Wiersze - Leopold Staff strona 29

Sen nieurodzony

 
 
Będę tworzył! Rozmachem szaleje mi ramię!
Hartownym młotem będzie mi piorun mej siły!
Oto szukam olbrzymiej, cyklopowej bryły,
By sen mój z ognia wcielić w marmuru odłamie...

Wybrałem ogrom skalny, głaz ginący w chmurze,
Krzyk potęgi zakrzepły w kamienną kolumnę...
Bo potrzeba kolosu na me dzieło dumne,
Bo sen mój chodzi w świetnej, królewskiej purpurze!

Wiem: nikły będzie w głazu skończoność odziany.
Nie w ciebie, karla bryło, zaklinać tytany!
Nie ma w świecie ogromu godnego mej mocy!

Cała ziemia na posąg mego snu za mała!...
Uśmiecham się wyniośle... dłoń spada wzdłuż ciała...
Hej! śnie nieurodzony, śnie mych wielkich nocy!...

Smutek twórcy

Najwyższa rozkosz twórcy: w duszy doskonały
Sen widzieć piękna, co się doprasza żywota,
Krwią mu do głowy bijąc jak w spiżowe wrota,
By z niej na świat wyskoczyć jak kształt bóstwa biały.

Lecz najstraszniejsza klątwa, co się spiętrza w szały
Rozpaczy gdy bijąc w głaz ciosami młota,
Widzi, że ramię krótsze jest niźli tęsknota,
A skrzydeł nie ma glina, która rządzi ciały.

I przeto dusza twórcy smutna jest po wieczność,
Bo sama jest rozkazem twardym jak konieczność,
By tworzyć i rozwieną marę wcielać w stałość.

Lecz przed ramieniem, co chce objąć bóstwa kibić,
Staje nieunikniony mur: niedoskonałość,
Kiedy mistrzowi winą najcięższą jest: chybić.

Straszna noc

Czasem zapada straszna noc, głucha, upiorna...
Noc beznadziejna, sina i grozą potworna...
Świat odrętwiały ciszy bezdusznej milczeniem
Śpi pod snów ołowianych tłoczącym brzemieniem...
Gwiazdy w górze lśnią martwe i zimne boleśnie,
Księżyc jak biała bryła lodu skostniał we śnie...

Czasem zapada straszna noc, upiorna, głucha...
W noc taką jęk topielic z toni rzek wybucha;
Rosa w kwiatach w jad zmienia swą ożywczą siłę
I kwiaty więdną, chorą trucizną opiłe;
Kruk kamienną, grobową ciszą przerażony
I trupim blaskiem nocy w śpiących lasów strony
Porywa się i czarnym skrzydłem załopoce,
I leci skryć się w ciemną gąszcz... O, straszne noce...

A bladzi ludzie w taką noc o śmierci roją,
A ci, co marzą, silniej drżącą dłonią swoją
Cisną serce tętniące w piersi nazbyt głośno;
Ci, co wiedzą, że dzisiaj snem cichym nie posną,
I czoło rozpalone wspierają na dłoni,
Czują rosę zimnego potu na swej skroni;
Ci, którym duszę ciemna krwawa zbrodnia plami,
Z posiwiałymi ze snu budzą się włosami...

Głodne psy wyją włócząc się zgrają tułaczą,
A małe dzieci strachów się boją i płaczą...
Gdzieś w ciepłej izbie ludzie siedzą przy kominie:
Nikt nie waży się przerwać milczenia, jedynie
Matka oczy na ścianę. obróci bezwiednie,
Spojrzy i szepnie: "Zegar stanął", i poblednie,
I wszyscy zimnym dreszczem wstrząsnęli się trwożnie,
A dziewczęta poczęły się żegnać pobożnie...

W noc taką gdzieś starucha dźwiga się z barłogu
Chora i drży, czy śmierć już nie stoi u progu,
I trwożna, chce odegnać bliską chwilę zgonu,
I zamawia chorobę czarem zabobonu.
W taką noc matkę słabą, wynędzniałą, głodną
Czarne rozpacze pędzą ponad topiel wodną:
Z rozwianym włosem, z dziećmi ponad wodą kroczy
I płaczącym biedactwom zawiązuje oczy
Błądzi po stromym brzegu w północnej pomroce
Szukając głębi... Straszne, beznadziejne noce...

A gdy dzień wyrwie ludzi z nocnych mąk otchłani,
Budzą się smutni, chodzą bladzi, obłąkani,
Jak gdyby jakimś ciężkim przytłoczeni ciosem,
I słuchają złych wieśxi szeptanych półgłosem:
Że chłop ślepego ojca udusił pod lasem,
Aby dobytek jego zagarnąć przed czasem;
Że śmierć była tej nocy u pięknej dziewczyny,
Co wiła sobie wianek dziś na zaślubiny;
Że niewiasta, co Boga prosiła gorąco
Długie bezdzietne lata o płodność rodzącą
Aż w końcu się poczuła matką, wysłuchana,
Powiła płód nieżywy... Nie zbłagała Pana...

