Obłoki przychodzą, odchodzą,
błądzą nade mną.
A cóż mnie one obchodzą,
gdy ciemno?
Czym żyje każde żyjątko?
Trwaniem!
A ja nie jestem wyjątkiem,
czuję - w krtani,
jak po gardło śmierć nierychliwa
sięga, żądna,
aż doczekam się, niecierpliwy,
jej żądła...
Nie, to nie koniec, nie koniec,
żył będę,
aż uda mi się nakłonić
śmierć mą w legendę.
On dla mnie nie był przechodniem,
ja o nim wiedziałem niemało:
jak przez głowę ściągało się spodnie
i jak życie bystro mijało,
ja wiedziałem, że on z pomarańczy
poprzez jakieś sztuczki magiczne
każe mnie i tobie zatańczyć,
no i żeby to było śliczne,
ja wiedziałem, że on pod spodem
swojej duszy żarliwej, rzewnej
miał z Szekspira kogoś jak Spodek,
no i portret zaklętej królewny,
że ocalić od zapomnienia
chciał ten świat i ciebie, Natalio...
Do widzenia, miły, do widzenia,
spotkam ciebie ze zwykłą nostalgią.
Otwórz okno.Deszcz pada.
Jakoś brak mi powietrza.
Brak mi tego, bym gadał.
Brak wiersza
o ostatnim dniu maja
deszczowym,
kiedy kwiaty już siły nie mają
pod nowiem
księżycowym, pięknym jak tamto,
cośmy przeżyli....
Jaśminy już kwitną. Za chwilę się zamkną
oczy tej chwili,
kiedy patrzyliśmy w oczy
sobie.
A nie mogę już stać na uboczu,
pisać o sobie.
Po co chwytać za smyczek,
jeżeli lepiej jest milczeć,
jeżeli o milczeniu,
nie napisał nikt,
jeżeli przeciw milczeniu
jest tylko krzyk?!
Nie! Przeciw milczeniu
coś jest!
Twoich skrzypiec brzmienie,
mój gest.
***(Przyjacielu los nas poróżnił)
Nic ludzkiego nie jest mi obce,
Ból i radość rozdaję wszystkim,
Człowiek pieśni mojej surowcem,
Pieśni pełnej krwi, a nie mistyki.
Przyjacielu, czemuś nie pojął,
Skąd krew pieśni i moc jej czerpię? –
Jeśli wierszem staję do boju,
Wierszem kocham i wierszem cierpię.
Nie pozwolę nikomu dotknąć
Harfy mej – ze stu żył – stustrunnej,
Będę niósł ją - groźną, samotną –
Choćby była cięższa od trumny.
Moja pieśń mnie zdradzić nie może,
Ona trwogi ni klęski nie zna....