Wiersze - Mariusz Parlicki strona 16

Komentarze

te wszystkie dziwactwa panie
to są przez tych artystów
taki to musi cudować
jak nie Platony to Kamasutry
ma we łbie

nie chcą po bożemu
na ślubnej babie
pod pierzyną

szukają głębi
wyuzdańcy

potem to taki panie
jeszcze przez okno skacze
albo i żyły podcina
niby że to z miłości

taki jeden
to kochał na odległość
jakby wokół bab brakowało
mówią że bardzo wrażliwy
a po mojemu to wariat
pisanie dzieci mu nie urodzi
a on
i tak po swojemu

Kryzys

Odysi podróżnogłodni
prędkozmienni przyjaciele
rozumie mój i miłości

myślałem jak was kochać
kochałem o was myśleć
a dziś serce i rozum
skradła sroga Vanitas
co bez miłości kocha trwać
a rozum nasz jej nie pomieści

pozostał we mnie szorstki płacz
heraklitowe łzy boleści
i głuchy jęk
i gorycz słów
cierpka tęsknota za wspomnieniem

byliście skałą mą
dziś w puch zmienioną

wiatr was wzniósł nad ziemię
pognał jak białe gąbki chmur
przywrócił ziemi z letnim deszczem

nie wiem gdzie
szukam
bo jesteście

ale nie dla mnie

dla mnie przestrzeń
tak wielka że się w niej nie zmieszczę

brak granic bardziej ogranicza
zmienia na drobne
na drobniutkie
aż staję się ot mikroludkiem
z sercem jak pestka od cytryny
małym i kwaśnym

z tej drobiny
wyrośnie drzewo
znak samotni

owoce cytryn
liście pokrzyw
ciernie i osty drzewo wyda
i nawet ptakom się nie przyda
owa meduza botaniczna
mutacja piękna i ohydy

pod drzewem tym tęsknoty grzyby
nie będą dla nikogo strawą
karmione co dzień rosą krwawą
z jadami smutku pomieszaną

z kim mnie zdradziłaś pani amo
ty która każesz zwać się stałą

panie cogito
gdzie odszedłeś
gwarancie mego człowieczeństwa
który wpędziłeś mnie w ten tłum

cogito
amo
ergo
sum
jest
prawdą
prawd

was nie ma
oto cały bezsens
was nie ma
jestem czy nie jestem
krach filozofii świat ogląda
czy mój krach

Polskie ZOO

Dawno temu w państwie zwierząt
Zapanował straszny nierząd
I na państwa strony cztery
Rozsypały się afery.
 
Donosiło radio ptasie,
Że ktoś zrobił skok na kasę
 
Dzięcioł który działał w KORze
Pisał, że tak być nie może,
Bo sam nagrał na papugę
Moment, gdy mu Lew przysługę
Oferował za przepiórki.
 
Lew pociągnąć miał za sznurki,
Wskutek czego dla dzięcioła
Miała przypaść dojna krowa.
 
Lis podawał również fakty,
Że władza ugrzęzła w matni
I twierdził, że czas już zmienić
Nieudolny rząd jeleni.
 
Oburzyło to szalenie
Rządzące państwem jelenie
A prezydent struś tymczasem
Szybko schował głowę w piasek.
 
Jakby tego było mało,
W państwie zwierząt znów zawrzało
Bowiem powstał przekręt wielki
W sprawie opłat za grę w pchełki.
 
Lobbystę starego sępa
Wysłuchała tępa klępa
I za jakiś marny ochłap
Zwolniła z połowy opłat
Grę, co jak to bywa w bajkach
Niosła szczerozłote jajka.
 
Oprócz tego szare szczury
Miały przeciek z samej góry,
Że szykuje się zasadzka,
Żeby złapać mafię gacka.
 
Przeciek ten, jak uczy życie
Wprost do gacka prędko wyciekł.
 
Inny przekręt – wilk wraz z miśkiem
Mieli dać za jedną szyszkę
Leki cierpiącym zwierzętom,
Ale na myśl przyszło krętom
Że od pszczół, które od wieków
Trudnią się produkcją leków
Wezmą miód trzeciego sortu,
A resztę kasy z resortu
Wyprowadzą, zaś leczenie
Powierzą zgłodniałej hienie.
 
Takich afer było w bród
Zewsząd się wydzielał smród
Silny tak, ze powiem trafnie
Przy nim skunks przepięknie pachnie.
 
Stary orzeł patrzył na to
Przecierając skrzydłem oczy
Widział wiele i był pewny,
Że nic go już nie zaskoczy.
 
Zaskoczyło go to jednak,
A więc westchnął: - dobry Boże
Czy tu wreszcie będzie lepiej,
Czy też może... jeszcze gorzej.

Pomyłka

Słyszysz słowo i czujesz, ze jest twoje własne,
więc przygarniasz je w serce i karmisz do syta,
potem czujesz, ze serce staje się za ciasne
i sam nie wiesz, gdzie, kiedy, słowo z serca znika.
 
Może było nie twoje, a ty w zamyśleniu
pochwyciłeś to brzmienie i skradłeś je w locie,
może było obrazem w lat szczęścia wspomnieniu,
bo leciało w puszystej i mglistej pozłocie.

Może słowo to było niczym owoc pusty,
który dźwięcznie upada z gałęzi na ziemię,
może było czymś błędnym, niemądrym, niesłusznym,
może snem, może baśnią, może myśli cieniem.

Procentowa rozmowa

                                                       Januszowi Grabiaszowi
 
 
Jasiek – Dzisiaj rozstałem się z mą dziewczyną.
Władzio – Nie martw się Jasiu, chodźmy na wino,
widzisz, kobieta – głupota wielka,
więc ci zostaje co? – ot butelka .
Jak się napijesz humor ci wróci,
bo tylko flaszka cię nie porzuci.
Jasiek – A rano wstanę trzeźwy znów przecie.
Władzio – To coś na kaca będzie na mecie
            i znów zaszumią w głowie procenty.
            My dwaj żeglarze, my dwa okręty
            będziemy płynąć nocą i ranem
            przez wielkie morze – Morze Pijane.
            Troski najlepiej topić w kielichu!
            Co, nie masz forsy? – dziś stawia Zdzichu.
            Wczoraj zarobił z Mietkiem fachowo,
            troszkę przyciśli panio sklepowo,
            a ona, przyznam bidna kobita
            nic nie pamięta, była upita,
            potem przygnietli ta starą Felę,
            stąd dzisiaj forsa, kurdelebele.
Jasiek – Ja tak nie mogę, ja tak nie umiem!
Władzio – Jasiek, ni w zęba cię nie rozumiem,
tyś chyba chory, od rzeczy gadasz,
ja nie ksiądz jezdem, że się spowiadasz,
coś kiepsko z tobą, morda tak blada,
tyś chłop?, ja powiem krótko – tyś baba!
Gadka cos z tobą dzisiaj nijaka,
Przyjdź jak zmądrzejesz,
                                                będziem przy krzakach.

‹‹ 1 2 13 14 15 16 17 18 19 22 23 ››