Modlitwa
Przez wszystko do mnie przemawiałeś - Panie,
Przez ciemność burzy, grom i przez świtanie;
Przez przyjacielską dłoń w zapasach z światem,
Pochwałą wreszcie - ach! - nie Twoim kwiatem...
I przez tę rozkosz, którą urąganie
Siódmego nieba tchnąć się zdaje - latem -
I przez najsłodszy z darów Twych na ziemi,
Przez czułe oko, gdy je łza ociemi;
Przez całą dobroć Twą, w tym jednym oku,
Jak całe niebo odjaśnione w stoku!...
Przez całą Ludzkość z jej starymi gmachy,
Łukami, które o kolumnach trwają,
A zapomniane w proch włamując dachy,
Bujnymi z nowa liśćmi zakwitają.
Przez wszystko!...
Panie! - ja nie miałem głosu
Do odpowiedzi godnej - i - milczałem:
Błogosławionym zazdrościłem stosu
I do Boleści jak do matki drzałem -
I jak z bliźnięciem zrosły w pół z Zapałem,
Na cztery strony świata mając ramię,
Gdy doskonałość Twą obejmowałem,
To, jedno słowo, wyjąknąwszy: "kłamię",
Do niemowlęctwa wracam...
Jestem znamię!...
Sam głosu nie mam, Panie - dałeś słowo,
Lecz wypowiedziéć któż ustami zdoła?
Przez Ciebie prochów stałem się Jehową,
Twojego w piersiach mam i czczę anioła -
To rozwiąż jeszcze głos - bo anioł woła.
Od rezultatów mylnego zamętu
Z kagańcem w ręku do przyczyn zstępuje
Jak smutny żeglarz po schodach okrętu,
Kiedy kotwicy szuka... burzę czuje...
*
O! tak - WCIELONYM skoro pogardzili,
Wcielenia wszelkie, więc praca wszelaka -
Rwie się... a jeżli przędzie się?... omyli!...
Wodę by lepiej czerpać do przetaka -
*
Danajdom lepiej byłoby na dobie
Zakasanymi uwijać rękoma,
Bo chociaż mogły pośpiewywać sobie:
"Toć już zostaniem tak... nie wrócim doma!"
Fraszka (!)
What man dost thou dig it for?...
Hamlet
1
- Jeśli ma Polska pójść nie drogą mléczną
W cało-ludzkości gromnym huraganie,
Jeżeli ma być nie demokratyczną,
To niech pod carem na wieki zostanie!
2
Jeśli mi Polska ma być anarchiczną,
Lub socjalizmu rozwinąć pytanie,
To już ja wolę tę panslawistyczną,
Co pod Moskalem na wieki zostanie!
3
Tu oba dłońmi uderzą w kolana,
Aż się poruszył stół, za stołem ściana,
Aż się oberwał z gwoździem krzyż gipsowy
I padł, jak śniegu garść...
... Koniec rozmowy.
Epos-Nasza
I
Z którego dziejów czytać się uczyłem,
Rycerzu! - piosnkę zaśpiewam i tobie.
Wysoki, właśnie obrócony tyłem
Do słońca, które złoci się na żłobie
I, po pancerzu przebiegłszy promieniem,
Z osieroconym bawi się strzemieniem...
II
Liców twych - wyznam - opiewać nie mogę,
Bowiem rozlałeś profil swój na wielu.
Lecz serce? - czuję, i podzielam trwogę
O bohatérstwo... stary przyjacielu!
Podzielam, mówię, gorącość i zapał,
Których-em z dziejów twych usty nałapał.
III
Dziecina - pomnę - nad ciemnawą kartą
(Bo nawet odcień pamiętam papieru)
Schylony - z głową oburącz podpartą,
O! ileż, ileż ciągnąłem eteru
Z czytania, z księgi, z możności czytania - ?
I jak smutnawo było mi dokoła,
Kiedy już świeca gasła (rzecz tak tania!...)
Albo gdy z starszych kto nagle zawoła,
Albo gdy widzę już, że kilka tylko
Arkuszy - tak, że końca dotkniesz szpilką!...