Czasem zapada straszna noc, potworna, głucha...
Strwożeni, słabi starce z tchem oddają ducha...
Nikt nie klnie, bo się korzy przed Nieznanym z trwogą -
Nie modli się, by nie kląć skargą nieprzytomną,
I tylko gwiazdy modlą się ciszą ogromną...

O, że się jasne gwiazdy wtedy modlić mogą!...
.............................................
O co się zimne gwiazdy wtedy modlić mogą...

Strofa

 
 
A że zapomnieć ciebie muszę,
Twe oczy słodkie i ogromne,
Ty klątw nie ciskaj na mą duszę -
Bo myśli smutne mam, bezdomne,
Zatruwam tchnieniem swym, co ruszę...
Lecz wzgarda zdepc me serce złomne,
Że choć odchodzę w bezotusze,
Aż nazbyt prędko cię zapomnę!

Szara, spękana ziemia

 
 
Szara, spękana ziemia, ugór zjałowiały,
Poszarpany pustymi wyschłych wód koryty.
W górze chmur brudna płachta skłon zasnuła cały,
Mglisty przestwór w znużenia chory sen spowity,
Pustka równina, ni drzewa, wzgórza ani skały,
Oko nie może lecieć w górę, w dumne szczyty -
Monotonia, a w dali nuda pełznie skrycie,
Wlokąc za sobą rozpacz: oto nasze życie;
 
Życie, które dziewiczych puszcz spragnionej duszy
Daje miejsce przy lichej, w piasku wzrosłej trawce.
A tęsknocie miast słońca, co blaskiem skier prószy,
Mosiężny krąg, jak dzieciom, rzuca ku zabawce -
Życie, co spacza myśli w nędzny płód ropuszy,
Myśli chcące w dal szumieć jak orły - latawce -
Życie, co wszystkie węzły tak pięknie rozpala:
Tragedie śmieszne, smutno zaś komedie świata.
 
Tak często dusza w smutku pogrąża się cienie,
Żeśmy próżno tak długo czekali w boleści
Na jakiś piorun z nieba, złote objawienie...
A może nic nie przyjdzie? Wszak przyjścia nie wieści
Żadne proroctwo, żaden głos w puszczy... Milczenie.
Wszystko głuche i ciemne, bez związku, bez treści
I rozpacz młotem w posąg twej wiary uderza,
I czujesz się w sercu twym pustka rozszerza.
Wtedy każ milczeć ustom, co złorzeczyć skore,
I wdziej szary płaszcz żebraczy, na czoło pokorę
I kładź kolejno dłonie na smutki, na płacze,
Jakby na bladych dzieci głowy jasne, chore,
Patrz im w oczy, gdzie trawią się smętki tułacze,
Popatrz na wszystkie kwiaty zdeptane w popiele,
A ukorzysz się wtedy, bo zrozumiesz wiele.
Zrozumiesz, że są w duszy głębie i otchłanie,
Lecz oko nie przebije ich pomrocznej fali.
A choć tam pusto, ciemno, przeczuć głuche wianie
Przynosi o północy echo kroków z dali...
Snadź idzie ktoś z bezkresów; a kiedy już stanie
U progu twej duszy, słońce ci zapali,
Że przejrzy cienie wszystkich głębin wzrok twój wolny.
Głębie istnieją choć tyś ich pojąć niezdolny.


A za głębią królestwo, gdzie wielki bóg władnie,
Nienazwany, co wielkość wlał w błękit i morze,
Co wieje tchem tajemnych gróz w przepaściach na dnie,
Co mieści dusze nasze, gwiazdy, noc i zorze,
Bóg, który na twej duszy jasną rękę kładnie
Kiedy sen cichą nocą czuwanie twe zmoże
Co wiedzie cię tajemnym i nieznanym lotem,
Skąd, dokąd i dlaczego? On jeden wie o tem.
 
Zrozumiesz, że daremny jest trud i mozoła,
By grzmiących fal pęd zmienić zaporą swych dłoni;
Że próżno gniewnym buntem pochmurnego czoła
Stawać na opak torom, którymi świat goni.
Wstrzymaj wóz w pędzie - rękę zgruchocą ci koła,
A przecie lecą tylko marną siłą koni!
I jak chcesz wstrzymać losów swych wóz, który żenie
W nieznaną i tajemną oddal przeznaczenie?

‹‹ 1 2 26 27 28 29 30 31 32 34 35 ››