Wiersze - Cyprian Kamil Norwid strona 8

Bema pamięci żałobny-rapsod

 
I
 
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan?
- Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan;
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
- Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki
Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami
Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki...
Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami...
 
II
 
Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,
Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...
Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,
Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.
 
III 
  
Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,
W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne;
Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,
Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne...
 
IV
 
Wchodzą w wąwóz i toną... wychodzą w światło księżyca
I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca,
Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął...
 
V
 
Dalej - dalej - aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu
I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą,
Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu,
Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą...
 
VI
 
I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,
Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,
Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  
Dalej - dalej - -
 

Bezimienni

 
 
1
Teleskopowa, oj! kometo.
Przelatująca w dzień słoneczny,
Gmin cię nie witał niestateczny,
Astronom ledwo z baszt, lunetą!
- Ty, na padół nie trzęsiesz złotem
Ni groźbami - cóż ludziom po tem? -
 
2
Ciche zasługi są tak samo,
Bez wczesnego gdy schodzą żalu;
- Dziecię woła za piersią: „Mamo!"-
Lecz ona w mieście jest na balu,
Pierś zapiętą wsparłszy o ramię
Tanecznika, co uśmiech kłamie.
 
3
O! z jakimże wołałem żalem
Na smętarzach twoich. Narodzie:
„Jeruzalem! o Jeruzalem!
Bez strażników i wieżyc grodzie.
Zawsze nic w czas, lub zawsze nie ty,
Teleskopowe znasz komety."

Bliscy

 
 
1
Tu, gdzie im krótszy czas, tym lepiej skrywa
Szybkość swą, ważność i miarę,
A człowiek ledwo rzec może, że bywa
Zdrowych lat kilka... lub parę -
 
2
Ludzie? - znikomość tę? - czy mieli siły
Wziąść za coś więcej niż plagę?...
Choć krzyż sam, waląc się na grobie, zgniły,
Razem traci kształt i wagę!
 
3
Jakby się nieme rzeczy też siliły
Nieustannymi jękami
Przedłużać nicość swą i zlepiać pyły
Łzą - aż i łza się wyplami.


4
Więc gdy na chustki ostatniej już brzegu
Łzy ślad spełznie swym ostatkiem;
Więc gdy ostatni z przyjaciół szeregu
Wspomni Cię już, już przypadkiem -
 
5
Wtedy - o! wtedy - myśl i życia wątek,
I ślad dramatyczny bytu
Twego, w swój wtóry wnikłszy od-początek,
Zbudzi się Tobą do sytu.
 
6
Bo teraz wszędzie jeszcze Twoje nie ja
Obejmać musisz sumieniem;
I nie Twój jesteś rozum i nadzieja,
I jesteś Twoim zwątpieniem!
 
7
Lecz i tu ludzi trzy widziałem sfery,
Trzy obcowania ich strony:
Jedni, co znają Cię, jak się litery
Zna - pókiś ku nim zwrócony...

8
I póki twarzą w twarz przestajesz z niemi,
Zaś - ani chwilę już potem;
Tak kły pszeniczne ruszają się z ziemi,
Wyzieleniając, za grzmotem...
 
9
Drudzy - mniej żądni oblicza i gestu,
Mniej osobistej poręki,
Bo życie cale pamiętni, jak Chrzęstu,
Tych, których dotknęli ręki.
 
10
I trzeci wreszcie - - rzadcy niesłychanie,
Co, choćbyś umarł od wieku,
Weszli w poufne z Tobą obcowanie.
Jak - siedzący człek przy człeku.
 
11
- - A którzy znikną z elektrą Twej siły
Lub znajdą się w życia składni,
A których czekać u swojej mogiły
Będziesz? - -
- ja, nie chcę... sam zgadnij.

Bogowie i człowiek

 
1
Dziś autorowie są jak Bóg:
Dość jest, że tchną, wnet arcydzieło wstawa;
W skrzydlaty lot posuwa ciężki pług -
Trud jest jakoby zabawa!
 
2
Nie samo już słońce rzuca cień
Wawrzynów - skłania je i wiatr życzliwy,
Dwadzieścia lat sławy za jeden dzień
Dając - za jeden dzień szczęśliwy!
 
3
I od Wirgiliusza kształtnych pień
Zalatują jeszcze ludzkie natchnienia...
On! dwadzieścia lat pracy dał za jeden dzień -
Za jeden dzień stworzenia!
 

Bohater

 
 
1
Czy już nie wróci czas siły-zupełnej
Ani ma jeszcze zasłynąć
Wiek, gdy po R u n o ważono się płynąć
Ze złotej uwite wełny?...
 
2
Lec na kolchidzkiej tkaniny kobierce
Nikt-że już więcej nie pragnie?
Lub, bohaterów czulsi spadkobiercę,
Woląż się ująć za j agnię?...
 
3
Smoka czy wielki łeb dziś wyzwie kogo,
Rykiem otrębując turniej;
Lub jest-że, kto by rad go potrzeć nogą
I wynieść się nadeń górniej?...


4
Czy ramion marmur-czy muszkułów granie
I cało-strojność budowy
Nie ma już więcej nic za powołanie
Nad strawność dobrą? byt zdrowy?
 
5
Bohaterowie wszak od wieków w wieki
Kraj zdobywają zaklęty-
I od Achilla mniej bywa kaleki,
Kto nie wyzuł z ostróg pięty!...
 
6
Miatażby słodycz chrześcijańska, nowa,
Zawistnym być Męstwa druhem? -
Gdy ona raczej, jako białogłowa
Wierna - współ-zwycięża duchem!
 
7
Miałażby włosów srebrność księżycowa
Wyzwalać z Dziejów-zaciągu?
Lecz starość, w czas swój, bywa więcej zdrowa
Od bark greckiego posągu:


8
Mojżesz - wiek blisko przeżywszy, powstawa
Wyswobodzicielem ludu -
Heroizm czysty wcześnie nie dostawa,
I nie dostawa-bez cudu!
 
9
Owszem - śmierć sama i jej piekieł-krater
Cóż są?...-rzecz wielka lub licha:
W miarę do tego, jak? jaki bohater?
Dopełnił swego kielicha -
 
10
Niechże więc Kolchów wiek sobie nie wraca,
Współczesność w równej mam cenie:
Heroizm będzie trwał, dopóki praca;
Praca? - dopóki stworzenie!...

‹‹ 1 2 5 6 7 8 9 10 11 21 22 ››