IV
Czylim cię kochał i czy prawdę piszę,
To wiedz ze wspomnień, które tu skreśliłem,
Bom niepiśmienny ja i mało grzé szę
Twórczością: piszę - śpiewam - tak, jak żyłem...
V
To tak!...więc stajesz mi znów przed oczyma,
Jak ongi, rdzawą osłonięty zbroją,
I smutek budzisz, co się wężem zżyma,
Bo i ja miałem Dulcyneę moją!
VI
To tak!... a śmiechu nie ma w tym, oj! nie ma,
Dla widzów chyba i dla czytelników,
Lecz dla nas? - mówię, dla nas, co obiema
Rękami nikłych walczym rozbójników,
Oswobodzając księżniczkę zaklętą -
Ból, spieka, gorycz i marsz drogą krętą.
VII
A śmiech? - to potem w dziejach - to potomni
Niech się uśmieją, że my tacy mali,
A oni szczęśni tacy i ogromni,
I czyści, i tak zewsząd okazali...
VIII
A oni? - że tak zniskąd nie zdradzeni
Po paradyzie latają w promieniach
Z Beatryksami swymi - rozkochani -
W purpurze, w wieńcach i w drogich kamieniach,
Co odśmiechują się niebieskim ciałom
I oczom - i otwartym w strop aż na wskroś Chwałom!
IX
Szczęść-że im, Panie. . . . . . . . . . . . . .
X
...a my - kawalery błędne,
Bez giermków, z wstęgą na piersi czerwoną,
Przez mokre lasy, przez lasy żołędne
Ciągniemy przędzę z dala zaczepioną
U przekreślonych szyb żelazną kratą,
U najeżonych bram wściekłą armatą...
XI
Raz smoków stado, grzejące się cicho
Na wygorzałej od jadu darninie,
Drugi raz psotny gnom brzozową wié chą
Około nozdrza koniowi zawinie,
A indziej panna z wieży woła chustką,
A indziej szary wąż z żółtą wypustką...
XII
Przez jakich ścieżek bo chadzałem krocie
Z ogromną dzidą, co gałęzie kruszy,
Ty jeden wielki znasz to, Don Kichocie,
Jednego ciebie to wspomnienie wzruszy.
Bo gawiedź śmiać się będzie wielolica,
Niewarta ostróg z la Manczy szlachcica!
XIII
A Dulcynea moja - o! prze-chrobry
Rycerzu - wiedz, że w swojej ona
Osobie nigdy mi nie odsłoniona -
- Chyba że wietrzyk jaki, wietrzyk dobry
Uchyli czasem kwefu i nad włosem
Rumianych grono gwiazd pokaże z dala
Albo obrączkę tęczową z opala,
Albo obuwia, co się bawi z wrzosem
Kwitnącym, rąbek mały, taki mały
Jak najdrobniejsza koncha perłowana...
XIV
- To wszystko!... ptaki często mi śpiewały,
Że już zbudzona i odczarowana
Pomiędzy smoki wychodzi z wieżyce,
Że lampę trzyma w ręku, a potwory,
Nie mogąc światła znieść, w ziemię się ryją,
Skrzydłami w ciasne łopoczą piwnice
I klną, i gardła rozdzierają... wyją...
XV
Ale cóż? - ptaki, co im się przywidzi,
To wyśpiewują, przysiadłszy na tarczy,
Albo na hełmie moim - a duch widzi,
Że kłamią - prawda jedynie wystarczy
Nam, co za prawdą gonim, Don Kichotom,
Przeciwko smokom, jadom, kulom, grotom!...
Posiedzenie (Fraszka)
Z ogromnej sali wyniesiono śmiecie
I kurz otarto z krzeseł - weszli męże
I siedli z szmerem, jak w pochwy oręże,
I ogłosili... cóż?... że są w komplecie!!
- I siedzą... siedzą... aż tam gdzieś na świecie
Wariat wynajdzie parę, a artysta
Podrzędny - promień słoneczny utrwali,
A nieuczony jakiś tam dentysta
Od wszech boleści człowieka ocali...
A Akademie milczą... lecz w komplecie.