Widok ze wzgórza
Jesień wspomnienia tka młodości.
W błękicie obłok srebrny płynie,
Widmowy jak myśl o nicości.
Czyżem to życie śnił jedynie?
Patrzę na złote pola, gaje,
Spowite w spokój, skarb najrzadszy,
I wszystko większe w krąg się zdaje,
Jak gdy na świat przez łzy się patrzy.
Wigilia w lesie
I drzewa mają swą wigilię...
W najkrótszy dzień Bożego roku,
Gdy błękitnieje śnieg o zmroku:
W okiściach, jak olbrzymie lilie,
Białe smereczki, sosny, jodły,
Z zapartym tchem wsłuchane w ciszę,
Snują zadumy jakieś mnisze
Rozpamiętując święte modły.
Las niemy jest jak tajemnica,
Milczący jak oczekiwanie,
Bo coś się dzieje, coś się stanie,
Coś wyśni się, wyjawi lica.
Chat izbom posłał las choinki,
Któż jemu w darze dziw przyniesie
Śnieg jeno spadł na drzewa w lesie,
Dłoniom gałęzi w upominki.
Las drży w napięciu i nadziei,
Niekiedy srebrne sfruną puchy
I polatują jak snu duchy...
Wtem bić przestało serce kniei,
Bo z pierwszą gwiazdą niebo rozłogów,
A z gęstwiny, rozgarniając zieleń,
Wynurza głowę pyszny jeleń
Z świeczkami na rosochach rogów...
Wizyta
kiedy przyjdziesz po mnie ja pełen wspomnień dam się wziąść za ręke opuszcze z Tobą pokoju wnęke ułożywszy sie wcześniej na dywanie podpisze testament na kolanie zamkne oczy i zasne powoli wypale się i zgasne
Wół
W bezstrunnej rozwidlonych twoich rogów lirze
Milczy hymn niemy pracy. Roboczym nawykiem
Kroczysz z wolna, pod jarzma twardego dotykiem,
Z ciszą ziemi i duszy chłopskiej w wiecznym mirze.
Dzień witasz hasłem znoju: przeciągłym porykiem,
I gdy potężny kark twój i mocarne krzyże
Lśnią potem w blasku słońca jak posągu spiże,
Sam jesteś najwznioślejszym mozołu pomnikiem.
W czcigodnej swej powagi ciężkim majestacie,
Jak starożytne bogów zwierzęcych postacie,
Miłość i cześć człowieka wziąłeś po nich w spadku:
Choć z pokorą, co patrzy z łagodnych ócz tobie,
Synowi Człowieczemu-ś oddał je przy żłobie,
Jak jest na wigilijnym odbite opłatku.
Wysokie drzewa
O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,
W brązie zachodu kute wieczornym promieniem,
Nad wodą, co się pawich barw blaskiem rozlewa,
Pogłębiona odbitych konarów sklepieniem.
Zapach wody, zielony w cieniu, złoty w słońcu,
W bezwietrzu sennym ledwo miesza się, kołysze,
Gdy z łąk koniki polne w sierpniowym gorącu
Tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygą ciszę.
Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza
I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,
Z których widmami rośnie wyzwolona dusza...
O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa!