Wiersze - Cyprian Kamil Norwid strona 21

To rzecz ludzka...

 
 
                              Surge ai mortali per diverse foci
                                          La lucerna del mondo; ma da quella
                                          Che quattro cerchi giugne con tre croci,
                                          Con miglior corso e con migliore stella
                                          Esce congiunta, e la mondana cera
                                          Piu a suo modo tempera e sugella.
                                   Dante, II Paradiso
 
 
Wszystko mi tu łamkie, kruche,
Gdzie obrócę dłoń, ruina.
Wieją wiatry na posuchę,
Na posuchę iłknie ślina.
We mnie, w świecie - grób: dwa słowa!
Umiem trzecie...
 
 
                      Grabarzowa
Dłoń - żelazem je dokończy.
Potem dziady w chór zanucą,
Może w czarnej kto opończy
Przyjdzie, słowo z piaskiem rzucą,
 
 
Boleść z szatą, a w dwa roki
Kwiat się rzuci modrooki,
A w pięć roków dąbek, potem...
At! czy warto marzyć o tem?!
 
 
*
 
Był to niby sen burzliwy,
Niby konia dano dziecku.
Drży, koleba się u grzywy,
I koń zasię po turecku
Wre, a z dala pisk cięciwy
I szum wielki, niby grają.
Cień z chorągwią rozwiniętą:
Niby miasto zdobywają,
Miasto cieniów niby wzięto...
Spoczywają.
 
 
*
 
                  I cień przewiał...
Jak chorągiew jego mglista:
Dziecię, młodzian, starzec - zdrzewiał
I rozesnuł się do czysta,
By ów niegdyś rdzeń żywiczny,
Co był drzewem, potem statkiem,
I zgnilizną; ta ostatkiem
Przewionęła w mgle ulicznéj.
 
 
*
 
Oj! zapłakałbym nad kwiatkiem,
Nad błękitnym, ze złotymi
W oczach gwiazdki, i nad tymi,
Co mi w życie go uwili,
Ale nie ma ich...
 
 
*
 
                     Czy byli?!...

Trzy strofki

 
Nie bluźń, żem zranił Cię lub jeszcze ranię,
Bom Ci ustąpił na mil sześć tysięcy;
I pochowałem łzy me, w Oceanie,
Na pereł więcéj...!

I nie myśl, jak Cię nauczyli w świecie
Świątecznych-uczuć świąteczni-czciciele,*
I nie mów, ziemskie iż są marne cele
Lecz żyj raz przecie...!

I myśl gdy nawet o mnie mówić zaczną
Że grób to tylko, co umarłe, chowa;
A mów... że gwiazda ma była rozpaczną,
I bywaj zdrowa...


 

  

Tymczasem

 
                              1
Pokolenia przechodzą,
Mając gdzie stawić nogę;
Jeśli łany ogrodzą,
Zostawują choć drogę!
                             2
Przechodzą i Epoki,
A czas liczy się na nie,
Lecz moje dni - to odwłoki,
Lata moje - czekania...
                             3
Cóż się już nie wracało,
Odkąd na ten świat patrzę?-
Rzeczywistością całą
Jestże entr'acte w teatrze?
                             4
Życie - czy zgonu chwilką?
Młodość - czy dniem siwizny?
A ojczyzna - czy tylko
Jest tragedią - ojczyzny?

W Weronie

1

Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu - -

                       2

Patrzy na gruzu nieprzyjaznych grodów;
Na rozwalone bramy do ogrodów,
I gwiazdę zrzuca ze szczytu - -

                       3

Cyprysy mówią, że to dla Julietty,
Że dla Romea, ta łza znad planety
Spada - i groby przecieka;

                       4

A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I - że nikt na nie nie czeka!

Wspomnienie wioski

 
 
Nie lubię miasta, nie lubię wrzasków,
I hucznych zabaw, i świetnych blasków,
Bo ja chłop jestem - bo moje oczy
Wielmożna świetność kole i mroczy.
Miasto - złocony kraniec przepaści!
Stań na nim, spojrzyj, a dreszcz lodowaty
Zatrzęsie ciałem i członki namaści.
Miasto - to przedsień piekielnej zatraty;
Patrz - tam zjawiska gmatwają się tłumne,
Tam cudów siła - tam głupstwa rozumne,
Obok wieśniaczej prostoty stawione,
W nieobeznanym a gwałtownym człeku
Wzbudzić potrafią gniew niechrześcijański.
Wzbudzić potrafią nudności szalone,
I na myśl rzucić pleśń późnego wieku;
O! one mogą na twarz wywlec śmiech szatański,
Z jakim się czasem zjawia pośród zabaw głośnych
Dziwaczny pielgrzym, i patrzy na gości,
I śpiewów słucha donośnych...
Ale ten pielgrzym w chaosie radości
Patrzy na ludzi jak ów wąż rzeźbiony,
Kształtnie nad czarą wina pochylony,
Martwo, lecz chytrze patrzący na muchy,
Co się spętały w pijaństwa łańcuchy.
 
 
Miasto!...to ciemny, nieczysty przedsionek,
Którego niebo, dymem okopcone,
Nie zna jutrzenki, nie zna wschodu słońca,
Ani rozumie, co śpiewa skowronek.
 
 
Tam - w mieście - wszystko cyrklem wymierzone,
A od początku życia aż do końca
Człek, patrząc w zegar, na jego tablicy
Widzi wschód - zachód - i noc safirową,
Tylko po tańcach znajomą stolicy:
Tam - w mieście - ujrzysz ziemię inną, nową,
I ludzi innych - tam piewca, gdy śpiewa,
To się oklasków, wawrzynów spodziewa.
 
 
Oklask? - to echo, a wawrzyn? - to ziele,
Na naszych łąkach piękniejszych jest wiele!
Wieś!... to me życie, to podarek Boży!
To kwiat, co spada z anielskiego czoła,
Gdy go dłoń lekka lekko w sploty włoży.
O, wieś, z początku cicha i smętnie wesoła,
Leży jak flet, co w sobie liczne pieśni tłumi,
Lecz weź no ten flet do ust, pocałuj go szczerze,
A dopiero usłyszysz, co on śpiewać umié,
A dopiero on pieśni dla ciebie wybierze;
I będzie ciebie błagał - będzie ciebie prosił -
Ażebyś go przy ustach pałających nosił.
 
 
Na wsi - słowik jest piewcą; on tam nie dba wcale,
Czy go pośród oklasków przyjmą okazale,
On, w nocy pod okienkiem siadłszy na kalinie,
Nawet o tym i nie wie, że śpiewa dziewczynie;
On wesół skubie listki wonnego jaśminu,
Bawi się nimi, gęślarz, swobodny - szczęśliwy,
Bo dla niego liść każdy jest liściem wawrzynu.
 
 
Na wsi burza przeraża! piorun jest straszliwy,
Gdy wije się po niebie i przegryza chmury:
Lecz w mieście nie dosłyszą słów Matki Natury,
Którą pokaleczywszy, i złożywszy w grobie,
Bawią się - tańczą sobie...
 
 
Nie lubię miasta! nie lubię wrzasków,
I hucznych zabaw - i świetnych blasków,
Bo ja chłop jestem - bo moje oczy
Wielmożna świetność kole i mroczy.
 
 
Więc na wieś wrócę - o wsi wesoła!
Ty mię powitasz, kwiatku anioła.
 
 
Tak - na wieś wrócę, do swoich wrócę,
Sterczące kości napotkam w roli,
I dla tych kości piosnkę zanucę.
Już wracam myślą - wzrok jej sokoli
Naprzód zobaczył lipy cieniste,
Zielone smugi i wody czyste.
Serce, ty czujesz strony rodzinne,
Bo tam dla ciebie było wesele,
I szczere modły w wiejskim kościele,
I czucia szczere - niewinne...
 
 
Noc - rosa pada, myśl ma chwilkę leci,
Między lipowe, topolowe drzewa,
Tam, kędy w oknie blady płomyk świeci:
I przyleciała - pod płotem stanęła,
Jak żebrak, co się jałmużny spodziewa -
Łagodnym wzrokiem w oknie utonęła,
Lecz nikt nie widział, że ona tam stoi,
Nikt jej tam wcale nie czekał,
Tylko pies wierny zerwał się - zaszczekał.
,,Czy poczuł wilka? czy się czego boi?
Że tak ujada bez końca".
O nie, nie poczuł ni wilka, ni strachu,
Tylko myśl moją - mej pamięci gońca -
Moje wspomnienie poczuł i przywitał;
Bo on tam o nie nieraz, wyjąc, pytał,
On jeden uczył, gdy stało za płotem,
I kiedy bliżej przyleciało potem,
By na rodzinnym siąść dachu.

‹‹ 1 2 18 19 20 21 22 ››