół
z ósmego piętra
i cieszy się widząc małość ludzi
i własną wielkość
morzem jesteś
morzem przeklęcie zielonym
w którym ja muszla
o smaku dojrzałych ananasów
zatapiam głowę
wpadam po końce włosów
ginę
wyrzucona na brzeg
szumię
echem twoich
niknących
kroków
możliwości mamy ogromne
na przykład: moje wnętrzności
o któych nic nie wiem
mogą się splątać w hesperyjską różę
o ostrych kolcach
róża może wyróść
aż ponad przełyk
zatkać
otwór tchawicy wąski
i nagle
płuca pełne drobnych kłujących bólów
i powietrze trzepocące bezradnie
po przeciwnej stronie ulicy
ani podbiec ani go dosięgnąć
sygnał czerwony w oczach
strach jak milicjant na rogu
tak właśnie umiera się na kwiat
o którym
mówię
można nic nie wiedzieć